wtorek, 16 sierpnia 2022

GSB na 53 cz.4 Gorce

 Gorce


2022, sierpień


Nie miałem się po co śpieszyć, powoli przeszedłem się do zajazdu. Pokoik i tak nie był jeszcze gotowy, wszak było grubo przed południem. Poprosiłem szefującego w tym przybytku pana Grzegorza o pomoc w naprawie rękojeści kijaszka BD i znalezienie w "warsztacie" odpowiedniej pasującej śrubki. Za chwilę wrócił z idealnym wkrętem. Skręciłem i skleiłem gumę i tak siedziałem za stołem trzymając kijek dopóki nie związał :-) Zajazd Sokolica:

Pogoda za oknem utwierdziła mnie w 100% w słuszności decyzji o pozostaniu na miejscu, wystarczy jeden rzut oka: to tak jakby widok na Gorce, hmm
Dałem sobie kulturalny obiad, a jak
Po południu przestało chwilowo padać, poszedłem na ryneczek
Krościenko jest takie słodkie, chciałoby też do komercyjnego raju, rozsiane tu i ówdzie fast foody i pizzerie o tym świadczą ;-) zakorkowane cały czas rondko z mostem, nie  zatrzymuje się tu wielu ludzi, większość jednak jedzie do Szczawnicy o wiele bardziej znanej i uznawanej. 

Czas jakoś mi minął niezauważalnie, zrobił się wieczór i znów za oknem słyszałem poszum deszczu. Prognoza pogody nie była jednoznaczna, mogło grzmieć, mogło lać, mogło się udać.  Postanowiłem od rańca podchodzić na pełnej mocy a dalej się zobaczy, nawet już dałem znać na bazę na Lubaniu o noclegu.

Dzień 11. 32km +1660m (dane wg mapy.cz)

Wcześniutko rano wyszedłem na szlak. Krościenko spało. Podejście na Lubań...hmm, 800 metrów w pionie. Ale całkiem wygodną dróżką. A po drodze widoki. Czy ktoś ma wątpliwości, że było mokro?Ale - zaczęło się powoli przebijać słonkoNo, tutaj to już całkiem co innego, prawda?Sekwencja kolejnych górek - Kopia, Marszałek, Kotelnica, Brożek, Czyrteż Grywaldzki, Jaworzyna Ligasowska, Średni Groń...i wreszcie po trzech godzinach podchodzenia - Lubań /1211/.

Baza namiotowa na Lubaniu - miejsce cokolwiek kultowe
Widoki z wieży - trochę przeszkadzały chmury

Dalsza wędrówka grzbietem nie nastręcza trudności, tylko się dłuży. Do Przełęczy Knurowskiej jest od bazy prawie 14 km. Runek /1003/ to dopiero tak mniej więcej połowa tego odcinka. 
Gorczańskie on the road again
Na Studzionkach spodziewałem się jakiejś możliwości zjedzenia czegoś, podobno jest tu jakieś agro w widocznych na zdjęciu budynkach, niestety nie znalazłem żadnej tablicy informacyjnej itp szyldu ale też zbytnio nie szukałem i zjadłem mój ulubiony górski przysmak czyli śliwkę w czekoladzie :-) 
Sielsko na tych Studzionkach
a na tych ostatnich pagórkach przed szosą to już idzie cholery dostać, wreszcie zejście, Przełęcz Knurowska /846/:
W przeciwną stronę co jakiś czas mijali mnie tego dnia rowerzyści, był tu jakiś rajd (coś z wieżami widokowymi?). Na przełęczy stało stoisko punktu odżywiania czy czegoś takiego i poprosiłem pana, który go pilnował o arbuza, dostałem wielki kawał i to był najlepszy arbuz jakiego jadłem w tym roku ;-)
Za przełęczą wszystko się zmienia. Jest dość późno po południu. Pogoda zaczyna się pogarszać. Zaczyna się poważne podejście - łącznie ponad pięćset metrów. Najgorsze miejsce, najbardziej strome wyprowadza na Stus /1126/. 
Nikt nie podchodzi, spotykam tylko schodzących. Po wyjściu na polany piękne widoki w stronę wschodnią, widzę Lubań i Jezioro Czorsztyńskie...

