wtorek, 16 maja 2023

Małe górki

 Góry Złote+Góry Bardzkie


2023, maj


Nie wiem dlaczego, w tym roku nic się nie układa jak dawniej. Trzeba chwytać każdą, po prostu każdą szansę na wypad. Dlatego mimo słabej prognozy pogody i braku towarzystwa zdecydowałem się jechać gdzieś w ciemno.

Wygląda na to, że mam całkiem dobry dojazd zbior-komem w Kotlinę. Konkretnie do Radochowa. Wiele lat temu robiłem stamtąd jednodniową trasę, jak pamiętam było to w upalny dzień. Tym razem było chłodno i wilgotno a plan zakładał również biwaczek we wiatuni nieopodal jaskini.

Pod wieczór wylądowałem na szosie nieopodal Radochowa. Stąd kilka kilometrów do przejścia na miejsce noclegu zrobiłem miło i spacerowo. Ładnie prezentuje się od tej strony Cierniak /591/

Jednakże ja obszedłem go od zachodu nie wchodząc na szczyt. Moim celem była Jaskinia Radochowska. Niestety jaskini nie było widać, na szczęście znalazłem stosowne wyjaśnienie:
Wiata jest położona na pięknej polanie, w pobliżu płynie strumyczek o nazwie... Jaskiniec.
Rozgościłem się szybko i spędziłem samotny lecz fajowy wieczór.
Korzystając z rozrzuconych tu i ówdzie gałęzi rozpaliłem mały ogień
Spałem bardzo dobrze i obudziłem się... półtorej godziny przed budzikiem XD
Ładne położenie wiaty widać nawet w mdłym świetle poranka
Szybko się ogarnąłem, nie było zimno ale mżawka wisiała w powietrzu.
Postanowiłem zmodyfikować moją dawną trasę na dłuższy wariant wiodący najpierw do Złotego Stoku. Na początek trochę przyspieszyło mi tętno na podejściu na Przełęcz pod Bzowcem. Zdecydowałem się nie iść ani szlakiem niebieskim jak niegdyś szedłem, ani żółtym trawerującym zbocza lecz ścieżką biegnącą przez Gomołę Jasienowską, Jagodnik /672/, Gomolicę i Gołogórę do Przełęczy Jaworowej /707/.  
Im dalej w las tym bardziej... prognoza się nie sprawdzała. Nie miało padać mimo wysokiej wilgotności. Siedziałem we wiacie na Przełęczy Jaworowej sprawdzając, kiedy wg prognozy skończy się ten deszczyk, o dach wiaty bębniły krople. Tymczasem prognoza właśnie mi pokazała: prawdopodobieństwo opadów - 0%. Czyli ten deszcz to było złudzenie. No to jeszcze wejdę sobie na szczyt, skoro tak nie pada. Jawornik Wielki /872/ wg mapy
Na Przełęczy pod Trzeboniem powróciłem do żółtego szlaku. Ale w tym wieku chodzenie szlakami już nieco nudzi. Stwierdziłem, ze pójdę sobie przez Trzeboń /712/ i dopiero potem gdzieś tam wrócę na szlak. Tymczasem jakoś znalazłem się ze złej strony Ciecierzy. Taki to jest klimacik:
Jak natomiast udało mi się wejść na Mikową to już zupełnie nie wiem. Ścieżka szła przecież prosto. 
Zatem omijając szlaki wyszedłem wreszcie na skraj lasu, mokry ale zadowolony bo już za chwilę miałem jeść gulaszową w znanym mi barze Apetyt
I tu znów miał miejsce zgrzyt - musiałem obejść się smakiem, bo bar otwierany jest dopiero o dwunastej a ja byłem tu półtorej godziny wcześniej. Nie trzeba było się tak rano zrywać...
Jedyny czynny przybytek to stacja benzynowa z minibarem. Chociaż napiłem się gorącej kawy na wzmocnienie.
Ale za to jakby przestało padać. Przeskoczyłem na szlak zielony i poszedłem w stronę Mąkolna.

Miejscowość była senna, jak to w niedzielę przy niepogodzie, tylko hałaśliwe Burki zauważyły moją obecność.
Ze wsi wykręciłem na zachód na stoki Olchówki. Po drodze milutki stawek
ciekawe, czy w lecie można się tu popluskać dla ochłody.
Przez zalesiony grzbiet przemknąłem do doliny, w której położone są Laski.
Ze stokówki ładny widoczek na główny grzbiet Gór Bardzkich z Szeroką Górą po lewej w chmurach.
Po chwili odpoczynku można ruszać dalej, przez kolejne wzniesienie Patrzałek do Laskówki.
W Laskówce można spać w kilku agro i prowadzi stąd droga do Kłodzka poprzez Przełęcz Łaszczową.
Ja kieruję się doliną potoku Stępa do Janowca.
Zrobiłem tu ostatni przystanek w drodze na punkt widokowy nad Bardem. Bardzka Góra /593/. No i wreszcie mogłem sobie odpocząć spoglądając na słynny Przełom Bardzki.



Od czasu mojego ostatniego tutaj pobytu powstały tu zamiast ścieżki jakieś koszmarne schody.
Trasę zakończyłem szczęśliwie w knajpie zaraz przy torach...Przez półtorej godziny walczyłem z wielką porcją kebaba (kababu?). Fajnie było przejść się po tych pagórkach, wyszło niemal 35 km i tysiączek w pionie. Miło było też stwierdzić, że jestem lepszy kondycyjnie niż 17 lat temu ;-)