piątek, 31 lipca 2020

Znów rodzinnie w Beskidy - świecka tradycja

Beskid Sądecki, Beskid Niski


2020, lipiec



Rok 2020 nie rozpieszcza nas jak dotąd. Dobrze zatem, że pojawiła się możliwość skorzystania z ciekawej oferty i detaszować się do Czarnego Potoku koło Krynicy-Zdrój.
Nie mam w tym roku woli i weny by dużo się rozpisywać, więc ograniczę się do wyliczenia miejsc, które odwiedziliśmy z krótkim komentarzem.
Pierwszy dzień, przyjazdowy, poświęciliśmy tylko na krótki spacer w głąb dolinki, za to w poniedziałek była już wycieczka pełną gębą. 
Na pierwszym podejściu na Przełęcz Krzyżową dostałem zadyszki, brak formy uwidocznił się znacząco.
Z przełęczy poszliśmy na Górę Krzyżową /812/. Rozciąga się stąd przyzwoity widok na wschód.
Zejście w stronę Krynicy niebieskim i żółtym szlakiem przebiega nieco inaczej, niż na mapach. W każdym razie po przejściu w rejonie poczty zaczęliśmy podejście na stoki Góry Parkowej, po drodze zahaczając o atrakcje Parku Zdrojowego, a to np Staw Łabędzi.
Po drodze dalej na Źródełku Bocianim spotykaliśmy śpiewaka, raczącego się śniadaniem. Zaznaczam, że śpiewakiem nie był Kiepura, znany bywalec Krynicy-Zdrój.
Góra Parkowa /742/ przywitała nas większą ilością turystów i kuracjuszy, więc prawie się tam nie zatrzymywaliśmy, tylko poszliśmy dalej. Po drodze jest odboczka do Źródełka Miłości z ciekawą żelazistą wodą. Dalej doszliśmy do ul. Kazimierza Pułaskiego, za którą zaczyna się chwilami wymagające podejście na Huzary. Jeszcze odbicie w prawo na zielony szlak i można za chwilkę cieszyć się z najwyższego punktu naszej wycieczki: Huzary /864/.
Zeszliśmy czerwonym do centrum, gdzie zjedliśmy coś włoskiego a po tym wzmocnieniu wróciliśmy do nas zielonym szlakiem im. Wincentego Pola.
We wtorek postanowiłem zrobić trasę okrążającą w pewien sposób Dolinę Czarnego Potoku. Zaczynamy znów od wejścia na Przełęcz Krzyżową ale tym razem skręcamy w lewo, na grzbiet doprowadzający na Drabiakówkę /892/.  
Po drodze wybudowano kolejną jarmarczną atrakcję, wieżę widokową ze ścieżką tzw w koronach drzew. Takie tematy to nie dla mnie niestety, zwłaszcza, że bardzo podobne widoki są po drodze albo z Góry Krzyżowej, zarówno w stronę Jaworzyny jak i w stronę Lackowej.
My ominęliśmy to miejsce i przeszliśmy do Przysłopu /941/ a potem stokiem Czubakowskiej:
Dalej prosto na Jaworzynę Krynicką /1114/, po drodze jak widać pogoda się zlasowała.
Na szczęście było to chwilowe i przelotne i po wizycie w gospodzie mogliśmy na zejściu znów cieszyć się ładnym popołudniem.
Coś tam zamotali ze szlakiem zielonym robiąc infrastrukturę narciarską - szlakowskaz leżał "ćpnięty w krzaczory" a dalszego ciągu zielonego nie mogłem znaleźć za zbiornikiem retencyjnym, więc zeszliśmy po prostu widoczną ścieżką.

W środę wracamy na Jaworzynę, tym razem lotem podniebnym, mimo obaw części uczestników wycieczki. Przechodzimy szlak czerwony w drugą stronę, aż do Runka. Tutaj skręciliśmy w lewo by dotrzeć do Bacówki nad Wierchomlą. Po drodze mamy piękne łąki w pełnym słońcu.
 

