Beskid Makowski+Beskid Wyspowy
2025, czerwiec
sobota - dzień trzeci
Jak pisałem uprzednio, nocka wcale nie była ciepła, jak można by sądzić po upalnym dniu. Trochę późno wstałem, w lesie śpi mi się za dobrze.
parów czy co
Pusta przestrzeń tuż przed miastem daje dopiero wyobrażenie o dzisiejszym upale. A tam naprzeciwko będzie wiodła moja dalsza trasa.
W ogóle ten fragment MSB pomiędzy Palczą a Myślenicami może konkurować z pustymi odcinkami GSB Beskidu Niskiego. Brak oznaczeń, brak tabliczek w punktach topograficznych jak szczyty i przełęcze, brak szlakowskazów.
I znalazłem takie miejsce z marzeń - dostałem stolik w zacisznej niszy, z dostępem do gniazdka 220V, dostałem kupić ogromny deser lodowy, z którego się wręcz sypały dodatki i do tego zimny napój...
a potem na przełęcz

i ostatnie promienie zachodzącego słonka w lesie

tak dolazłem do chatki na Wierzbanowskiej Górze /778/

Pusta przestrzeń tuż przed miastem daje dopiero wyobrażenie o dzisiejszym upale. A tam naprzeciwko będzie wiodła moja dalsza trasa.
W ogóle ten fragment MSB pomiędzy Palczą a Myślenicami może konkurować z pustymi odcinkami GSB Beskidu Niskiego. Brak oznaczeń, brak tabliczek w punktach topograficznych jak szczyty i przełęcze, brak szlakowskazów.
Wkroczyłem do miasta Myślenice jak armia wyczerpana pościgiem ale zamiast grabić i gwałcić poszedłem tylko do sklepu na zimny energetyk. Marzyłem o tym, aby spocząć gdzieś w przytulnej knajpce - na przykład na ryneczku.
A wszystko to w "Młynku" na Rynku!
Po zakończeniu tej rozpusty przekroczyłem kolejną, trzecią rzekę - Rabę:
a tam już czekają podejścia...

o matko, niemalże pół kilometra od poziomu rzeki na Uklejną /680/ nie mam z tego podejścia żadnej foty bo po prostu pot zalewał obiektyw

o matko, niemalże pół kilometra od poziomu rzeki na Uklejną /680/ nie mam z tego podejścia żadnej foty bo po prostu pot zalewał obiektyw
aha, tu po drodze jakieś niby to średniowieczne zamczysko było
a tu grzybas
łooo matko, można odpocząć i coś zjeść w postaci kaszanki, która tu się inaczej nazywa, bodajże kiszka

było spoko
ale znów podejście na Łysinę, Trzy kopce i Lubomira /904/ znów wycisnęło siłki


a teraz zejście , najpierw do Parylówki

było spoko
ale znów podejście na Łysinę, Trzy kopce i Lubomira /904/ znów wycisnęło siłki


a teraz zejście , najpierw do Parylówki


i ostatnie promienie zachodzącego słonka w lesie

tak dolazłem do chatki na Wierzbanowskiej Górze /778/
![]() |
Chatka na Wierzbanowskiej Górze ![]() |
Spotkałem tam koleżkę na chill-oucie przy ognisku, dostałem od niego pyrę z żaru z cebulką, było nam zajebiście. Ale i tak wcześnie się położyłem bo byłem, jakby to powiedzieć, totalnie zwieziony.
Miejscówka zaebista. Minus to brak wody w sensownej odległości. Tym niemniej klimacik nie do podrobienia.
niedziela - dzień czwarty
Jak zwykle za późno wstałem. I znów wpadłem w upalny gorąc, czy coś.
Tylko ten upał na drodze, najpierw do Kasiny Wielkiej
a potem paskudny kawałek na szosie do podnóża Lubogoszcza i ostateczne podejście, to nie są fajne sprawy 
968 metrów a potem z powrotem na dół do Raby.
A z Mszany Dolnej już widać tego ostatniego paskuda
W Mszanie Dolnej popełniłem kilka grzechów, przede wszystkim obżarstwa i nieumiarkowania w jedzeniu i piciu a także niestety rozrzutności. Zamiast pójść do jakiejś tańszej budki, wybrałem jednak restaurację Perła - jak ze Steinbecka. Spędziłem tam mnóstwo czasu, chociaż zupę zjadłem w jakieś 30 sekund.
Chciałem naiwnie przeczekać największy upał. Mimo spędzonego tam czasu, wypitego litra lemoniady, dalej nie było wcale łatwiej. Jak tylko wyszedłem z restauracji, uderzył mnie obuchem taki sam upał jak półtorej godziny wcześniej. Dalej ulicami w palącym słońcu i króciutki antrakt na stacji benzynowej dla napełnienia H2O. Wyjście na Zarabie i wreszcie znów czuć klimat gór.
Tablica informacyjna o MSB
Widok wstecz na Lubogoszcz
Wyszedłem na Złote Wierchy /536/ boszche czemu jestem wciąż tak nisko?! i odpoczywam bo przecież to się nie da żyć
Dzień zmierzał ku końcowi a ja dopiero z trudem wyszedłem na Glisne /634/.
Boszche czemu jestem wciąż tak nisko?!
Jeszcze, betka, niecałe 400 metrów.Łatwiejszy odcinek...
Madre mia dolorosa
Szczyt i koniec!
Zrobiłem to. W zaplanowanym czasie i nawet bez większych męczarni.
Tymczasem ogarniam zejście na jakiś autobus do Krakowa...
Przyznam, że był to pewien wyczyn logistyczny, bo ja chciałem iść na Tenczyn, ale za poradą kolegi poznanego w schronisku i znającego lokalne sprawy, poszliśmy razem na Skomielną Białą. Tam z niejakim trudem udało mi się znaleźć właściwy przystanek i załapałem się dzięki temu na ostatni autobus do Krk. Czyli zrobiłem jeszcze ponad osiem kilometrów niemal biegiem na tych nieszczęsnych szkietach.
Co tu można powiedzieć. Jest to szlak dobry na szlajanie się, może powinienem wrócić tutaj z gitarą i namiotem ;-) Takie letnie szwendanie może dobrze zrobić na psychę, mi nie zrobiło, bo może szedłem za szybko? Trudno, i tak mi się podobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz