Beskid Żywiecki
2021, styczeń
Co ja miałem w głowie?! Miałem cały czas w głowie powrót w Beskidy, już od kilku miechów. Jako dobry punkt wyjścia do planowania była chęć odwiedzenia poza sezonem kolejnej bazy namiotowej z chatką bazową. Błysk pomysłu i padło na Halę Górową, której położenie wręcz prowokuje do odwiedzenia Pilska.
Takie wypady jednak najlepiej smakują w towarzystwie. Na szczęście nie brak w Pyrlandii amatorów śniegu, koneserów chmurnej wietrznej pogody :-) W ten sposób skompletowaliśmy skład: Mhu, Konsi i ja. Podróż minęła nam sprawnie i lądowaliśmy w Sopotni Wielkiej, szukając miejsca do pozostawienia wozu. Było ciasno z tymi miejscami, ponieważ wielu ludzi przyjeżdża tutaj zobaczyć (tylko) wodospad.
Jeszcze jakiś drobny zakup w sklepie i ruszamy Doliną Sopotni. Skręcamy pod górę na zielony szlak. Schodziło wciąż dość dużo ludzi, zapewne odwiedzali tego ładnego dnia Pilsko.
My ciągniemy pod górę, ale od początku pojawiają się jakieś problemy: kijek Mhu nie daje się złożyć, potem jego raczki okazują się popsute. Kiedy zaś zarzucał plecak z rozmachem, piwo w puszce znalazło sposób, aby wyskoczyć na zmarzniętą ziemię.
Szlak nie jest szczególnie wymagający, owszem mieliśmy do podejścia ponad pół kilometra ale jakoś minęło nam to nad wyraz sprawnie, dzięki naszemu gadulstwu.
Ostatnie rzuty okiem w stronę Kotarnicy
Na grzbiet wyszliśmy już po zmroku. Im wyżej tym więcej lodu a wreszcie wszystko pokrywa warstwa śniegu. Jest nieduża porównując z innymi latami, ale jednak. Hala Górowa:Schodzimy na szagę w stronę miejscówki a po drodze widoczek na Babią:
Chatkę bazową okupuje już kilka grupek, największa i najbardziej "absorbująca" zajęła część najbardziej cywilizowaną. Nam wystarcza aż nadto część "turystyczna". Dzielimy ją z ekipą hanyską. Dużo rąbiemy i tniemy drew, ale jak się potem okazało i tak starczyło to ledwie co na noc. Dla mnie zresztą i tak było za ciepło.
Chata w nocy:
Na początek zmierzamy do schroniska, w sumie chciałem wejść po jakiś napój ale za wcześnie założyłem raczki i nie chciało mi się ich na powrót ściągać.Podejście na Górę Pięciu Kopców daje popalić jak wiadomo. Tam na dole Konsi walczy z butami ;-), jak obiecał po wycieczce biegnie do sklepu i kupuje full profeska obuwie górskie.
"Tylko jedno w głowie mam..."Tatry widać słabo ale coś tam prześwituje.
Pilsko /1557/. Mimo wietrzyska zrobiliśmy dobre miny.Nie przedłużaliśmy pobytu, bo gdzieś tam na trasie czekał na nas kolejny towarzysz. Wróciliśmy zatem do granicy i tam spotkaliśmy się z Marco. Dawno się nie widzieliśmy, chociaż niektórzy z nas jeszcze dawniej niż ja :-) więc pogaduchom nie było końca. Mieliśmy przed sobą jeszcze kilka godzin trasy wykorzystane następnie na ploty. Wiadomo, po drodze Munczolik, Palenica i Trzy Kopce więc nieco w dół i nieco pod górę.
Niestety, po dotarciu do schroniska okazało się, że bufet jest okupowany przez całą rzeszę turystów wylewających się przez schody aż pod drzwi. Na pocieszenie został nam zimowy widok z pojawiającą się między chmurami Małą Fatrą.
Pierwotnie myślałem o przejściu przez Romankę ale ze względu na osłabienie zespołu doszliśmy do wniosku, że schodzimy szlakiem niebieskim.