 
W schronisku spędziliśmy przydługą chwilę, bo jedno danie nie chciało wyjść z kuchni.
Zmykamy na dół dla odmiany szlakiem rowerowym mijając rezerwat "Żebracze". Zastanawiam się, czy odludna tutejsza ścieżka dydaktyczna nie byłaby dobrym pomysłem na zimę.
W Szczawniku ledwo zdążyłem dogonić i przytrzymać autobus, który zaraz nas powiózł do Krynicy.
Czwartek zaczęliśmy od przerzucenia się do Powroźnika. Wychodzimy na mało chodzony szlak niebieski. Wreszcie pustki na szlaku. 
Powoli wychodziliśmy na Bradowiec /770/. Tutaj zaczynają się pojawiać turyści, bo od stacji narciarskich Tylicz-Ski jest ledwie kilkaset metrów. Ale tego cuda nie wypatrzyli, lecz padł naszym łupem.
Więcej wysiłku kosztuje wydostanie się na Szalone /829/.
Wróciliśmy do Krynicy-Zdrój przez Górę Parkową. Wreszcie czas na relax i wymoczenie nagniotków.
Piątek. Tym razem wycieczka wyjazdowa. 
Dojechaliśmy do Łabowca, stąd ruszyliśmy w głąb doliny. Wycieczka miała dużo przyrodniczych akcentów.
W przepisowym czasie przez zbocza Kobylarki wyszliśmy na Halę Łabowską.
Nie daję odetchnąć i idziemy dalej, na Wierch nad Kamieniem /1084/.
Ale to jeszcze nie koniec! Muszę zobaczyć wychodnię skalną zwaną Czarci Kamień bądź Czarcia Skała. Znajdujemy to miejsce po ok ćwierćkilometrowym odejściu. 
Widoki z wierzchołka skały nad urwiskiem są naprawdę warte nadrobienia drogi.
Panorama z tego miejsca sięga 180 stopni i rozciąga się od Sałaszy w Beskidzie Wyspowym na wschodzie, przez pogórza za Nowym Sączem, przez zachodni jęzor Beskidu Niskiego z pasmem Margonie - Kozie Żebro aż po Lackową i Busov na wschodzie.

Teraz możemy wracać! Zahaczyliśmy jeszcze o schronisko na jakiś drobny kęs i łyk. 
Zejście tą samą drogą w dolinie mogłoby się dłużyć, ale wciąż spotykaliśmy coś nowego. 
Tu np złapana in flagranti para żerdzianek (szewc lub krawiec, nie wiem dokładnie).
W sobotę mieliśmy zrobić dzień wypoczynkowy, bo zapowiadano burze, grad itd itp. Wymyśliłem, że pojedziemy do Tylicza i w miarę możności zrobimy krótszą bądź średnią wycieczkę. Na początek wychodzimy z okolic zdroju Tyliczanki. Beskidzkoniskie klimaty wciąż zachwycają...
Podchodzimy między stokami Łanu a Beskidu.
Po minięciu stada agresywnych byków, na szczęście za elektropastuchem, weszliśmy w naprawdę mało uczęszczany rejon. Po drodze mogliśmy zaobserwować życie pleniące się na łąkach i w kałużach, istne królestwo bioróżnorodności. Świetna była np. wylęgarnia zaskrońców, młode pełzały i pływały dosłownie co kilka kroków.
Ponieważ pogoda nie psuła się nadal, poszliśmy do granicy. Zawracamy?
Doszliśmy do zgodnego wniosku - idziemy dalej. Kierunek skrzyżowanie szlaków. Trochę BN-błota po drodze.
Po krótkim ostrym podejściu wychodzimy na Dzielec /793/.
Zeszliśmy z powrotem znów stokami Łanu, po drodze piękne rozległe łąki.
Coś tam się wyłaniać zaczyna...
No i oto para nierozłączna, Lackowa i Busov...Może by do nich wpaść w odwiedziny?
Coś tam na południu się zbierały, zbierały chmury...I się oczywiście nie uzbierały. Alerty i prognozy najwyraźniej to dupochrony dla decydentów po ubiegłorocznej burzy pod Giewontem, żałosne robienie debili ze społeczeństwa.
Zakończyliśmy lodami w Tyliczu a także sporym łykiem Tyliczanki ze zdroju, super miejscówka na przyszłość (jeśli jakaś nadejdzie).
Wracając zahaczyliśmy jeszcze o byłą cerkiew w Powroźniku. Czad! Okazuje się, że to najstarsza cerkiew w naszych Karpatach. Myślałem, że to ta w Kwiatoniu, którą odwiedziłem (temat mnie nigdy nie interesił jakoś). 
Zakrystia była najwcześniejszą częścią z 1600 roku, do której potem dokulano resztę.
A ta "reszta" to większość cerkwi z co najmniej 1604, która została później połączona z dawną kaplicą w jedną całość. Niezwykły przykład architektury efemerycznej i mobilnej zarazem.

