2011, kwiecień
Korzystając ze zwolnionych obrotów naszej gospodarki pomiędzy świętami kościelnymi a państwowymi udało mi się wygospodarować dwa dni i przeznaczyć je na zmęczenie organizmu.
W ramach poszukiwania celu wycieczek bliższych, w odróżnieniu od tych dalszych, myśl moja biegła gdzieś w okolice Jesionika. Szczęśliwie udało mi się dogadać z Frankiem z Namysłowa i umówiliśmy się na wspólny wypad. Do spotkania doszło w punkcie "0" czyli na dworcu pkp w Brzegu, dokąd dotarłem nocnym tlk jakoś po czwartej, koszmarnie niewyspany przez gadatliwość współpasażerów (wysłuchałem trzygodzinnego wykładu z cyklu "W domu i w zagrodzie").
Franek czekał już punktualnie ze swoim wozem bojowym i ruszyliśmy w stronę granicy.
Po drodze, w Głuchołazach zrobiliśmy sobie burzę mózgów co do ostatecznego celu, bo pomysły były szeroko rozsiane od Rychlebskich po Jesioniki.
Wybraliśmy - oczywiście słusznie - jako początek trasy Zlate Hory.
Autko zostało w samym centrum tej małej miejscowości i ruszyliśmy na najwyższy szczyt Zlatohorskiej Vrchoviny zagradzający nam drogę w głąb Jesioników: Prziczny vrch, czyli hmm...Poprzeczną Górę.
Początkowo ścieżka biegła wspólnie z drogą krzyżową.
Po drodze widoki na czeskie stoki Biskupiej Kopy
Masyw Pricznego vrchu jest dosyć spory więc trochę trwało zanim dotarliśmy najpierw na grzbiet zwany Hreben
a potem na właściwy wierzchołek (975m).
Tu nadeszła pora na śniadanko
Zeszliśmy niebieskim do doliny w Hornim Udoli, po drodze mijając ruiny górniczej kapliczki Św. Marty
Priczny vrch z drugiej strony
Ponieważ we wsi nie znaleźliśmy nic czynnego, a mieliśmy setną ochotę na czeskie pivo i mnóstwo czasu, uderzyliśmy dalej w stronę Rejvizu. Rejviz to ponoć najwyżej położona wieś na Śląsku (750m n.p.m.)
Trochę czasu spędziliśmy przy czesnoczkovej w słynnej knajpie z krzesłami ,które mają oparcia rzeźbione w kształty bywalców:
Tak pokrzepieni podążyliśmy do rezerwatu Wielkie Jeziorko Mchowe.
(Info dla porządnych : wstęp do rezerwatu jest płatny 20,- CZK, ale i tak nie mieliśmy już koron, więc weszliśmy na pewniaka, "służbowo" :-))
Jest to taka duża kałuża :), w której co chwilę unoszą się bąbelki z dna sygnalizujące wypływ wody.
Dalej po pewnym czasie wróciliśmy na wysokość Pricznego dochodząc na Kazatelny , zaczęły się pojawiać przebicia w stronę Orlika:
Tym samym szlakiem szliśmy jeszcze jakiś czas (do dziewiętnastej) dość uciążliwie pod górkę dochodząc do miejsca zwanego Kristovo louczeni na wysokości około 1050 m. Stoi tam nieduża wiatka, w której się schroniliśmy przed przetaczającą się po okolicy burzą.
Tam kolacyjka i spanko.
Następny dzień powitał nas piękną pogodą i obietnicą widoków, jeśli wejdziemy gdzieś wyżej. Poranny posiłek przy jednym z licznych strumyczków :
Zaczęliśmy poszukiwania drogi na Orlik, ponieważ szlaki są poprowadzone raczej z myślą o rowerzystach bądź bieżkarzach i nie ma szlaku na szczyt. Tu uwaga dla wybierających się w ten rejon: większość ścieżek zaznaczonych na mapach albo nie istnieje, albo ma inny przebieg.
W końcu trochę klucząc po zboczu dotarliśmy na szczyt Orlika (1203m n.p.m.)
Spod szczytu ukazały się piękne, choć nieco zamglone widoki w stronę Keprnika i Seraka
oraz w stronę Pradziada
Wobec niemożności zorientowania się w przebiegu różnych przecinek i duktów podjęliśmy decyzję podążania po ścieżce rowerowej aż do zielonego szlaku i trochę nudnym odcinkiem dotarliśmy w końcu do Zameckiego vrchu (933). Stoi tam ruina zamku średniowiecznego Koberstejn.
Dzięki temu pojawia się piękny widok na północną stronę z Przicznym Vrchem w roli głównej.
Zejście ze szczytu w stronę Horni Udoli jest dość strome jak te górki.
Następnie wróciliśmy na szczyt Przicznego vrchu oglądając po drodze pozostałości prastarych kopalni, zapadliska po wyrobiskach (ponoć złoto wydobywano tu już w czasach celtyckich a największy samorodek miał wagę 1,7 kg! - info z tablic) .
Górniczą ścieżką dydaktyczną obeszliśmy stoki góry od północy . Po drodze do Zlatych Hor zaliczyliśmy jeszcze jedne ruiny - zamku Edelstejn. Nie opodal spod szczyciku biegnie narciarska zjeżdżalnia obsługiwana przez spory wyciąg - nie chciałbym tu trafić w sezonie zimowym.
W Zlatych Horach dałem się jeszcze namówić Frankowi na zakup kofoli. Skończyło się na przelewaniu napoju do porządnej, polskiej butelki z mocnego plastiku..:) bo w oryginalnej zrobił się maleńki otworek , przez który prysznicowała kofola, a sprzedawczyni nie chciała mi jej wymienić.
Podsumowując: udany wyjazd w dobrym towarzystwie podstawą zadowolenia Michuna :)
Trasa bardziej odległościowa niż wysokościowa - ok. 30+20 km, chociaż podejścia po kilkaset metrów też były. Lasy świerkowe gospodarcze, trochę monotonne, jak stwierdziliśmy. Za to pustka i brak turystów, oprócz okolic rezerwatu Mchowe Jeziorka.