wtorek, 14 listopada 2023

Okienko 4XI

 Góry Izerskie


2023, listopad


No i znów Góry Izerskie w nowej odsłonie! Tym razem bli-blo zawiozło mnie do Świeradowa-Zdroju w godzinach wieczornych. Niestety pogoda była gorsza niż prognoza, w miarę upływu dnia miało przestawać padać... ale jakoś nie chciało skończyć. Poszedłem na przeczekanie i jakąś kolację do pobliskiej knajpy, znalazła się dobra zupa rybna w menu. Mimo coraz późniejszej pory deszcz nie zamierzał ustać, więc cóż było robić, zarzuciłem majdan i ruszyłem w noc.

Wymyśliłem sobie taką trasę  poczynając od Sępiej Góry. Bo przecież nie było mnie na tym odcinku Grzbietu Kamienickiego. Wyjście na górę w nocy było jak zwykle trochę zabawne - niby wiadomo, ciemno, straszno i pada na dokładkę, ale w sumie przecież to jest fajna historia: idziesz sobie przez las, jest świeże, wilgotne powietrze, nikt nie przeszkadza, nie ma problemów. Tak wylazłem na pierwszy przystanek na stokówce.


Nie ukrywam, że szło się niesporo. Jakoś byłem zmęczony po podróży, kolacja z grzańcem mnie rozebrała i metry wydłużały się w nieskończoność.
Wreszcie niespodziewanie ścieżka dotąd stroma, wypłaszczyła się i oto byłem na Sępiej Górze /829/. 
Wiata tutejsza jest głupia i przewiewna. Po chwilowym odpoczynku musiałem dostosować się do warunków i zapewnić sobie jaki-taki komfort. Rozłożyłem komorę i narzuciłem tropik aby się zabezpieczyć od ustawicznego wiatru. A były to uderzenia cyklonu krążącego w tych dniach nad Europą.
Coś tam jeszcze dmuchało w okolicy nożnej, ale i tak zasnąłem.

Na rano nie miałem nastawionego budzika, więc jakoś obudziłem się w końcu samemu. Była zupełnie inna aura, chociaż nadal wiało ostro. Widok na Świeradów-Zdrój i Stóg Izerski ze szczytowej skałki.


Kręcili się już co jakiś czas ludzie. Dlatego nie zwlekałem i po kubku herbaty poszedłem w trasę. 
Grzbiet Kamienicki oferuje spokojny wręcz spacerowy trekking. Przyjemnie marszowym krokiem szedłem na wschód. 
Tutaj niestety napotkałem jadące z naprzeciw co najmniej 20 aut terenowych wracających z imprezy poprzedniego wieczora z okazji Hubertusa...Biedny św. Hubert, przewraca się w swoim grobie.
Dróżka mija stoki Niedźwiednika i dostaje więcej słońca
Na tym odcinku można naprawdę odetchnąć pełną piersią, jest tu kwintesencja Grzbietu
Kamienickiego. 
Mijając Czepiec i Jastrzębiec dotarłem do stawku. Tutaj szlak odbija na południe, ja jednak kontynuowałem podejście w stronę wschodnią. Chciałem spenetrować okolice Kamienicy wykorzystując dawny szlak żółty, obecnie nieoznakowany w terenie i znaleźć jakieś ścieżki wiodące na najwyższy szczyt grzbietu. 
Długie niezbyt strome podejście na grzbiet główny:
Od strony dawnego szlaku zauważyłem z dwie jakby przecinki, może w zimie będzie łatwiej znaleźć wygodny dostęp na szczyt. Jest to fajny pomysł na zimowy biwaczek. 
Północnymi stokami Kamienicy turlam się w dół z powrotem do szlaku niebieskiego, po drodze widoczki na południe nie napawają optymizmem - jak się okazało, Karkonosze właśnie poważnie się zabieliły.  
Od zejścia na Rozdroże Izerskie szlak zmienił zasadniczo swój charakter. Do tej pory szedłem samiuteńki jak palec, od tego miejsca zaś cały czas będą wokół mnie iść albo jechać inni turyści. 
Czekało mnie nieco męczące podejście na Rozdroże pod Zwaliskiem. Okazało się, że szlak pieszy został przeniesiony na drogę, którą biegnie szlak rowerowy. Obawiam się, czy nie ma to związku z jakimiś pracami na terenie kopalni Staszka. Oby nic tam się nie wydarzyło takiego, co zniszczy charakter tej nietypowej lokacji. 
Wiało tutaj konkretnie bo miejsce jest wystawione na wiatr z południa. A taki fen właśnie atakował góry. Następny krótki przystanek to Rozdroże pod Cichą Równią. Po drodze mijam wielu turystów, w tym czeskich chyba tylu co polskich. 
Sprawnie zszedłem do restauracji Izera w nowym jakuszyckim hotelu. Postanowiłem zjeść tu jak najwięcej z ciekawej oferty w menu. Po zastanowieniu jednak zachowałem godność i nie czyszcząc ani bufetu ani portfela zdecydowałem się na polski odpowiednik zacnego dania czeskiego Smažený sýr podawanego z chrupkimi jak należy fryteczkami i zieloną sałatką.
Z ciekawostek to lokal dysponuje w dziale trunków wyskokowych rzadkim w Polsce napojem brazylijskim Cachaça, którego nie omieszkałem spróbować :-D
Ostatni etap dnia - wkraczam w Karkonosze a dojście na nocleg zacząłem doliną Kamiennej.
Płaskie promienie słońca oświetlały jeszcze rude modrzewie
Musiałem podejść na wysokość powyżej 1000 m npm i cofnąć się grzbietem na zachód. Na pewno każdy widział z dworca w Szklarskiej jeden z tych grzbietów poniżej Szrenicy...tam własnie zmierzałem, na Babiniec /997/. Jak widać, jest to szczyt o wysokości dokładnie Lackowej nazywanej z powodu tejże liczby...Policyjną Górą ;-)
Na Babińcu są świetne skałki szczytowe, na które oczywiście zaraz wylazłem mimo pewnego zmęczenia 
Widać już było śnieg na Szrenicy i jej stokach
A tu chyba Mumlavska hora

