niedziela, 11 maja 2025

Znów na szybko

 Góry Kamienne


2025, maj



 W sobotę przed wieczorem usiadłem przed kompem i spojrzałem w prognozę yr.no. A tam widoczne jak na dłoni "pomarańczka" na niedzielę. No to dalejże na bliblobla patrzeć, czy ktoś nie jedzie z Pyrlandii. 

No i jechał, na zawody rowerowe w Głuszycy, fajowy koleżka Piotr. Zabrał mnie na pokład i już o dziewiątej wysiadałem koło boisk w tej miejscowości. Nie mieszkając, ruszyłem jak najdalej, żeby mnie ten wyścig nie pochłonął. Złota Woda:

Ostoja i Raróg:
Na początek chciałem dotrzeć do kamieniołomu Kamyki, tym razem żeby zbadać nową udostępnioną ścieżkę o hucznej nazwie Jastrzębia Perć. No i szybko  dotarłem do podnóży. A potem na skraj polskiego fiordu. Jadł mi z ręki.




Kolejny punkt widokowy jest kilkadziesiąt metrów powyżej. Cała Jastrzębia Perć to tylko oczyszczone schody techniczne dawnego kamieniołomu + kilka dodanych stopni oraz kilka łańcuszków barierkowych. Do tego jakaś tabliczka informacyjna. 
Ścieżka znakowana zawraca tu i podąża w dół, lecz ja musiałem szukać dróżek w górę masywu Raroga /750/. Gdzieś tutaj skierowałem kroki w mylną stronę, co skończyło się obsuwą na ruchomych kamieniach w jakimś dawnym wyrobisku. 

Potem już łatwo dotarłem do granicy mijając Raroga. W lesie dużo wycinek i rozjeżdżone ciężkim sprzętem, nawet słupkom na granicy nie darowali:
Dalszy odcinek robiłem wspólnie z Mhu w zimie, w trudnych warunkach, więc obecna wycieczka jest jak spacer. Na prawo Waligóra, Klin i Turzyna


Po przejściu kilku szczytów pokazuje się Ruprechticky Špičák 

Ostatnie poważne podejście - i jest szczyt, skierowałem się jeszcze na wieżę widokową na lewo

Ruprechtický Špičák /880/ widok na Góry Suche

Czas uciekał a ja wciąż byłem daleko od celu. Po zjedzeniu kanapki poleciałem dalej, obchodząc Waligórę czarnym szlakiem z prawej strony. Tu już było dużo ludzi (pewnie z parkingu przy Andrzejówce).
W schronisku rzuciłem się na barszcz, popiłem doppio i już za chwilę byłem w drodze.

Na żółtym szlaku, w pobliżu Turzyny
Przejście przez Jeleniec /901/ znów wymagało zwarcia pośladów i wykrzesania sił na podejściu

Skałki w okolicach Rogowca /870/
Gdzieś tutaj spotkałem pogubionych uczestników rowerowego wyścigu, który już chyba dobiegł końca. Z kolei z dołu podchodziły jakieś grupy, uczestnicy rajdu (?) turystycznego. Nie zwracałem na to wszystko uwagi, tylko schodziłem do doliny Rybnej. 
Z doliny niestety znów musiałem się udać pod górę (trzeba było zaryzykować i znaleźć wlot tunelu kolejowego!)
Przełęcz pod Wawrzyniakiem to ostatni przystanek przed stacją
No i już ją widać, stacyjka Jedlina-Zdrój.
Okazało się, ze tak przyspieszyłem na ostatnich kilometrach, że musiałem czekać na pociąg ponad pół godziny, a miałem być na styk.
Dodatkową atrakcją był przejazd malowniczą trasą przez góry:
Fajna traska, teraz marzę o jakimś dłuższym trekkingu jeśli praca pozwoli...


 

niedziela, 4 maja 2025

Velka kupa maltańczyka

 Broumovské stěny


2025, maj


Ostatnimi laty zdarzają mi się wyjazdy ze spontanicznie poznanymi osobami z grup fb i jak dotąd nie trafiłem jeszcze ani na osoby niesolidne, tzw ściemniaczy, ani też na buców czyli tzw buraków.

