poniedziałek, 16 listopada 2020

Szukając inwersji

 Karkonosze


2020, listopad



Jak zwykle plany sobie a rzeczywistość sobie...wyszła inna. I przez to znów po miesiącu wylądowałem w Karkonoszach, ponieważ obserwując kamery stwierdziłem, że poniżej 900 m npm będę chodził z pewnością we mgle, więc wybrałem się wyżej. Może uda się trafić na inwersję?
W każdym razie w piątek po południu znalazłem się w samochodzie jadąc do Karpacza. Musiało mnie tam dawno nie być, bo słabo pamiętałem rozkład ulic.
Wieczorem próbowałem znaleźć jakieś sensowne miejsce do zostawienia auta i w końcu udało się blisko Białego Jaru. Zacząłem przejście ścieżką Bronka Czecha, przez Wilczą Porębę do Budnik. 
Po drodze minąłem dwie inne wiaty, tutaj na Szerokim Moście podobnie jak w Budnikach kimało się w różnych ekipach...I w sumie czeka mnie podobna, klasyczna trasa jak wtedy.
Wiata stała jak powinna, wszystko było ok, tylko zawsze zadziwiają mnie ślady butów na ławach a nawet stołach, co za ludzie włażą w brudnych buciorach w miejsce, gdzie się je? i po co?
Spędziłem wieczór na małym gotowaniu i posiłku i jeszcze nieco lektury i... zasnąłem.

Wstałem krótko po świcie, sprawne śniadanko i ogarnięcie bałaganu.
Wychodzę na szlak. Postanowiłem tym razem odwiedzić niewidzianą dotąd Ponurą Kaskadę, położoną kilkaset metrów powyżej wiaty na tym samym potoku Malina.
Zawsze mnie jakoś porusza to miejsce po dawnej wsi, położonej tak wysoko w górach. Mam bardzo pomieszane myśli, co by tutaj było, czy byłoby lepiej, czy gorzej, gdyby bieg świata potoczył się inaczej. Jak wpłynęłoby to na losy tutejszych ludzi i czy byłbym tutaj w tej chwili?

Schodzę z powrotem do szlaku i kogo widzą moje kaprawe krótkowzroczne oczka? Idzie Rambi z kolegą, czyli mój forumowy koleżka. Witamy się serdecznie, bo tegoroczny jesienny zlot nas, sierotek po forumie nie doszedł do skutku z wiadomych powodów. Trochę gadamy na podejściu, ale ja odpadam - nie mam takiej kondycji a poza tym będę próbował odnaleźć ścieżkę do Chatki Słonecznej.
Najpierw skręciłem chyba nieco za wcześnie, w każdym razie szybko zrezygnowałem i wróciłem do ścieżki. Potem po wyjściu na Skalny Stół /1284/ znalazłem ścieżkę odbiegającą na północ, niestety, mimo przejścia około 150 metrów w tamtą stronę jak niepyszny wróciłem do granicy i szlaku. Trudno, to miało być tylko w ramach ciekawostki, bo chatka jeśli nadal istnieje i tak byłaby zamknięta.
Ze szczytu granicznego już widzę, że z inwersji nici - nadciągnął fen, temperaturka wzrosła no i Śnieżka okryła się welonem.
Szybko zszedłem na Sowią Przełęcz, tu pojawiło się sporo ludzi, jakaś większa wycieczka Czechów.
Koło Jelenki zrobiłem małą przerwę, niestety, jeszcze było za wcześnie, żeby załapać się na jakąś kawę czy cuś. Teraz wypada zrobić podejście na Czarny Grzbiet, Czarną Kopę /1407/. Nie jest to złe podejście ale cóż, trzeba je machnąć.
Jak dotąd jest fajnie, pojawia się słoneczko.

Śnieżka prześwituje, może będzie dobrze?
Zimny wiatr zmusza mnie do założenia rękawiczek i czapki.
Im wyżej jest coraz więcej turystów, Polaków i Czechów. Zarazem niestety aura się pogarsza i wszystko przykrywa skraplająca się mgła.
Wyjście na szczyt nie było komfortowe, no ale trzeba :-) 
Od razu poszedłem do czeskiej knajpki, ale nie po kawę, nie - poprosiłem o radlerka birrel, zawsze dobrze ugasi pragnienie.
Na zejściu spotkałem w rzeszy ludzi podchodzącej od strony zachodniej kolejnego forumowicza, Luksona. Czyli tego dnia było trzech forumowiczów dawnego npm na Śnieżce ;-)
Koło schroniska nawet się nie zatrzymywałem, było tam dużo ludzi a ja i tak niczego nie potrzebowałem. 
Spore ilości turystów szły od strony szlaku z Kopy więc za rozdrożem zrobiło się nieco spokojniej, a za kolejnym (koło Spalonej Strażnicy) już zupełnie ruch zmalał.
Nadal ogarnia mnie wał fenowy swoim wilgotnym listopadowym oparem
Ale co to? Nagle w pobliżu Kopy nad Moreną zaczyna przez mgłę przebijać się słońce...


Odsłaniają się widoki, jeszcze chwilka...
I już, widać urwisko ściany kotła Małego Stawu:
Widać też z tyłu za Strzechą Czarną Kopę i Skalny Stół, skąd przyszedłem
Piękny moment mi się trafił, warto było
Ostatni odcinek grzbietem planowałem zakończyć obiadem pod Słonecznikiem. I tak się udało zrobić - akurat kiedy podszedłem pod Mittagstein, nie było wielu ludzi i znalazłem możliwie osłonięte przed wiatrem miejsce pod skalną ścianką. Niby zjadłem gorącą strawę ale i tak wymarzłem.
(kom.)
Teraz zajmuje mnie na jakiś czas widok na kotlinę, schodzę do Pielgrzymów.
Jeszcze ostatnie kilka zdjęć przy tej grupie skałek, poprawiam buciory i zejście na Polanę.
Pożegnalne zerknięcia na Śnieżunię
Polana
No i jeszcze Koci Zamek
Zrobiło się już późne popołudnie. Tutaj nisko było coraz cieplej. Niestety z mojej inwersji wyszły nici, nie mogłem jechać dzień wcześniej więc spóźniłem się o te 24 godziny.
W Karpaczu z przykrością stwierdziłem, że ktoś zamknął "skrót" wiodący do Białego Jaru szlakiem rowerowym  wzdłuż Doliny Łomnicy, przejście przez mostek zostało zablokowane, szkoda.
Powtórka klasycznej trasy i biwaczek w jakże zacnym miejscu sprawiły mi jak zwykle przyjemność, może następnym razem dołączy jakaś gęba do pogadania po drodze.