Na północy wieża na Wysokim Kamieniu
Jeszcze rzut oka w stronę Jakuszyc, niestety słońca już nie było 
Szczytowa polana, fajna na namiot...żeby tak nie wiało
A to skałki poniżej szczytu, też bardzo fajne, szukałem tam miejscówki na namiot ale nie było płaskiego kawałka
W rezultacie zlądowałem w jakiejś minibudce nieopodal szczytu. Ale za to aż tak w niej nie wiało. Było nieco brudno, ale przecież od czego jest płachta budowlana. Przyznam się, że przysnąłem na jakieś dwie godziny i dopiero około dwudziestej na tyle się ogarnąłem, żeby zrobić kubek herbaty i coś drobnego przegryźć. 
W nocy wiatr wzmógł się jeszcze do dziewięćdziesięciu km/h w porywach wg bieżącej prognozy, widziałem powiewające konary i wierzchołki drzew na tle nieba. Na dodatek skończyło się okienko pogodowe i znów zaczęła się mżaweczka. Podjąłem tedy decyzję o powrocie do domu już pierwszym pociągiem ze Szklarskiej. Żeby zdążyć, musiałem wstać około czwartej:
Planowałem spokojne zejście ścieżkami w kierunku parkingu koło Rozdroża pod Kamieńczykiem. Niestety, w ciemności i padającym deszczu źle skręciłem - w jakąś nieoznakowaną drogę leśną wyjeżdżoną przez ciężki sprzęt i wyszedłem na szosę bardzo wcześnie, gdzieś koło mostku na Kamiennej...Zatem nocny asfalting. Cóż, zmoczony, lekko zziębnięty przyszedłem na stację a tam okazało się, że dworzec otwarty od szóstej :-)  Pomarzłem trochę z innymi oczekującymi pasażerami aż w końcu można było się ogrzać. Potem pociąg i koniec. 
Było warto się telepać na dwa biwaczki i jednodniowe okienko pogodowe, znów zobaczyłem mniej znane szlaki. Na pewno wrócę w okolice Kamienicy w zimie. Skałki Ptasie Gniazda jak i Skalna Brama też doczekają się eksploracji, mam nadzieję, że wspólnie ze Zgórwysynami, którzy uwielbiają takie klimaty.