...ale od strony zachodniej zaś słychać grzmoty nadchodzącej burzy. Niestety, ja właśnie musiałem iść właśnie w tamtym kierunku. Mogłem tylko przyśpieszyć i liczyć, że zdążę pod dach przed burzą.(Potem się okazało, że zrobiłem to podejście w czasie zejściowym). Po wyjściu na Długą Halę widzę jakby tuż za Turbaczem były te brykające chmury burzowe.
Co tu dużo gadać: zdążyłem. Zdążyłem i w schronisku się zalogowałem. Jadłem tam coś dobrego, ale umysł wyparł to do podświadomości. Spanko w pokoju wieloosobowym, drogo ale uznawali zniżki na AV. 
Dzień 12. 38km +570m (dane wg mapy.cz)
Dziwny to był poranek, chłodny i zachmurzony. Po miniśniadanku ruszyłem na trasę. Czekał mnie tego dnia nietypowy etap z większością schodzenia i przejściem przez miasto. 
Na początek szybkie podejście na Turbacz /1310/. Nareszcie jakiś fajny widok na Tatry
Na szlaku przez Obidowiec i Rozdziele na Stare Wierchy można czasem zobaczyć Babią Górę. Wydaje się tak daleko, a przecież jutro chciałbym tam być!

Tymczasem chmurki wyniosły się jak niepyszne i znów mam upalną sierpniową pogodę.
Na Maciejowej, czy ja tam cos jadłem? Chyba jajecznicę ale szał to nie był. 
Jak zwykle z tego miejsca (koło Maciejowej) widok na Beskid Wyspowy, niestety GSB omija ten rejon. Ale Mały Szlak Beskidzki nie...i jest to jakiś pomysł.
Zejście do Rabki zaliczyłem już w pełniutkim słońcu. Dla ochłody poszedłem na lody, i do tego dobra kawa z expresu.
Po lodach naszła mnie chętka na coś konkretniejszego i zaliczyłem jeszcze zupę gulaszową i na orzeźwienie tradycyjną różową landrynówę.



Tutaj znów mała uwaga geograficzna: otóż schodząc do Rabki opuściłem Gorce i znalazłem się...gdzie? Mamy znów problem z regionalizacją. Kilka lat temu znalazłbym się po prostu w Kotlinie Rabczańskiej, która to nazwa oddaje charakter tego miejsca. 
Ale to nie wszystko - przekraczając grzbiet Zbójeckiej Góry i Piłatowej (tam, gdzie obecnie biegnie "ES-siódemka") wszedłbym już w Beskid Orawsko-Podhalański. Pasemko to wchodziło w skład Beskidu Żywieckiego (ale dlaczego?) a kiedyś wlazłem sobie na najwyższy jego szczyt czyli Kiełek. Obecnie jednak mamy "nową" regionalizację i powstał twór o nazwie Pogórze Orawsko-Jordanowskie, obejmujący oba wspomniane wcześniej regiony (lecz Kiełek pozostał jego najwyższym szczytem). Aż do końca tego dnia wraz z miejscem noclegu będę przebywał właśnie na tym "nowym" pogórzu.
Wyjście z Rabki na zachód wiąże się z koniecznością podejścia na wspomnianą Zbójecką Górę /643/.  Ale tak jakoś wychodzi, że tu z drogi Lubonia widać na wprost. Wielkiego.
Przez fajowe łąki przeszedłem, owieczki tu pasł taki jeden dude
I nagle przełamanie krajobrazu, breakdown: wyłażę na trasę i dostaję w mordę betonowym przęsłem. Prosto na Piłatowej / 609/ jaka to dobra nazwa. Nawet nie miałem sił na "niepodobanie".
Oczywiście zaraz za tymi cudami zgubiłem się na tych polach czy łąkach. Na zejściu do Skawy nad rzeką Skawa. Spotkałem tam po raz pierwszy Marcina idącego GSB w tę samą stronę, z którym zamieniłem kilka słów w pobliżu tego stoliczka
Mimo, iż na fotkach są chmury, to cały czas było gorąco, wyraźnie zmierzało wszystko w atmosferze ku popołudniowej burzy. I kiedy wkraczałem do Jordanowa ta burza nadeszła.
Schroniłem się w Galerii Jordanowskiej i całe szczęście, bo całkiem się rozhulało a ja sobie spokojnie spędziłem ten czas przy skrzydełkach i piwku (z okazji szczęśliwego uratowania przed burzą). Sytuację śledziłem na burzowym radarze, wreszcie chmury zaczęły się oddalać na północ i mogłem dokończyć trasę. Na wyjściu z Jordanowa w stronę Bystrej można wyraźnie zobaczyć pasmo Policy i na końcu Babią Górę


Przez Bystrą Podhalańską zmierzałem sobie na luzie do podnóży Cupla. Tam zamierzałem się zadekować w schronie położonym przy strumieniu Wędźno. Okazało się na miejscu, że są tam już dwie osoby - Tajemnicza Góralka oraz spotkany wcześniej Marcin, który również wybrał tę miejscówkę na kimanko. Nie wiem, jak to się dzieje, że ludzie poznani na szlaku są inni niż poznani w zwykłych okolicznościach...i rozmowy też są od razu bardziej od serca, jakbyśmy się znali już od dawna. Tak też wspominam nasz wieczór w trójkę.
Następnego dnia rano miałem już wkroczyć w kolejne pasmo i to całkiem poważne.