2006, grudzień
Umówiliśmy się na taki niby biwak odorowo-outdoorowy. Sobota to spotkanie w schronisku w Chochołowskiej i wyjście na Grzesia.
Udajemy, że jesteśmy pro:
Pogoda nie zachęca do wyjścia z ciepłego miejsca, ale cóż, jak wiadomo "trzeba być twardym a nie miętkim..."
Niedziela nas nie rozpieszcza również na Rakoniu /1876/:
ani tym bardziej na Wołowcu /2006/:
Gdzieś między Wołowcem a Jarząbczym:
A tu przecież wchodzimy jeszcze na Jarząbczy Wierch /2137/ i Kończysty /2002/ i potem ramieniem na Trzydniowiański Wierch /1758/ i już całkiem całkiem po ciemaku schodzimy Doliną Jarząbczą znów do tego samego schroniska...
Poniedziałkowy poranek w Chochołowskiej obiecuje wreszcie zmianę pogody i weselszy dzionek.
Wracamy zatem z powrotem na Trzydniowiański, tym razem przez Kulawiec.
zmierzamy powoli pod górę z powrotem w stronę Grani, tej Grani:
No i znów jesteśmy na Kończystym, skąd podążamy na Starorobociański Wierch /2176/
Na podejściu przydają się raki, teraz czas na zejście.

W stronę Ornaku:
Na grzbiecie Ornaku:
Pożegnanie z Kominiarskim Wierchem:
A przy schronisku "Ornak" prawie nie ma śniegu, zupełnie inny klimat:
Dalszy ciąg mi wywiało z głowy, czy szliśmy do Kir czy jakoś inaczej po noclegu w schronisku.