poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Podwórkowe góry

 Góry Sowie



2021, marzec



Przed świętami odezwał się Mhu i zaproponował jakiś wypadzik. Nie było łatwo w tym gorącym okresie wynaleźć jakieś wolne godziny, ale udało się, niestety nocleg nie wchodził w grę. Chodzi mi po głowie od pewnego czasu nieco inny kierunek, jednak teraz trzeba było brać, co dają.

Góry Sowie stały się dla mnie takimi "podwórkowymi górami", ponieważ dojazd w to pasmo zajmuje najmniej czasu (nie licząc Ślęży), ledwie coś ponad dwie godziny. A jeszcze po drodze Mhu zdążył zrobić zakupy. Coraz większym problemem robi się za to ułożenie trasy, która nie dublowałaby już przebytej. 

Zaczęliśmy nieopodal Leśnego Dworku w Dolinie Bielawicy.

Szlak zielony oferuje całkiem żwawe podejście na zbocza Końskiej Kopy, więc Mhu uzbroił się w nowy model kijów trekkingowych:
Na Bielawskiej Polanie zrobiliśmy mały postój, potem kierunek na Żmij /887/
Na szczycie jest specjalne urządzenie do robienia samowyzwalaczem ;-)
Oblodzonym odcinkiem ścieżki wyszliśmy na szczyt Kalenicy /964/. Tak, tutaj zachowały się jeszcze pozostałości zimy.
Widoki nie były jakieś powalające przez podnosząca się wilgoć, ale było ciepło i przyjemnie, coś tam widać też było naokoło.
Kalenica jest świetnym punktem panoramicznym, wszędzie wokół można rozpoznawać znane sudeckie szczyty.

Wróciliśmy na przełęcz i zaczęliśmy schodzenie na południową stronę grzbietu. Wiosna tu już działa pod względem flory
i fauny
A Człowiek Śniegu korzystał jeszcze z resztek swojego żywiołu

Uparłem się, żeby jeszcze podejść na Diamentowe Skałki na grzbiecie Lirnika. Szału nie było, może dlatego, że człowiek już widział tyle wielgaśnych skał...no i nie jestem geologiem. Ale zawsze coś ciekawego i nowego w Sowich.

Po drobnym uzupełnieniu sił rozpoczęliśmy powrót do grzbietu drogą a potem ścieżką, prowadzącymi pomiędzy stokami najpierw Wolicy a potem góry Rożen. Wyszliśmy na Wigancicką Polanę. Z myślą o tej chwili zabrałem słoik strogonowa od Szubryta. Po drodze: coś sporo tych wycinek...
Na Polanie Wigancickiej - ja gotuję Mhu się wyleguje, czeka na swoją zalewajkę:
Strogonow ze słoika okazał się bardzo dobrą...zupą paprykową 😁 Nie powiem, w smaku to było dobre ale nie stało nawet w pobliżu prawdziwego strogonowa.
Poleżeliśmy tam chyba z godzinkę, tak nas słonko rozebrało. Zaczynamy schodzenie ścieżką a tam niespodzianka. Znowu trzeba było powysilać zmysł równowagi.
Podeszliśmy jeszcze na Grzbiet Niedźwiedzi /722/, teraz, kiedy nie ma bujnej zieleni, można sobie przyjemniej pokołować nie tylko szlakami i ścieżkami. 
Po powrocie do dróżki mieliśmy jeszcze fajny widok na Kalenicę i Słoneczną:

Zeszliśmy przez Popielny grzbiet do doliny, po drodze widać jeszcze jedne fajowe skałki 
No i to tyle, czego chcieć więcej, ponad 1km pod górę pękł, i o to również chodziło w okolicznościach przyrody, niepowtarzalnej.