poniedziałek, 2 marca 2020

6 pagórów

Wzgórza Strzelińskie


2020, marzec



Klimaty pogórzowo-wzgórzowe nigdy nie były moim priorytetem. Raczej zostawię sobie takie wycieczki na czasy koło siedemdziesiątki ;-) Tym niemniej kilka wyjazdów tego rodzaju popełniłem...i za każdym razem było nadspodziewanie miło. Dzisiejszy wypad potwierdził tę regułę. 
Po szybkim przelocie do Strzelina dotarłem do granicy lasu koło leśniczówki Gościęcice Średnie. Jak widać, zaczynamy na wysokości 203 m npm.


Stąd zacząłem traskę. Zrazu szedłem wygodną drogą wznoszącą się w głąb wzgórz, następnie odbiłem od niej na wschód by wejść na pierwszy pagór tego dnia: Miecznik /310/.
Szczycik wyraźny, oznaczony na dodatek słupkiem.
Zejście z górki było znacznie ciekawsze, poszedłem kawałeczek zielonym szlakiem a potem drogą leśną. W pewnym momencie wychodzi się na piękną polanę. W oddali kolejne wzgórza na trasie:

To jedno z fajniejszych miejsc po drodze. Po chwili doszedłem do szlaku niebieskiego. Z niego skręciłem w prawo na niewyraźne wzniesienie Komarowa /270/. Tutaj to już było zupełnie jak w lesie koło mojej działki na Pojezierzu Międzychodzkim - małe różnice terenowe, chaszcze...
Ścieżka prowadzi dalej na wschód i wyprowadza mnie na wydłużony grzbiet tworzący Garnczarek /275/. Trzeba przyznać, że szlak na dalszym odcinku jest poprowadzony bardzo ciekawie, eksponuje skaliste miejsca, naturalne wychodnie skalne i - jak podejrzewam - dawne wyrobiska. 


Następnie zbiegam ze szlakiem do doliny Jegłówki. W wiacie nad stawem zrobiłem sobie drugie śniadanie, tutaj pojawili się pierwsi dwaj rowerzyści.

Poszedłem dalej niebieskim szlakiem aż do Krzywiny. Po drodze odwiedziłem imponujące, zalane wyrobisko, byłem i na górze
i na dole 
Różnica wysokości robi wrażenie. Przy zejściu na dół skalne rumowisko wyglądające jak gołoborze, ale pewnie nie jest naturalnego pochodzenia:
Po dalszych kilkuset metrach wyszedłem na grzbiet z widokiem na południe, nie było super widoczności ale chyba widać tu wystającą Biskupią Kopę, 55 km na południe:
Poszedłem jeszcze do Skałki Goethego.
W XVII-XVIII w. wydobywano tutaj kryształy górskie a te żółte skały to jak sądzę kwarcyty, w nich można wyróżnić "wrzecionowate agregaty kwarcowe, przypominające wyglądem daktyle" (wg geopark.org) czyli kwarcyty daktylowe, ciekawe skały metamorficzne. Goethe opisał je w traktacie powstałym w wyniku podróży po tych terenach.
Ja powróciłem do wiaty obok Lasu nad Krzywiną /240 m npm/. Usiadłem sobie z widokiem na rozległą przestrzeń, zjadłem, popiłem. Podłużny kształt widoczny na prawo od wieży kościoła w Samborowiczkach to prawdopodobnie była góra Borówkowa (odległa o 40km).
Teraz zacząłem ciekawą część trasy, przeważnie wznoszącą się - aż do kulminacji na najwyższym szczycie wzgórz. Najpierw podszedłem niedużo na Szerzawę /247/. Był to już czwarty pagórek na trasie. Potem szlak żółty zbiega do leśnej drogi a następnie całkiem raźno wspina się na zbocza Rokitki /292/, na której szczycik trzeba zboczyć kilkadziesiąt metrów na prawo. Szlak nie daje odpocząć i dalej wznosi się w kierunku zachodnim. 
Ten etap zamknął się podejściem na najwyższy szczyt Wzgórz Strzelińskich czyli Gromnik /390 m npm/ z wieżą widokową.
Niestety, wieża czemuś tam jest zamknięta od zeszłego roku, czyli była na chodzie ledwo siedem lat. Była jakaś kartka z informacją, ale co ma ochrona pożarowa do zamknięcia wieży nie mogłem pojąć. Trudno.
Drugie trudno, że od tego miejsca nie można już mówić o samotnej wycieczce, ponieważ pojawia się tu spora ilość ludzi. Szczególnie niestety rowerzyści z jakiegoś nieznanego mi powodu są bardzo głośni. Nieopodal wieży jest parking a na nim widziałem sporo samochodów. Dużo ludzi jeździ (a czasem biega) pomiędzy tym parkingiem a Strzelinem i w przeciwną stronę.
Zejście na północną stronę szczytu jest całkiem strome a dzięki wycinkom na zboczach mogłem zobaczyć szczyty z porannej części trasy:
Rzut oka za siebie - nie ma na razie zieleni, więc świetnie widać naprawdę pokaźny masyw Gromnika:
Wracałem dość szybko, po drodze zatrzymując się tylko w kilku miejscach. 
Jedno z nich to tajemniczy krzyż pokutny, określony w opisach jako cygański.
Inne to Skrzyżowanie pod Dębem, dąb mocno już sfatygowany i wzięty w żelazne okowy:
Obok stoi bardzo zacnej budowy wiata:
Pozostałe kilometry do miejsca postoju zrobiłem w błyskawicznym tempie, przypłacając to drobną kontuzją kolana.
No to ile było tych pagórów? Sześć? No to jeszcze będzie bonusowy siódmy: na koniec już wracając do domu zatrzymałem się po kilometrze niedaleko zalanego kamieniołomu granitu pod Kozińcem.
 Stąd tylko kilkaset metrów i dotarłem na szczyt, Koziniec /245/, oferuje niezły widok aż na Wrocław a w stronę zachodnią - zza zbocza wyłania się Ślęża odległa o jakieś 30 km.

Na szczycie w krzakach widać było żelbetowe ruiny wojennych budowli niemieckich a także (jak doczytałem ) fundamenty radiolatarni Luftwaffe.
Wycieczka okazała się bardzo przyjemna, dwadzieścia dwa kilometry przez nieznany mi teren, szlaki urozmaicone, widoczki też niczego sobie.
Trzeba będzie razem ze znanymi mi wielbicielami pogórzy pomyśleć o czymś podobnym w przyszłości.