2008, maj
(Nie jestem pewien tej daty, ale rok w tę czy rok wew tę nie robi różnicy 😄)
Wycieczka dwuosobowa z Panem Malinowskim miała być przyjemnym gorczańskim klasykiem, przejściem ponownie całego grzbietu lub innym wariantem - bocznego ramienia.
Tymczasem ledwo wyszliśmy z pociągu w Chabówce, powitał nas kapuśniaczek sączący się z nieba.
Przeszliśmy spiesznie do Rabki, aby gdzieś tam schronić się przy piwie. Skończyło się heinekenem pod sklepem, bo przestało chwilowo padać.
Wychodzimy na szlak czerwony i na początek zmierzamy do schroniska Maciejowa.
W schronisku nalot młodzieży kolonijnej, ani chwili spokoju od rejwachu. Ten chce czipsy, ten kolę, temu coś się wylało, ten zgubił dwa zyle...😁
Po krótkim odpoczynku wybiegamy czym prędzej na szlak i po godzinie i pokonaniu Jaworzyny Ponickiej lądujemy w nieco spokojniejszym schronisku Stare Wierchy.
Niestety, pada już równo. Zalegamy trochę w schronisku, aby przeczekać najgorsze.
Po dłuższym czasie wychodzimy, kiedy wydaje się, że trochę robi się spokojniej.
Niestety, szlak jest całkowicie błotnisty, po krótkiej chwili mamy i tak bagno w butach. Nasze garmonty kompletnie do niczego się nie nadają, dla mnie to pożegnanie z tym butem i z tą marką.
Mozolnie przekraczamy Obidowiec /1106/ i Rozdziele /1188/ i w kolejnej zlewie wkraczamy na Turbacz /1310/.
Pozostaje nam tylko zejść do schroniska i zacząć się suszyć.
Po nocy spędzonej w schronisku wychodzimy na szlak, jednak z podkulonymi ogonami kierujemy się do doliny Kamienicy. Buty ledwo co obeschły, po kilku krokach w kałużach są znowu mokre na wylot.
Pada tak samo jak padało.Trawers Mostownicy:
(fot. moje z innej gorczańskiej wycieczki)
Z Przełęczy Borek idziemy do doliny, wydaje się, że nasze perypetie zakończyły się. Tymczasem obserwuję wzburzony i podniesiony mocno nurt rzeczki.
Dochodzimy do pierwszego mostku - woda przepływa już prawie przy samej nawierzchni!
Dochodzimy do drugiego mostku - mostku nie ma...Nad jego resztkami łomocze zagniewana woda.
Pospiesznie wracamy do pierwszego mostku i z ulgą przechodzimy, zanim zostanie również zniesiony.
Musimy teraz powrócić do rozstaju szlaków. Tym razem szlakiem żółtym wznosimy się na Kudłoń / 1276/ i następnie na Gorc Troszacki /1235/.
Jestem zobojętniały na wszystko, nawet na wszechobecna wodę...
Zmulony i zniechęcony człapię noga za nogą; idąc tym szlakiem ostatnio przy ładnej pogodzie, nie poznawałem z jego przebiegu prawie nic.
Na zakończenie tej utopionej wycieczki zsuwamy się na Przysłop Lubomierski.
We wiacie przystankowej wylewam wodę z butów i szukam w plecaku czegoś słabiej wilgotnego do przebrania na drogę powrotną.