niedziela, 31 października 2021

Konferencja, melanż i Zlot XXI

 Góry Bystrzyckie + Góry Stołowe



2021, październik



Podobnie jak kilka lat temu zostałem zaproszony do Polanicy - Zdrój na konferencję i postanowiłem się zgodzić :-)

Hotel oferuje bardzo dobre warunki, smaczną kuchnię, basen, różne atrakcje. W środę po kolacji mimo mżącego deszczyku postanowiłem się przejść i przypomnieć sobie miasteczko.

Ale jakoś tak wyszło, że po półgodzinie byłem w lesie i zastanawiałem się nad moją kondycją psychiczną: co jest ze mną nie tak, że zamiast bawić się (i to całkiem gratis! XD) z nowo poznanymi ludźmi przy kręglach czy tam bowlingu, mam w ręku wiśnię w płynie i stoję sam w ciemnym lesie, po kurtce przeciwdeszczowej spływają krople a ja gadam do siebie, łażę po stokach jakiejś góry?Ale wracając nie byłem całkiem samotny, spotkałem Pana ze Świetlistą Głową

Drugi dzień oferował bogaty program od rana. Część techniczna zakończyła się obiadem. Po krótkim odpoczynku przeszedłem się na położony ponad uzdrowiskiem Twaróg /427/. Nic takiego nie ma na Twarogu ale miło sobie pochodzić po wilgotnym lesie.
Wieczorem...były i takie atrakcje. 
Taaak, atrakcji było całkiem sporo, w płynie i w... dymie i i nie wszystkie byłem w stanie znieść całkiem na chodzie. 
Dlatego rano odwiedziłem jeszcze przed wyjazdem basen, dla orzeźwienia. Serce miałem lekko na ramieniu jadąc do Szczytnej, szczególnie mijając wóz bojowy Policji z przeciwka. Jednak bezpiecznie wylądowałem w Dusznikach na campingu. 
Już, zaraz, teraz, byle szybciej wylazłem w górki... zostawiając w aucie kilka potrzebnych rzeczy, np portfel :-) No ale po co komu portfel. Szczególnie, jak i tak nie ma kaski.
Głupkowato uśmiechnięty zatem zapieprzam szlakiem przez kolejne wzniesienia, Wzgórze Rozalii i Pustelnika, przez Bobrowniki  i Druciarza do Nowych Bobrownik.


Taką jesień można pokochać.
Czy konie mnie słyszą?! Pięknie wokoło a wy ino tak stoicie, szkapy :-)
Z Nowych Bobrownik czeka mnie wspaniałe wyzwanie, w tych często postrzeganych jako "płaskie" górach, jest niezwykle strome podejście na Wolarza /852/ przez Rudnik /845/. Po drodze zaś można obejrzeć kolejne fascynujące sudeckie gołoborze.

Wyjście na szczyt usatysfakcjonowało mnie tak jak poprzednim razem (byłem tu wspólnie z menelskim i François w 2014 roku). Ale...coś jest nie tak! Do tej pory szedłem w słonecznej złotej polskiej jesieni a od Wolarza robi się okrropnie zimno! Na samym szczycie to jeszcze pół biedy, ale po zejściu do dolinki Zajęcznika marznę, szczególnie w dłonie. Tu liście są jeszcze zielone, zakonserwowane panującym wilgotnym chłodem.
Dalej szlak  czerwony biegnie drogą. Chciałbym jeszcze zobaczyć Błażkową, ale dostaję telefon, że zlotowicze zbierają się już w Dusznikach, więc umawiamy się w knajpce.
Wolarz wyłania się zza drzew:
Ha, znów wyszło słoneczko:
Koło Muflona zszedłem do uzdrowiskowej części Dusznik-Zdroju i skierowałem kroki do knajpki nad potokiem. Zebrało się już kilka osób, nasza ekipa małopolska ale jest i świeżo poślubiony hanys - Sosik :-) W sumie to miejsce okazało się naszym punktem zbornym, bo po jakimś czasie przybyła tez ekipa wrocławska. Zabrałem się z nimi na camping a tam już namioty się stawiają, a po namiotach zadekowaliśmy się w jakby świetlicy czy dawnym pubie (?). Był gryl z kiełbaskami, przezornie zabrany przez Agę i Sosika a także jakby poprawiny po ich uroczystości ślubnej, co trzeba bardzo docenić, że dla naszej małej społeczności postarali się zorganizować takie przyjęcie. Była zatem i ślubna wódeczka górska a także piwo zwane Ochajtańcem. Taka to nasza chałupa była:

Zebrało się na ten wieczór bodajże 11 osób jeśli dobrze liczę. Imprezka trwała do nocy a okrzykom "gorzko!!" nie było końca. Na szczęście byliśmy na campingu sami, oprócz jednego kampera, którego właściciel chciał nam chyba zapłacić :-) Z tym płaceniem to w ogóle były cuda, każdy przybywający szukał jakiejś osoby zdolnej do przyjęcia kasy i właściwie dopiero wyjeżdżając wręcz wcisnęliśmy na siłę jakieś pieniądze zaspanej kobiecie z pawilonu obok pola.

Rano o dziwo wszyscy byli mniej więcej na chodzie, najbardziej poszkodowaną osobą był Pan Sosik Młody ;-) i dopraszał się co i rusz o mokre picie. Na szczęście obecnie ma żonę, która o to dba. Z samego rana dołączyli do nas Red i Leuthen i po śniadaniu wyszliśmy na zlotową trasę. Na początek chcieliśmy wyjść na Urwisko w pobliżu Skały Puchacza. Słynne miejsce z łańcuchem
Piękny był ten dzień, chociaż bardzo wietrzny. No ale na fotce tego nie widać.
Foto grupowe zlotowe nr 1
(fot. Słoń)
Przeszliśmy podekscytowani w stronę niedawno na legalu udostępnionego miejsca czyli Skały Czaszki i tam znów chwila dla fotoreportera:
Foto grupowe zlotowe nr 2
(fot. nie pamiętam kto)
Orlica.
Zmierzamy na Narożnik a potem właśnie tam, na dół, na "Sawannę Afrykańską".
Prawie identyczne fotki można zrobić z Pustelnika pod Małym Szczelińcem ale to jest Lustrzana Góra widziana właśnie z "Sawanny"..
Sawannowe skały. Jakoś tak mi się skojarzyło z mapami w WoT, wydawałoby się, że nie ma przecież takich miejsc, gdzie pojedyncza skała wystaje sobie po prostu z trawy, a jednak są:

Świetne są stąd widoczki na Urwisko, którego skrajem szliśmy. Wiatr rozwiewa włosy (jak ktoś posiada takowe) i jakoś tak fajnie się idzie, jak byśmy byli gdzieś na Dzikich Polach 
Kościół świętej Marii Magdaleny w Łężycach:
Trasę zlotową zakończyliśmy obiadem w..."Granadzie" :-) lokal dał nam najeść się i napić aż pod korek. Nie wiem, jak dotoczyłem się z powrotem na camping do Dusznik-Zdroju. Zaskutkowało to tym, że nie byłem w stanie pomyśleć o zakupach i na ostatnie śniadanie musiałem żebrać o serek czy coś tam.
Ale nas czekała jeszcze właściwa impreza zlotowa. Nie mam niestety żadnego zdjęcia z tego wieczoru, ale było ponownie wesoło a zebrało nas się naprawdę sporo jak na te czasy. Chciałbym wszystkich wymienić dla potomności, ponieważ gdzieś zaginęła nasza Zlotowa Kronika. Niestety niektórych osób nawet nie pamiętam z imienia, ponieważ byli z kategorii sympatyków a nie dawnych forumowiczów. Ale spróbuję, może ktoś pomoże to będę edytować: na pewno od pierwszego dnia byli Państwo Młodzi czyli Aga i Sosik, Hanka ze Słoniem, Dakota, Catty, Rambi i kolega (imię?), Woytas, Moli, Red Angel i Leuthen przybyli rano, Marek z małżonką a potem jeszcze Marcin z dwoma kolegami (imona?) i ja. Czyli 18 osób? Wszelkie anse poszły w las i świetnie było po dwóch latach znów zobaczyć taką zgraję.

Rano, jak pisałem wcześniej, usiłowaliśmy zachować się uczciwie i zapłacić za pobyt :-D moglibyśmy wyjechać bez płacenia, ale po wielu dzwonkach i pukaniu do drzwi wynurzyła się jakaś postać z pieleszy XD i ci, którzy przy tym byli rzucili tam jakąś "monetą".
W trzy auta udaliśmy się na północ, żeby zahaczyć o jeszcze jedną atrakcję Gór Stołowych, której nie widziałem a koniecznie chciałem. Słonie i Woytas pojechali ze mną w ciemno, chwała im za to. Nie bardzo wiedziałem, gdzie dokładnie należy szukać, więc odnalezienie tego miejsca wiązało się ze szperaniem po lesie. Teraz bym to zrobił nieco inaczej, ale poszliśmy z parkingu przy kamieniołomie stromo pod górę mijając formy skalne:
Po krótkim motaniu się odnajduję miejsce, które chciałem zobaczyć, mianowicie Głowę Króla
Wygląda azaliż i zaiste. Jak Głowa Króla leżąca na rozdrożu w LOTR :-)
Jeszcze po drodze zostałem zaproszony na kawę na działeczce Słoniowej i tam było bardzo miło.
To były niezwykle aktywne dni jak na mnie, przeważnie przebywającego w domu przed kompem albo w pobliżu kanapy ;-)