Beskid Mały+Beskid Makowski
2025, czerwiec
Jakoś tak bez planowania i przygotowania wypadło mi, żeby zrobić MSB. Akurat mogłem wygospodarować cztery dni cięgiem więc rozpisałem sobie szlak na te wzmiankowane cztery dni.
Jak zwykle najgorszą częścią przygody są dojazdy. Wybyłem nad ranem z Poznania i około ósmej byłem w Katowicach- Ligocie. Tutaj długie czekanie na pociąg do BB...obserwowałem poranne życie.
Wreszcie napakowanym pociągiem dotarłem do dworca BB i dalej autobusem miejskim na start:
Ten etap trasy zakończyłem kawką w schronisku na Hrobaczej Łące.
Następnie czekało mnie długie ale łatwe zejście do doliny Soły. Zrobiło się upalnie...
Przekroczyłem oto Sołę, a będą jeszcze kolejne rzeki na trasie.
Może niezbyt długie realnie ale dla mnie było wykańczające podejście na Górę Żar w tym żarze.
Miałem tu poważny kryzys
kiedy uświadomiłem sobie, ile jeszcze mam do przejścia.No cóż, odwiedziłem knajpkę na szczycie, żeby nabrać nieco mocy. Moc przyszła w postaci kwaśnicy. Zrobiłem tu zły błąd nie zabierając dodatkowej wody. Dalej po drodze woda była tylko w takiej postaci
Trasa to się wznosiła, to opadała. Z każdym kilometrem jakiś procent sił wypływał ze mnie bezpowrotnie. Gdy dotarłem do "Resortu Kocierz" z przyjemnością siadłem na chwilę na ławce. Zostałem miło obsłużony lecz ceny w tym przybytku są po prostu horrendalne - za zwykłą wodę 0,7 l zapłaciłem 17 zł. Najwyższa cena na całej trasie, bijąca na głowę nawet lotniskowe. Trudno zrozumieć, dlaczego w tym miejscu jest aż tak niemiłosiernie drogo.
Dalej już brak zdjęć, no bo szedłem po ciemku. W zapadających ciemnościach przeszedłem przez skałki Zwaliska a następnie mozolnie długaśny odcinek z finałowym podejściem na Leskowiec /922/. Na przełęczy przed samym schroniskiem jeszcze na dokładkę prawie bym się zgubił. Wreszcie dotarłem pod zamknięte drzwi schroniska, trochę pukania i zostałem wpuszczony, jeszcze zdążyłem dostać kupić wodę do picia i poszedłem pod wspaniały cudowny prysznic. Pierwszy dzień trasy zawsze wiąże się z wyprodukowaniem tyle soli, że można by ją skrobać ze mnie i zapełnić średniej wielkości solniczkę.
Sen nadszedł błyskawicznie.
Na szczęście dalej grzbiet jest raczej łagodny i przechodzi przez piękną Przełęcz Carhel /670/
aby następnie przez kulminację Żmijowej, mniej lub bardziej opadając, doprowadzić do kolejnej na trasie wielkiej, walnej doliny rzecznej, mianowicie Skawy.
a tu okazało się, że jestem niestety za wcześnie. Trzeba było później ruszyć albo wolniej iść!
Widoki rozciągają się na Jezioro Mucharskie
Dalej podejście na masyw Chełma /603/ największego tutaj zawodnika.
tu leżałem
tu siedziałem
tu patrzyłem w dal, chyba pasmo Koskowej Góry?
W jakimś momencie zszedłem do Palczy przekraczając szosę, wydawało mi się, że zbliżam się do końca etapu, ale nie. Długie przejście dolinką kończy się w...Końcówce :-)