piątek, 5 grudnia 2025

Wiatowanko z Arturem

 2025, grudzień


Góry Bystrzyckie


Spotkała mnie miła niespodzianka, otóż odezwał się do mnie koleżka Artur Red z dawnego forum i zaproponował wiatowanko. 

Wielce się ucieszyłem na to spotkanko i zaraz zacząłem pakowanko...nie no, chwila, stop, tak dalej nie dam rady pisać.

Miała to być z założenia lajtowa traska zwłaszcza, że pogoda nas nie rozpieszczała. 

Od stacji Międzylesie szliśmy w drobnej mżawce. Przeszliśmy przez grzbiet pomiędzy niewysokimi wzniesieniami Węglarki i Rykowni, kierując się na Dębowiec /665/. 

Dalej szliśmy żółtym szlakiem rozprawiając o tym i owym a wokół nas zapadał zmierzch i narastał wilgotny opar.

    

Nasza miejscówka jest położona na wysokości około 750 m npm na rozdrożu Pod Czerńcem. Położony tuż obok wiatuni akwen był zamarznięty, jednak wypływał z niego mocny strumień wody, z którego można było łatwo czerpać. Nie wiem dlaczego, ale to moje pierwsze nocowanie w terenie w tym roku...nie umiem tego wyjaśnić. To tylko potwierdza słabość tego roku. Na szczęście czynności z tym związanych nie zapomina się tak łatwo. Przebieranie, rozkładanie, gotowanie...

Posiedzieliśmy, pogadaliśmy...Pojedliśmy, popiliśmy...

Trochę byłem jakby w szoku tlenowym i spałem bardzo długo. Zresztą nie było po co się zrywać - niskie chmury przykrywały nas cały czas i tak. W takich luksusowych warunkach nocleg był przyjemnością.
Wspólne foto:
Artur poczęstował mnie na śniadanie boczkiem z własnego prywatnego wyrobu, więc nabrałem zaraz więcej sił na drogę. Poszliśmy dziarsko na szczyt oddalony zaledwie o półtora kilometra
Cudu nie było, widzialność ledwo co te kilkadziesiąt metrów wokół nas. Czerniec /891/
Ze szczytu uparłem się prowadzić, ponieważ byłem tu trzy lata temu i wtedy zgubiliśmy żółty szlak idąc zbyt na lewo od Gniewosza. Chciałem naprawić ten błąd i udało się, tym razem zgubiłem drogę schodząc zbyt wcześnie na prawo  - wprost na Gniewoszów
Po drodze taki smutny widok. Szkoda, że w naszych mniej modnych górkach jest tak mało bufetów, sklepików itp w porównaniu z Czechami. Tutaj byłoby idealne miejsce.
Na skuśkę czyli szagę poszliśmy leśno-polnymi ścieżkami w kierunku doliny Nysy Kłodzkiej.
Wycieczka zakończyła się na stacyjce Długopole-Zdrój, skąd niedługo zabrał nas pociąg do Wrocka.

Mimo krótkiej trasy bolały mnie nogi, muszę się zmobilizować i znaleźć motywację do częstszych jak dawniej wypadów...tym bardziej cieszę się z zaproszenia od Artura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz