2016, listopad
Niektórzy chadzają na majówki, prawdziwi twardziele na Listopadówki!
Pomysł na przejście południowego odcinka Jaworników nie zaprzątał mojej głowy jakoś szczególnie długo. Ot - od maja, kiedy szedłem granicznym dość zalesionym grzbietem, pojawiła się ta myśl aby przejść się również niższą i bardziej otwartą częścią pasma.
Termin - 25 listopada, kilka privów i mieliśmy już gotową ekipę. Moja podróż zaczyna się przeważnie wcześniej niż innych uczestników: pieszo, autobus, tramwaj, tramwaj, pociąg, autobus, bus i... byłem w Cieszynie.
Po powitaniu przez rajliego pysznymi kanapkami cieszyńskimi kupiliśmy bilety na vlak do Czadcy. Jeszcze tylko pociąg i przesiadka w Mostach na słowacki "tramwaj" i spotykamy się w Czadcy z małopolską częścią ekipy. Jedziemy autobusem do Makova. Tu zaczyna się wędrówka.
Na początek trochę asfaltingu do Kopanic.
Termin - 25 listopada, kilka privów i mieliśmy już gotową ekipę. Moja podróż zaczyna się przeważnie wcześniej niż innych uczestników: pieszo, autobus, tramwaj, tramwaj, pociąg, autobus, bus i... byłem w Cieszynie.
Po powitaniu przez rajliego pysznymi kanapkami cieszyńskimi kupiliśmy bilety na vlak do Czadcy. Jeszcze tylko pociąg i przesiadka w Mostach na słowacki "tramwaj" i spotykamy się w Czadcy z małopolską częścią ekipy. Jedziemy autobusem do Makova. Tu zaczyna się wędrówka.
Na początek trochę asfaltingu do Kopanic.
Tam decydujemy się na wariant czerwonym szlakiem i łagodnymi zakosami stokówki osiągamy przełęcz U Lovasov. Stąd trochę ostrzej jeszcze kwadransik i jesteśmy już na głównym grzbiecie
Nad Zapaczou - co ja pacze?
Rzuca się w oczy fajowa bacówka, w sezonie chyba użytkowana, obecnie miejsce na nocleg
Kontynuujemy grzbietem przez Greguszowce/885/ i Czerenkę/947/
Nad Zapaczou - co ja pacze?
Rzuca się w oczy fajowa bacówka, w sezonie chyba użytkowana, obecnie miejsce na nocleg
Kontynuujemy grzbietem przez Greguszowce/885/ i Czerenkę/947/
Tak zwany "Dolmen života a smrti"
(fot. Janusz)
Po pewnym czasie schodzimy do Melocika na obiad, choć straszy tutaj oko SauronaPo czosnkowej czy co tam kto jadł idziemy dalej, już w zapadającym zmierzchu, widoki robią się coraz to mroczniejszeSytuacja robi się przerażająca, kiedy rajli nagle odwraca się na pięcie i znika szaleńczym biegiem we mgle...
Nigdy go już nie zobaczyliśmy...
Nigdy go już nie zobaczyliśmy...
Miałem tak napisać, ale jednak się odnalazł i nic go nie zeżarło ani nawet nie skosztowało - mówi się trudno.
Czekało nas jeszcze przejście - już przy świetle czołówek - przez Luby /911/, zejście przez przysiółki na przełęcz Sedlo Semeteš i lądujemy w ubytovni o dość perwersyjnej nazwie U Cipara.
Gospodyni już na nas czeka, na kuchni gorący gulasz. Robimy sobie wieczór w kuchni, ponieważ salka knajpy jest mikroskopijna i mieści tylko kilku stałych bywalców.
Zajadamy i popijamy, Janusz narzeka na jakość piva... i wyciąga gruszkówkę. Siedzimy, chichramy się i opowiadamy co kto widział albo przeżył.
Weranda od strony ogrodu, chciałoby się tu posiedzieć w letni wieczór:
Plakat w partyzanckich klimatach:
Po śniadaniu ruszamy dziarsko pod górę na Solisko/761/ i natykamy się na mrożące krew w żyłach znalezisko - na ścieżce leży czyjaś noga!
Mimo tych horrorów zaczyna się jednak bardzo fajny odcinek, pomiędzy rozrzuconymi tu i ówdzie letniakami idziemy łagodnym grzbietem, to wznosząc się wraz ze ścieżką, to opadając
Fatum jednakże nas nie opuszcza, co i rusz widać złowróżbne znaki:
Konkurują one ze znakami pozytywnej energii
Na kulminacji Kamenitej/834/ znajduje się wiatka i wieża
wieża widokowa mogłaby konkurować w kategorii "Najniższa wieża widokowa"
Dalej mieliśmy spotkanie z kładowcami, a szlak wyglądał tak:
A ja przy jednym z rozjeżdżonych miejsc zrobiłem widowiskowy pad w kałużę, na dodatek uderzając goleniem w metal kijka...Nasza listopadówka nabrała rumieńców, okno pogodowe w całej krasie
Drapiemy się na kolejne kulminacje grzbietu Jaworników
Bardzo przyjemne klimaty
Wszędzie pojawiają się podrzeźbienia, tu nawet jakby trylobity pojawiły się w skale:
Gdzieś w okolicy Jakubovskego Vrchu/874/

I kolejna tajemnicza rzeźba

Rajli popatruje na UAZa brnącego w błocie pod górę, a my sobie idziemy w dół na Petranky

Robimy tu <zły błąd> omijając Martakov Kopec /854/ i nową wieżę na nim. Do wiadomości - przez szczyt prowadzi boczny szlak i po wejściu nań nie trzeba się cofać do punktu wyjścia.
Zatrzymujemy się we wiatce na obiad. Odpoczynek wzmocnił nas moralnie i fizycznie i jesteśmy gotowi na kolejne wieczorne kilometry.
Za plecami słońce zmierza w stronę chmur na horyzoncie, jakoś tak próbuje.

Przed nam i masyw Chotarnego Kopca/906/ czeka na swoją kolej - tutaj chyba największe podejście na trasie.

Za szczytem robi się już ciemno a my odkręcamy na zieloną ściechę - na prawacza.
I kolejna tajemnicza rzeźba
Rajli popatruje na UAZa brnącego w błocie pod górę, a my sobie idziemy w dół na Petranky
Robimy tu <zły błąd> omijając Martakov Kopec /854/ i nową wieżę na nim. Do wiadomości - przez szczyt prowadzi boczny szlak i po wejściu nań nie trzeba się cofać do punktu wyjścia.
Zatrzymujemy się we wiatce na obiad. Odpoczynek wzmocnił nas moralnie i fizycznie i jesteśmy gotowi na kolejne wieczorne kilometry.
Za plecami słońce zmierza w stronę chmur na horyzoncie, jakoś tak próbuje.
Przed nam i masyw Chotarnego Kopca/906/ czeka na swoją kolej - tutaj chyba największe podejście na trasie.
Za szczytem robi się już ciemno a my odkręcamy na zieloną ściechę - na prawacza.
Jest tu na przełęczy fajna miejscówka ze źródłem i miejscem na popas.
My zaś ciągniemy do Kyczery - tutaj kilka łyków śliwkówki dla kurażu... i zaczynamy ostatni etap: zejście stromym i mokrym żlebem (niebieskim szlakiem) do Oszczadnicy. Po ciemaku nie było to całkiem przyjemne. Odnaleźliśmy taki jakby motel Drevorubacz (Drwal) i po krótkiej wymianie uprzejmości z panią prowadzącą ten przybytek logujemy się w pokojach.
Po dzisiejszych trzydziestu kilometrach impreza wieczorna jest trochę senna, zwłaszcza, że siedzimy nieopodal kominka. Ja próbuję rozgrzać się boroviczką, Janusz wybywa w poszukiwaniu czapowanego piva. Trochę skracając: kolejny dzień - rano, po śniadaniu wyruszamy na przeciwstok po drugiej stronie Kysucy, jesteśmy zatem w Kysuckich Beskydach i zmierzamy w stronę masywu Wielkiej Raczy.
Widać stąd doskonale nasze wieczorne - poprzedniego dnia - karkołomne zejście
A my przemierzamy łagodne podejście na Kalinovy vrch /816/ i dalej aż do chat na Raci, gdzie są też górne stacje wyciągów.
Ławka przy chatach jest śmiesznie rzeźbiona
Byliśmy tak blisko Wielkiej Raczy, lecz koło chat obieramy kierunek w dół wzdłuż stoku narciarskiego na Lalikov (część Oszczadnicy z kolejnym wyciągiem narciarskim)
Pogoda robi się coraz gorsza, w dolince zacina deszcz, na górze śnieg z deszczem.
Po przejściu przez Laliky już dość zmęczeni robimy pokaźne podejście na Zonkę/922/
Na podejściu orientuję się, że mam coraz mniej czasu do odjazdu pociągu ze Zwardonia. Musimy wszyscy przyśpieszyć lub się rozdzielić. Dziewczyny na szczęście rozumieją moje stresy i żegnamy się na stoku. My z rajlim przyspieszamy i pędzimy już bez zatrzymywania się przez szczyt. Teraz moglibyśmy iść do granicy na Kikulę, ale wydawało mi się, że stokówką i żółtym szlakiem do Vreszczovki będzie szybciej.
Z wioski już żabi skok do granicy, choć było znów pod górkę...potem koło Skalanki i dalej do Zwardonia, gdzie mimo narastającej zadymki na szlaku lądujemy 45 minut przed czasem. (Wyszło około 24 km.)
W Zwardoniu uzupełniamy płyny a pociąg służy nam jako schronisko i przebieralnia.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za wspólnie spędzony czas, za rozmowy na szlaku i nowe doświadczenia.