Gorce
2022, sierpień
Nie miałem się po co śpieszyć, powoli przeszedłem się do zajazdu. Pokoik i tak nie był jeszcze gotowy, wszak było grubo przed południem. Poprosiłem szefującego w tym przybytku pana Grzegorza o pomoc w naprawie rękojeści kijaszka BD i znalezienie w "warsztacie" odpowiedniej pasującej śrubki. Za chwilę wrócił z idealnym wkrętem. Skręciłem i skleiłem gumę i tak siedziałem za stołem trzymając kijek dopóki nie związał :-) Zajazd Sokolica:
Dałem sobie kulturalny obiad, a jak
Po południu przestało chwilowo padać, poszedłem na ryneczek
Krościenko jest takie słodkie, chciałoby też do komercyjnego raju, rozsiane tu i ówdzie fast foody i pizzerie o tym świadczą ;-) zakorkowane cały czas rondko z mostem, nie zatrzymuje się tu wielu ludzi, większość jednak jedzie do Szczawnicy o wiele bardziej znanej i uznawanej.
Czas jakoś mi minął niezauważalnie, zrobił się wieczór i znów za oknem słyszałem poszum deszczu. Prognoza pogody nie była jednoznaczna, mogło grzmieć, mogło lać, mogło się udać. Postanowiłem od rańca podchodzić na pełnej mocy a dalej się zobaczy, nawet już dałem znać na bazę na Lubaniu o noclegu.
Dzień 11. 32km +1660m (dane wg mapy.cz)
Wcześniutko rano wyszedłem na szlak. Krościenko spało. Podejście na Lubań...hmm, 800 metrów w pionie. Ale całkiem wygodną dróżką. A po drodze widoki. Czy ktoś ma wątpliwości, że było mokro?Ale - zaczęło się powoli przebijać słonko
No, tutaj to już całkiem co innego, prawda?
Sekwencja kolejnych górek - Kopia, Marszałek, Kotelnica, Brożek, Czyrteż Grywaldzki, Jaworzyna Ligasowska, Średni Groń...
i wreszcie po trzech godzinach podchodzenia - Lubań /1211/.
Widoki z wieży - trochę przeszkadzały chmury
Dalsza wędrówka grzbietem nie nastręcza trudności, tylko się dłuży. Do Przełęczy Knurowskiej jest od bazy prawie 14 km. Runek /1003/ to dopiero tak mniej więcej połowa tego odcinka.
Sielsko na tych Studzionkach
a na tych ostatnich pagórkach przed szosą to już idzie cholery dostać, wreszcie zejście, Przełęcz Knurowska /846/:
W przeciwną stronę co jakiś czas mijali mnie tego dnia rowerzyści, był tu jakiś rajd (coś z wieżami widokowymi?). Na przełęczy stało stoisko punktu odżywiania czy czegoś takiego i poprosiłem pana, który go pilnował o arbuza, dostałem wielki kawał i to był najlepszy arbuz jakiego jadłem w tym roku ;-)
...ale od strony zachodniej zaś słychać grzmoty nadchodzącej burzy. Niestety, ja właśnie musiałem iść właśnie w tamtym kierunku. Mogłem tylko przyśpieszyć i liczyć, że zdążę pod dach przed burzą.(Potem się okazało, że zrobiłem to podejście w czasie zejściowym). Po wyjściu na Długą Halę widzę jakby tuż za Turbaczem były te brykające chmury burzowe.
Po lodach naszła mnie chętka na coś konkretniejszego i zaliczyłem jeszcze zupę gulaszową i na orzeźwienie tradycyjną różową landrynówę.
I nagle przełamanie krajobrazu, breakdown: wyłażę na trasę i dostaję w mordę betonowym przęsłem. Prosto na Piłatowej / 609/ jaka to dobra nazwa. Nawet nie miałem sił na "niepodobanie".Oczywiście zaraz za tymi cudami zgubiłem się na tych polach czy łąkach. Na zejściu do Skawy nad rzeką Skawa. Spotkałem tam po raz pierwszy Marcina idącego GSB w tę samą stronę, z którym zamieniłem kilka słów w pobliżu tego stoliczkaMimo, iż na fotkach są chmury, to cały czas było gorąco, wyraźnie zmierzało wszystko w atmosferze ku popołudniowej burzy. I kiedy wkraczałem do Jordanowa ta burza nadeszła.
Schroniłem się w Galerii Jordanowskiej i całe szczęście, bo całkiem się rozhulało a ja sobie spokojnie spędziłem ten czas przy skrzydełkach i piwku (z okazji szczęśliwego uratowania przed burzą). Sytuację śledziłem na burzowym radarze, wreszcie chmury zaczęły się oddalać na północ i mogłem dokończyć trasę. Na wyjściu z Jordanowa w stronę Bystrej można wyraźnie zobaczyć pasmo Policy i na końcu Babią Górę
Przez Bystrą Podhalańską zmierzałem sobie na luzie do podnóży Cupla. Tam zamierzałem się zadekować w schronie położonym przy strumieniu Wędźno. Okazało się na miejscu, że są tam już dwie osoby - Tajemnicza Góralka oraz spotkany wcześniej Marcin, który również wybrał tę miejscówkę na kimanko. Nie wiem, jak to się dzieje, że ludzie poznani na szlaku są inni niż poznani w zwykłych okolicznościach...i rozmowy też są od razu bardziej od serca, jakbyśmy się znali już od dawna. Tak też wspominam nasz wieczór w trójkę.