Góry Kamienne
2025, maj
W sobotę przed wieczorem usiadłem przed kompem i spojrzałem w prognozę yr.no. A tam widoczne jak na dłoni "pomarańczka" na niedzielę. No to dalejże na bliblobla patrzeć, czy ktoś nie jedzie z Pyrlandii.
No i jechał, na zawody rowerowe w Głuszycy, fajowy koleżka Piotr. Zabrał mnie na pokład i już o dziewiątej wysiadałem koło boisk w tej miejscowości. Nie mieszkając, ruszyłem jak najdalej, żeby mnie ten wyścig nie pochłonął. Złota Woda:

Na początek chciałem dotrzeć do kamieniołomu Kamyki, tym razem żeby zbadać nową udostępnioną ścieżkę o hucznej nazwie Jastrzębia Perć. No i szybko dotarłem do podnóży. A potem na skraj polskiego fiordu. Jadł mi z ręki.
Kolejny punkt widokowy jest kilkadziesiąt metrów powyżej. Cała Jastrzębia Perć to tylko oczyszczone schody techniczne dawnego kamieniołomu + kilka dodanych stopni oraz kilka łańcuszków barierkowych. Do tego jakaś tabliczka informacyjna.
Ścieżka znakowana zawraca tu i podąża w dół, lecz ja musiałem szukać dróżek w górę masywu Raroga /750/. Gdzieś tutaj skierowałem kroki w mylną stronę, co skończyło się obsuwą na ruchomych kamieniach w jakimś dawnym wyrobisku.
Potem już łatwo dotarłem do granicy mijając Raroga. W lesie dużo wycinek i rozjeżdżone ciężkim sprzętem, nawet słupkom na granicy nie darowali:
Dalszy odcinek robiłem wspólnie z Mhu w zimie, w trudnych warunkach, więc obecna wycieczka jest jak spacer. Na prawo Waligóra, Klin i Turzyna
Po przejściu kilku szczytów pokazuje się Ruprechticky Špičák

Ostatnie poważne podejście - i jest szczyt, skierowałem się jeszcze na wieżę widokową na lewo

Ruprechtický Špičák /880/ widok na Góry Suche

Czas uciekał a ja wciąż byłem daleko od celu. Po zjedzeniu kanapki poleciałem dalej, obchodząc Waligórę czarnym szlakiem z prawej strony. Tu już było dużo ludzi (pewnie z parkingu przy Andrzejówce).
W schronisku rzuciłem się na barszcz, popiłem doppio i już za chwilę byłem w drodze.
Na żółtym szlaku, w pobliżu Turzyny
Przejście przez Jeleniec /901/ znów wymagało zwarcia pośladów i wykrzesania sił na podejściu
Gdzieś tutaj spotkałem pogubionych uczestników rowerowego wyścigu, który już chyba dobiegł końca. Z kolei z dołu podchodziły jakieś grupy, uczestnicy rajdu (?) turystycznego. Nie zwracałem na to wszystko uwagi, tylko schodziłem do doliny Rybnej.
Przełęcz pod Wawrzyniakiem to ostatni przystanek przed stacją
No i już ją widać, stacyjka Jedlina-Zdrój.
Okazało się, ze tak przyspieszyłem na ostatnich kilometrach, że musiałem czekać na pociąg ponad pół godziny, a miałem być na styk.
No i już ją widać, stacyjka Jedlina-Zdrój.
Okazało się, ze tak przyspieszyłem na ostatnich kilometrach, że musiałem czekać na pociąg ponad pół godziny, a miałem być na styk.
Dodatkową atrakcją był przejazd malowniczą trasą przez góry:
Fajna traska, teraz marzę o jakimś dłuższym trekkingu jeśli praca pozwoli...