poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Wielkanocna powtórka

Karkonosze


2019, kwiecień


Znów po miesiącu w Szklarskiej Porębie, znów w Karkonoszach! Tym razem rodzinnie zameldowaliśmy się w hoteliku Magnes, moje cztery panie i ja. Wieczorem odwiedziliśmy skałki Marianki, które pewnie kiedyś tu w latach 90-tych będąc na dolnej stacji widziałem, ale nic nie zostało w pamięci.

Na początek zmusiłem się do wczesnego wstania, aby powrócić do głównego grzbietu, którym szedłem miesiąc wcześniej. Mieszkaliśmy blisko żółtego szlaku więc kierunek nasuwał się sam - przez Ryzy do schroniska Pod Łabskim Szczytem.
Dziarsko ruszyłem szlakiem, szybko dostałem się na rozdroże Ryzy, szlak częściowo był kłopotliwy ze względu na leżące, zwalone po zimie drzewa.
Powyżej rozstaja, około poziomicy 950 m,  zaczął się śnieg. Na szczęście przezornie bylem uzbrojony w raczki. Śniegu nadal mnóstwo, tak jak miesiąc wcześniej. Opady w tym sezonie chyba biły rekordy z ostatnich lat.
Nagłe wyjście z lasu wprost na słoneczne Kukułcze Skały, robi wrażenie to miejsce spore, jak zawsze.
No i za chwilę hala ze schroniskiem, cudo. Tu poczułem, że jestem gdzie trzeba. 
Pierwotnie chciałem tu zakończyć wycieczkę herbatą w schronisku, ale było nadal wcześnie, postanowiłem dotrzeć do grzbietu.
 Chwila na łyka wody i poprawienie opadających...raczków ;-)
Trzeba podejść jeszcze ćwierć kilometra w górę, uff!
Ale za to jakie widoki się otwierają z każdym krokiem.



Tak wychodziłem i wychodziłem aż spotkałem pierwszego turystę schodzącego od strony grzbietu. 

Do grzbietu doszedłem w okolicy Czeskiej Budki i właściwie zakręciłem się na pięcie i popędziłem... na śniadanie. Zejście zajęło mi mało czasu, na raczkach szło się szybko i bezpiecznie w śliskich miejscach.

Rodzinny wyjazd wielkanocny z natury rzeczy ograniczał nas turystycznie. Mimo tego udało się zobaczyć kilka atrakcji (niektóre planowałem oglądać raczej na emeryturce ;-D).
Po pierwsze zawsze chciałem zobaczyć rezerwat krokusów w Górzyńcu. Pojechaliśmy zatem szosą na Świeradów-Zdrój. Od szosy trzeba iść jakieś 2-2,5 km leśną drogą. Stanowiska krokusów udało się łatwo odnaleźć, było już jednak niemalże po kwitnieniu. Dodatkową trudność stanowi fakt, iż kwiatki można oglądać tylko z pomostów a ta dzika odmiana różni się od ogrodowej wielkością - kwiaty są mniejsze. No ale jakieś niedobitki przecież tam były. (Podpowiedź: jeden po lewej u góry, drugi pośrodku a trzeci po prawej :-D)
Rolę gwiazd tej wycieczki musiały wziąć na siebie napotkane w rozlewiskach spływającej ze stoków wody traszki:


Było tam mnóstwo kijanek, prawdopodobnie właśnie traszek i kilka osobników już dojrzałych. Lissotritony zajęły nas na kilkadziesiąt minut, to było fascynujące widowisko obserwować je w środowisku - ja widziałem je pierwszy raz w życiu! I stało się to tu, w górach właśnie, więc podwójna radość. (Właściwie to już były Góry Izerskie, ponieważ znajdowaliśmy się w dolinie Małej Kamiennej).
Powrót do auta wyczerpał mamę, więc na punkt widokowy na Zakręcie Śmierci podeszliśmy sami.

Podjechaliśmy dalej na parking koło kościoła i poszliśmy na nieodległy Sowiniec /675/. Sam szczycik nie jest imponujący. Zupełnie nie.

Ale za to kawałeczek dalej są bardzo ładne Sowie Skały. Tę skalną grupę położoną na trasie Walońskiego Szlaku obiegającego Szklarską Porębę warto odwiedzić w czasie emeryckiej wycieczki ;-)
 Wylazłem na górę najwyższej skałki, bardzo ładne miejsce.
Wycieczkę zakończyliśmy w Szklarskiej deserami urodzinowymi mojej Mamy (na 74 urodziny).

Na drugi dzień zaplanowałem ambitniejszą pętelkę. Zaczęliśmy w pobliżu Bazy Pod Ponurą Małpą nad brzegiem Kamiennej i poszliśmy zielonym szlakiem wzdłuż biegu rzeki. Do Wodospadu Szklarki dostaliśmy się przez kasę, zdarli ze mnie znowu.  Doszliśmy do Kochanówki i na chwilę na górę wodospadu. Niestety, panuje tutaj iście jarmarczna atmosfera, pełno bud z badziewiem i tłumy. Tłumy to pół biedy, bo każdy ma prawo iść sobie na spacer, ale niestety niektórzy nie potrafią się zachować - jarają ćmiki, włażą poza barierki, rzucają różne przedmioty do wodospadu itd. A nie tak dawno (2018) pewien amator fotografii zabił się tutaj na oczach rodziny właśnie przez takie zachowanie.
Opuściłem z ulgą dolinę Szklarki i poprowadziłem grupkę na Chybotek. To kolejna z emeryckich atrakcji ;-) Zdążyłem zrobić fotkę pomiędzy jednym a drugim atakiem beneficjentów 500+, jak sami o sobie mówili. Ponieważ nie potrafili wytrzymać bez darcia japy, nasz pobyt tutaj również nie trwał długo.
 Ścieżka prowadzi przez wycinkę w pełnym słońcu pod górę, tutaj musiałem trochę "pogoprować" z pomocą Mamie.
Wyszliśmy najpierw na Grób Karkonosza (Rubezahl Grab) a potem na Złoty Widok (Goldener Ausblick). Tutaj wreszcie można było zasiąść i odpocząć z widokiem na góry. Ludzie, którzy tutaj weszli zachowywali się całkiem inaczej niż poprzednie osobniki, było cicho i spokojnie. Nawet ludzie rozmawiali jakby półgłosem :-)


Przechodząc obok Wlastimilówki wróciliśmy do punktu wyjścia, po drodze widok na rozświetloną Szrenicę.
Jeszcze potem wieczorem zrobiliśmy krótki spacer na pożegnanie, tych "dolnych" szlaków przy Szklarskiej Porębie prawie nie znam. Poszliśmy szlakiem rowerowym przebiegającym w poprzek stoków Szrenicy i przecinającym trasy wyciągów narciarskich. Wróciliśmy jedną z nartostrad i to było pożegnanie ze Szklarską Porębą, Karkonoszami i...śniegiem.
 :-(