No a na kogo nadziałem się tym razem?

Na początek w Lesznie na Jarka, który zabrał mnie swoim promem kosmicznym w dalszą podróż. Okazało się, że mamy sporo do pogadania o różnych męskich tematach.

We Wrocku na pokład wsiedli Alicja, Tomek  i Justyna z...maltańczykiem o wdzięcznym imieniu Lolek.

Ostatnie kilometry przed Pasterką zrobiliśmy w deszczu, ale jak tylko wysiedliśmy z promu, deszcz ustał.

Bez przeszkód zatem mogliśmy pójść na trasę. Zorientowałem się, że zaplanowana trasa pokrywa się niemal z trasą z mojego pierwszego zlotu forum npm z 2011 roku. Czyli gdzieś po drodze będzie słynny patison!

Oczywiście najpierw skierowaliśmy się na pętlę wokół Bożanowskiego Spiczaka

Po drodze Wiewiórka
No i oczywiście Patison*, tu się wygłupiam przed obiektywem Alicji:


punkt widokowy Božanovský Špičák /781/
Przeszliśmy dalej. Po kluczeniu szlakami, między innymi koło Czartowskiego Zadu**
My z Jarkiem tuż pod tym Zadem, fuj
ale dotarliśmy na punkt widokowy na skraju Koruny po przeciśnięciu się przez taką...szczelinę, myślę, że nie ujawnię tu wielkiej tajemnicy, mówiąc, iż Jarek ponoć lubi szczeliny




Tu miał miejsce pierwszy postój. Dzielny Lolek otrzymał kolejną porcję kabanosów, ja nie miałem ze sobą takich frykasów! Tylko jakieś roztapiające się od gorąca prince-polo...

Stąd poszliśmy dalej na zachód, mijając skały i skałki

(fot. Alicja)
Po dłuższej chwili dotarliśmy do Skalnej Bramy
(fot. Alicja)
Do tego miejsca przychodzą jeszcze spore grupy turystów, dalej będzie już pustawo.
No ale przecież, właśnie jesteśmy tuż obok słynnej Velkej kupy /713/, więc Lolek będzie mógł...no włacha.
A to nie, to nie było to, o czym pisałem wyżej. To jakaś skała, której nazwę zapomniałem.
Nastąpił teraz bardziej nużący odcinek trasy, przerywany czasem ciekawszym widokiem

Przejście przez głębszą dolinkę
Dotarliśmy do Zaječí rokle i tu był odcinek ostrzejszego podejścia na poziom powyżej 650 metrów. Wyszliśmy w ten sposób w okolice Kamiennych Grzybów,  utworów skalnych podobnych do naszych w pobliżu Batorówka.
Z obu stron szczytu U Beránka /663/ są punkty widokowe, na tym z drabinką mamy fotkę grupową a na honorowym miejscu Lolek!
Lolek całą drogę szedł dzielnie, tylko w kilku miejscach zabłoconych albo na wyższą skałkę bywał podnoszony ale i tak chłopak zakurzył podwozie. Pańcia zarządziła zatem wieczorną kąpiel.
Cóż, to był najdalszy punkt, do którego dotarliśmy i zawróciliśmy przez lewe ramię do czerwonego szlaku. Trzeba było wrócić spacerową ścieżką przez Pánův kříž i Machovský kříž z powrotem do Pasterki. A tu jeszcze na koniec tradycyjny widoczek na oba Szczelińce:
Jeszcze jakiś posiłek w Pastereczce i mogliśmy wracać. Znowu nie udało mi się pokłócić z nikim, nikt nie był marudny ani niemiły, atmosfera na szlaku była doskonała. Buców znów nie stwierdzono.

Patison* - prawdziwa i prozaiczna nazwa tej skałki brzmi Kowadło.

Czartowski Zad** -  czeska nazwa tego utworu skalnego to zaledwie Čertovo sedlo.