Karkonosze
2021, maj
Z doświadczenia wiem, że sobota wieczorem to niebezpieczny moment. Tu już za chwilę człowiek powinien się poświecić kolejny raz libacjom... ale wystarczy jeden nieopatrzny rzut oka na prognozę pogody, w takich na przykład Karkonoszach, żeby nic z tego nie wyszło.
Kolejny rzut oka musi być w takim razie na mapę: czego jeszcze żem nie widzioł? Otóż nie widziałem jeszcze pewnych miejsc ze skałkami, położonymi poza granicami KPN i poza siecią szlaków.
Trasę najlepiej zacząć w Borowicach i podążać na południe wzdłuż doliny Myji. Po kilku kilometrach podchodzenia dotarłem do miejsca, skąd już widać Szwedzkie Skały:
Wystarczyło przejść nad korytem Myji i nieco się cofnąć i wyszedłem na to widowiskowe acz odludne miejsce
W dole widać było Kaskady MyjiNiesamowite są te podwójne skały - rozcięte, rozerwane szczeliną. Warto było się tu przejść. Ale to dopiero początek atrakcji na dziś.
Odnajduję ścieżkę wiodącą w poprzek stoku i podchodzę dalej. Ścieżka jest taka, jak drzewiej bywało, zanim tu w górach wszystko wygładzono, uporządkowano, zagospodarowano, wyasfaltowano...
Tam z tyłu wyłaniają się Śląskie Kamienie, w końcu jestem już dość wysoko
Miejsce jest piękne właśnie na takie "odkrywki" się cieszyłem, ale nie myślałem, że będzie aż tak fajnie.
Wreszcie udało mi się wydostać w pobliże celu.
Byłem całkiem sam w cichym lesie, zupełnie pustym, ledwo było słychać jakąś aktywność ptaków. W tym czasie na Śnieżce czy Szrenicy zapewne tłoczyły się gromady ludzi. A mi aż zrobiło się nieswojo -przyszło mi do głowy, co będzie, jeśli wpadnę gdzieś głęboko a noga zahaczy o gałąź...i pęknie kość...brrr. "Nic to", jak mawiał mój imiennik imć Wołodyjowski, trzeba iść dalej. Zszedłem do własnych śladów na ukos znowu mozolnie przekopując się przez śnieg i postarałem się odnaleźć boczną ścieżkę do kolejnego miejsca, które chciałem zobaczyć - Białego Domku. Jest biały, jest stary, niestety jest zamknięty.
Zszedłem niżej, żeby odnaleźć ścieżkę krawędzią PN, niestety, pogubiłem się ponownie.
Gdzieniegdzie pojawiały się jakieś stare ślady rakiet, poszedłem jednak źle - za bardzo w górę - i "ścieżka" skończyła się w dziczy. To był najgorszy odcinek, przeczochranie przez około 200 metrów w poszukiwaniu czegoś co będzie choćby śladem, możliwoscią przejścia. Był moment, ze próbowałem już nawet na czworakach, bo dosłownie co krok wpadałem w rozmiękły śnieg po pas. Niestety, na czterech ręce również wpadały w głąb :-) Kląłem w żywy kamień, teraz tak myślę, może trzeba było jednak podejść te 250 metrów do zielonego szlaku, pewnie byłoby łatwiej?
Z ulgą powitałem szlak niebieski, którym podszedłem do Odrodzenia. W schronisku należał mi się choćby krótki odpoczynek, przegrupowanie sił, coś do jedzenia. Wycisnąłem wodę ze skarpet, zjadłem mało-wiela i teraz mogłem zrobić już "zwykłą" turystyczną wycieczkę, bez czochrania przez zaspy, krzaczory i bezdroża.
A to jest dla mnie świetna fotka, bo idealnie widać w centrum kadru Pielgrzymy a poniżej nich Białe Skały, odwiedzone kilka godzin wcześniej z takim nakładem sił: Schodziłem szybko w stronę Przesieki, następnie skręcając w Szosę Sudecką, po drodze notując w pamięci możliwe odejścia na Suchą Górę i Skałki nad Przesieką, będą na przyszłą wizytę.