Niedziela to dzień absolutnie leniwy. Pojechaliśmy odświeżyć wspomnienia z dawnych lat w Wysowej-Zdroju. Obejrzeliśmy stare kąty, zerknęliśmy na miejsce po dawnej bazie namiotowej rzeszowskiego SKPB, gdzie spędziliśmy fajny czas. Obeszliśmy źródełka mineralne, niestety część dawniej dostępnych była nieczynna.
W poniedziałek nie ma "przebacz", system znów nadaje bzdurne ostrzeżenia. Jedziemy na Slovensko. Podejście z Gaboltova, jakoś inaczej to pamiętałem...
Przepięknie jest. A kiedyś jeszcze będzie normalnie.
Jak ja doszedłem do tej ściany lasu nie wiem, szacun wielki dla rodzinki.
Wyjście na Busov to nie w kij dmuchał, bite 600 metrów podejścia.
Wszyscy dali radę, nie ma takiej góry, żeby się nie dało wejść.

Woda w źródełku tak czysta, że żyją w niej kiełże:
BN-mud-storage
Zapowiadane kataklizmy i burze:
Po powrocie do Gaboltova stajemy skonsternowani przed sklepem: żeby wejść, trzeba mieć ze sobą Ruska. Problem solved: zacząłem udawać Ruska, posługując się zwrotami zapamiętanymi z nauczania języka rosyjskiego w latach 80tych. I zakupy zrobione. 
Odbijamy autkiem na Bardejovske Kupele. Miejsce jak z lat 70-tych. Ale skrzyżowane z kapitalizmem. Parking na monetki. Totalny spokój w porównaniu z naszymi kurortami. Jestem w kropce, jak to określić. 
Hotel i pomnik Elżbiety Bawarskiej, znanej jako Sissi, ikony XIX wieku, kontrowersyjnej i niemal mitycznej żony Franciszka Józefa.
W pobliżu deptaku uzdrowiska przebiega długodystansowy szlak Cesta Hrdinov SNP. To moja kolejna już styczność z tym szlakiem, może to dla mnie wróżba na przyszłość?
Centralny Hotel Astoria 
Wtorek.
Będzie dziś wycieczka solo. Zostawiam autko w dolinie Mochnaczki i ruszam na szlak. Mimo zapowiadanych 30 stopni jest rześko, chłodno.
Potem kilometry za kilometrami przez Czerteż itd classics 
Nadeszła kolej na najbardziej zajebiaszcze podejście w Beskidzie Niskim... 
No i po tych mękach i trudach jest:
Gotuję wodę, mała zupka z linii smakowitych wchodzi..Obmyślam zejście na drugą stronę. Okazuje się strzałem w "10". Najpierw przebitka ze stoków Lackowej na północ - czyli Biała Skała. 
Potem, już po wyjściu na cudowne manowce - cały grzbiet:
Zejście do Bielicznej i wydaje się, jakby to już był koniec wycieczki...No jednak nie.
Słońce pali, pić się chce a trzeba iść dalej.

Lackowa zostaje z tyłu.
Za parę kroków Izby. No a ta pięknota ciągle nie chce się odkleić.
W końcu wychodzę na coś jakby betonkę. No niestety, jest jednak pod górę, niedużo, ale jest. W tym słońcu popołudniowym...
Lezę tą drogą kilometr za kilometrem, słońce w pysk, okropność. I ciągle ta Lackowa za plecami, uff...
Doszedłem, zszedłem itd itp.
Zachodzik z naszego hotelu widoczny:
A ostatni dzień przebąblowaliśmy w Krynicy-Zdrój. 
Tyle Beskidów, forma i morale nieco wzrosły ;-)