poniedziałek, 6 stycznia 2020

Żyliński wyskok

Mała Fatra


2020, styczeń




Zaczęło się niegroźnie - chciałem wypróbować bezpośrednie połączenie autobusowe do Żyliny, trafiłem na tani bilet. Prognozy były raczej uspokajające, sobota miała być kiepska ale za to niedziela, ale za to niedziela...słońce, bez opadów i słaby wiatr. No to jazda!

Autobus spóźnił się około pół godziny, więc wysiadałem z niego około 16:30. Przesiadka na vlak i wysiadka za chwilę w Strecznie.  Jestem w dolinie Wagu a dokładnie w miejscu jego przełomu przez Małą Fatrę, tutaj rzeka dzieli pasmo na część północną wyższą Krywańską i południową niższą tzw Luczańską. 
Po przejściu przez rzekę podążam za żółtymi znakami na grzbiet dochodzący niemalże do brzegu. Ładnie i tajemniczo wygląda stąd zamek:
Ja kieruję się na pierwsze podejście. Śniegu prawie nie ma, jest ślisko. Po szybkim podejściu ulokowałem się we wieży widokowej na nocleg. Jeszcze szybko foteczka zamku tym razem z góry i można gotować kolację.
No i właśnie okazało się, że jednak nie można. Mimo wielokrotnych prób nie mogłem nakręcić palnika na kartusz gazowy, chociaż w domu działał (ale z innym kartuszem!). Pozostało tylko wypić zimnej wody i zagryźć suchym chlebem i iść spać.
Rano pogoda była jakby lepsza, ale panowało w większości zachmurzenie. Naprzeciwko po drugiej, wschodniej stronie Wagu było dość ponuro.

Na zachodzie wyglądało to lepiej:
A w tę stronę miałem iść. Niby tam coś jakby słońce przez chmury przebijało...
Śniadanie na zimno nie smakowało. Zastanawiałem się poważnie nad odpuszczeniem dalszej drogi, w końcu doszedłem do wniosku, że nie można się tak od razu poddawać i dojdę chociaż do Przełęczy Javorina. Ponieważ szlak biegnie tutaj granią z urwiskiem wskoczyłem od razu w raczki.  
W nocy co nieco popadało, ale sprawdzałem uprzednio prognozę pogody i to miało być 10 cm. Na stronie HZS informowało, że w Małej Fatrze jest 10-40 cm śniegu. Na razie się to zgadzało.
Wylazłem na Sedlo pod Kojšovou, budują tutaj linię energetyczną. Teraz muszę podejść ponad trzysta metrów zboczami Polomu.

Nie był to dla mnie łatwy odcinek, ilość śniegu przybierała, od czasu do czasu wzmagał się wiatr...



Jedno z tych stromych miejsc

Robi się powoli zimniej i wiatr podrywa małe zadymki.

Już mi się nie chce...

Tym niemniej po niecałych dwóch godzinach a więc niemal w tabliczkowym czasie zmęczony wychodzę na przełęcz, Sedlo Javorina /967/ i tu zaczyna sypać solidnie
Kilka cuksów i kubek wody dodają mi nieco mocy. Ponieważ na Mincol tabliczki pokazują znów jakieś 2h, postanowiłem tam dojść i zdecydować co dalej. Przeszedłem na Saračníky /1010/ i stamtąd zrobiłem kolejne podejście - gubiąc przy okazji czerwony szlak. Jestem gdzieś tutaj, patrzę na GPS.
Pójdę sobie grzbietem równolegle do szlaku, kombinuję. Nawet szło to nieźle, chociaż powoli. Wreszcie doszedłem do szlaku w pobliżu szczytu Rázsošná /1204 m/. 
Śniegu było coraz więcej i więcej, powyżej kolan a zaczęły się całe odcinki zasypane literalnie po pas.  
Kilometr do szczytu Uplaz /1301/ przedzierałem się bardzo długo. Śnieg w większości był sypki i nienośny, więc rakiety też niewiele by pomogły, chociaż zawsze to lepiej.
Kolejne osiemset metrów w głębokim śniegu, kilkudziesięciometrowe odcinki po pas i trzy razy zastanawiałem się nad zawróceniem. Nogi buksowały w zaspach. Kiedy było do uda, to się cieszyłem, że tak mało. 
Dałem sobie czas do trzynastej na decyzję. Jakoś piętnaście minut przed tą godziną wylazłem na ostatni garb przed przełęczą. Tutaj śniegu nie było już tak wiele, bo wiatr go zwiewał z pustaci.
Sedlo Okopy /1299/.

Mimo narastającego wiatru wejście na sam szczyt było już przyjemnością, Minčol /1364 m/

Ścieżka zejściowa jest przetarta. Tak, to najkrótszy szlak prowadzący na szczyt z miejscowości Višňové i tutaj spotkam już pierwszych dwóch ludzi (z dwoma psami).
Cieszę się, że dałem radę w najtrudniejszych miejscach i nie zrezygnowałem, no ale czeka mnie jeszcze zejście niemal 2 godziny. Ale jestem już rozluźniony i nie muszę już walczyć, jest czas na żarty. Zostawiam napis dedykowany mojemu sojuszowi: 
Można też podziwiać widoki, bo wyżej byłem w chmurze.
Zresztą chmura ciągle wisiała na szczytach i przypominała mi o trudnej drodze:
Polom z obeliskiem
Niezły ten Hoblik:
I na koniec jeszcze kilka skałek
Zszedłem do miejscowości a na parkingu spotkałem tych samych ludzi z pieskami, co pod szczytem Mincola. Pan był dla mnie niezwykle pomocny i zawiózł mnie aż na sam dworzec. Okazało się, że za 20 minut mam pociąg do samego Poznania. 
Wycieczka okazała się próbą sił - trasę 14km na 5,5h szedłem niemal 8h - ale jestem zadowolony, że się nie cofnąłem, dobrze rozłożyłem siły. Samotna trasa choć dała mi w kość dała również satysfakcję.

Połączenie z Żyliną - bus rozkładowo 8 godzin, jechał 8,5. Pociąg - rozkładowo 9,5 godzin, jechał  10,5.