piątek, 20 stycznia 2023

A rakiety się kurzą

 Góry Kamienne+Zawory


2023, styczeń


Wbrew wszelkim przeciwnościom, problemom życiowym, zawodowym i związanymi z tym falami stresu wszedłem w styczeń kolejnego roku z postanowieniem szybkiego powrotu na górskie ścieżki. Nie pamiętam dlaczego w głowę wbił mi się ten pomysł z Kamienną Górą. W każdym razie skorzystałem z połączenia "antenkowego" z Sędzisławia do Kralovca, które może być też punktem wyjścia na jakiś wypadzik w Czesko.

 Ale tego dnia wysiadłem w Kamiennej Górze, niestety dosyć późno jak na zimę bo dopiero o 12:30, ponieważ nie chciałem zarywać nocki na dojazd.

Wychodząc z centrum miasta wspiąłem się na Górę Parkową /511/. Jest tu ekspozycja związana z tzw Projektem Arado. Tutaj model samolotu odrzutowego w układzie latające skrzydło Arado 555


Po przejściu przez południową część miasta ukazuje się większe wzniesienie, na które trzeba wejść, mianowicie Długosz /589/
Piękna pogoda i ciepło w tym styczniu...Szaleństwo. Inna sprawa, że w warunkach normalnej zimy idąc na rakietach musiałbym liczyć, że przejdę ledwie z połowę dzisiejszej trasy. 
To szlaki, po których nikt nie chodzi, powiedzmy sobie szczerze. (Może z wyjątkiem kilkukilometrowego odcinka pokrywającego się z Głównym Szlakiem Sudeckim.)
W tle Chełmiec. Będzie mi towarzyszył cały dzień.
Styczniowa wiosna. Nie moja wina. Tak, to moja morda w tym samym miejscu.
Idziemy dalej. Las. Las. Las. I ścieżka jakaś. Ale! Nagle na drodze piękne widoczki na Krzeszów.
A tu także widoczne w tle Góry Wałbrzyskie, supcio!
Mijam fajną wiatkę w rejonie Betlejem, może w przyszłości na jakiś nocleg się nada. 
Podejście na Czarnogórę /621/ niszczy leśną monotonię. Kilka szybszych oddechów...
Tak tu sobie spoglądamy na Trójgarb i Chełmiec w Wałbrzyskich. Za-je-BIO-za.
Jeden z fajniejszych widoczków na trasie. Pamiętajmy, że to jest styczeń!
Przemierzyłem Lipowe Siodło i Przełęcz Pośrodka, aby w końcu wyjść na Przełęcz Ulanowicką. Tutaj można podziwiać zjawisko w postaci: Kościół św. Krzysztofa. Zbudowany w XVIII wieku. Lecz to miejsce na górskiej bądź co bądź przełęczy było z jakiejś dziwnej przyczyny miejscem pielgrzymkowym już sto lat wcześniej. Cóż, ludzkie myśli biegną różnymi drogami.
To ostatnie fotki przy jako-takim świetle. Dymki nad domami.

Tak sobie głupio myślałem, że od tej szosy to będzie już łatwiej.
Głupota. Minąłem dopiero pierwszą połowę drogi, te łatwiejsze trzy godziny. Od tego miejsca czekało mnie już dreptanie po ciemaku. I to dreptanie mocno w górę. Ale, ale, gdzieś po drodze widoczki umierającego słońca? Nieee, to księżyc zza Chełmca się wyłania.
Kilkaset metrów w pionie, w tych śmiesznych górach, jak to możliwe, kto to ogarnie? Przez Płoninę, Leszczówkę, Skowrończą, wylazłem na Rozdroże Trzech Buków.
Stąd rzut moherem do Krzyżówki BHP. Dalej już naprawdę nie da się iść bez światła. A czeka mnie obecnie podejście na grzbiet. Tuż pod grzbietem wchodzę w mleczną mgłę. Światło czołówki rozprasza się w niej i odbija. Widzę tylko na kilka metrów. Bez GPS byłoby mi bardzo trudno znaleźć odbicie szlaku w bok, bo ścieżkę widać dopiero gdy się na nią nadepnie. Czeskimi ścieżkami przenikam przez mgłę na Mravenčí vrch /837 m/. Stąd stromym żlebem zszedłem do podnóża tejże górki i dalej do szosy. Poniżej pewnej poziomicy mgła zniknęła.
Drogą rowerową a potem na szagę bez pole, pokonując potoczek Liczna dotarłem do szlaku żółtego. Tutaj zaczyna się ostatnie podejście dnia, na Janský vrch /697 m/. Znów jak poprzednio po dotarciu do pewnej wysokości pojawiła się gęsta jak mleko mgła, deprymująca i ogłupiająca. Ale już niewielka odległość dzieliła mnie od celu. Spomiędzy skał, z tajemniczego tunelu wypełzła paskudna pająkowata postać. Nie zdążyłem się bliżej przyjrzeć, bo wziąłem nogi za pas. Z pewnością nie była to chupacabra a było to nieco zbyt wysoko na kikimorę, ale kto wie? Może w tak wilgotną noc podchodzą one wyżej niż zwykle? Co to mogło być?
Uważnie wędrując graniową ścieżką dotarłem do lokacji Přístřešek Pod Janským vrchem.
Po kolacji rozpaliłem sobie ognisko w przeznaczonym do tego palenisku. Nie było to ognisko, którym można się chwalić na blogu czy tym bardziej na grupach bushkraftowych albo survivalowych. Było to ognisko, które rozgrzewało nie tyle nikłym ogniem ile zabiegami wokół niego: pozyskiwaniem opału, utrzymywaniem ognia, ciągłym poprawianiem układu patyczków, wysilaniem płuc itd. Inna sprawa, że wszystko wokoło było co najmniej wilgotne.

Noc na wąskiej ławie minęła mi całkiem ok, tylko kilka razy budziłem się i zmieniałem bok.

Ranek wstał mglisty, wilgoć wciskała się pod ubranie. 
Woda na herbatę jest tuż obok - Studánka pod Janským vrchem:
Nie mieszkając po miniśniadanku ruszyłem dalej do Petříkovic.
Naprzeciw mam grzbiet Jestřebí hory, którym dawno szedłem w kierunku Žaltmana i dalej
Tym razem jednak obieram dróżkę przez Okrzeszyn-Szkło i wracam na szlak zielony biegnący granicą. Zamierzam w ten sposób dokończyć obejście Worka Okrzeszyna od strony wschodniej. 
Początkowy odcinek szlaku jest, co tu się oszukiwać, paskudny. Błocko, rozjeżdżone na dokładkę przez jakiegoś maniaka crossa, smutne krzaczory, ponure drzewa obwieszone jakimś świństwem. I tak aż do zakrętu ścieżki poza Weglarzem.
Boczny grzbiet Jestřebí hory
Od tego miejsca ścieżka biegnie głównie polami, więcej ich jest po stronie czeskiej.
Tak sobie przyjemnie szedłem aż do Bijakowej i kolejnego zakrętu granicy o dziewięćdziesiąt stopni, na wschód. Musiałem raptownie wznieść się (200 metrów) stromym zboczem bo oto doszedłem do skraju Zaworów. Niedługo stanie się jasne, dlaczego ten grzbiet jest częścią...Gór Stołowych.

Jest tam stromo. No-stromo. Jeszcze ostatnie kilkanaście metrów i stanąłem na grzbiecie.
Granica wraz ze ścieżką skręcają znów pod kątem prostym - na północ w pobliżu punktu - kota 699.
Jest to świetny i bardzo przyjemny odcinek trasy. W innych okolicznościach miałbym co jakiś czas widoki na obie strony grzbietu, tymczasem niestety nie widziałem nic. 
Po kilku kilometrach zaczął się najciekawszy fragment czyli Grzbiet Graniczny wraz z kulminacją na Skalnym Grzebieniu. To najbardziej "Stołowe" w charakterze kilkaset metrów.
Dosłownie kilka metrów po czeskiej stronie granicy Černé jezírko
Odpoczywam moment gdzieś za kulminacją Skalky /676/
Skalny Grzebień
Łooo
No to są Stołowe, jak w pysk strzelił
Górska część trasy miała się ku końcowi. Jeszcze kilka ostrych zejść, widoczki ograniczone aurą i docieram do Przełęczy Chełmskiej.
Teraz szybko musiałem schodzić do Chełmska Śląskiego. Nie miało sensu przedłużać pobytu w tych okolicznościach, więc  zacząłem kombinować jak się dostać albo do Lubawki albo do Kamiennej Góry.
Niestety, nawet idąc bardzo szybko szosą była mała szansa, abym zdążył na pożądane połączenie z Lubawki. Zacząłem zatem idąc - machać. I przyniosło to niebawem skutek. Zabrał mnie krajan z Wlkp. , podjechaliśmy do Chełmska na fotki, dalej podrzucił mnie do Lubawki. Dzięki temu zdążyłem nie tylko odwiedzić jedyny czynny sklep ale i hotel Lubavia (była kawa z dobrego expresu), który nie wiem czemu nieodmiennie i całkowicie mi się kojarzy z tym: 
We właściwym momencie poszedłem na odosobniony peron i opuściłem tę krainę:
Mam nadzieję na szybki powrót.

wtorek, 10 stycznia 2023

Migawki świąteczne

 Rudawy Janowickie


2022, grudzień


Bez tradycyjnej relacji - po prostu kilka fotek ze świątecznego wypadu.

Bolków 23. grudnia...

24. grudnia - Dolina Janówki Skały przy Krzyżówce

Ruiny zamku Bolczów

Nie wiem, co ten brontozaur tutaj robi

Widok w stronę grzbietu Gór Kaczawskich:

(fot. Theo)
Tam szedłem w październiku przecież...

Kamyczki na Drodze Zamkowej

Mijamy Głaziska Janowickie
I wracamy Doliną Janówki.

25. grudnia - Wojanów
Kowarski Grzbiet, Czarny Grzbiet i Śnieżka widziane z Bobrowa
Tajemnicze zjawy w lesie
Bardzo przyjemne i nawet lekko mroźne przejście w Sokoliki 
Krzyżna Góra i Karkonoszki
Widoki z Sokolika Wielkiego /643/ są nie do podrobienia, z kolei główny grzbiet Rudawów:
I Gór Kaczawskich

Na pożegnanie z Wojanowem 26. grudnia

Można wkroczyć w 2023 rok.