piątek, 8 stycznia 2021

Tylko jedno w głowie mam...

 Beskid Żywiecki



2021, styczeń


Co ja miałem w głowie?! Miałem cały czas w głowie powrót w Beskidy, już od kilku miechów. Jako dobry punkt wyjścia do planowania była chęć odwiedzenia poza sezonem kolejnej bazy namiotowej z chatką bazową. Błysk pomysłu i padło na Halę Górową, której położenie wręcz prowokuje do odwiedzenia Pilska.

Takie wypady jednak najlepiej smakują w towarzystwie. Na szczęście nie brak w Pyrlandii amatorów śniegu, koneserów chmurnej wietrznej pogody :-) W ten sposób skompletowaliśmy skład: Mhu, Konsi i ja. Podróż minęła nam sprawnie i lądowaliśmy w Sopotni Wielkiej, szukając miejsca do pozostawienia wozu. Było ciasno z tymi miejscami, ponieważ wielu ludzi przyjeżdża tutaj zobaczyć (tylko) wodospad.

Jeszcze jakiś drobny zakup w sklepie i ruszamy Doliną Sopotni. Skręcamy pod górę na zielony szlak. Schodziło wciąż dość dużo ludzi, zapewne odwiedzali tego ładnego dnia Pilsko.

My ciągniemy pod górę, ale od początku pojawiają się jakieś problemy: kijek Mhu nie daje się złożyć, potem jego raczki okazują się popsute. Kiedy zaś zarzucał plecak z rozmachem, piwo w puszce znalazło sposób, aby wyskoczyć na zmarzniętą ziemię. 

Szlak nie jest szczególnie wymagający, owszem mieliśmy do podejścia ponad pół kilometra ale jakoś minęło nam to nad wyraz sprawnie, dzięki naszemu gadulstwu.

Ostatnie rzuty okiem w stronę Kotarnicy

Na grzbiet wyszliśmy już po zmroku. Im wyżej tym więcej lodu a wreszcie wszystko pokrywa warstwa śniegu. Jest nieduża porównując z innymi latami, ale jednak. Hala Górowa:
Schodzimy na szagę w stronę miejscówki a po drodze widoczek na Babią:

Chatkę bazową okupuje już kilka grupek, największa i najbardziej "absorbująca" zajęła część najbardziej cywilizowaną. Nam wystarcza aż nadto część "turystyczna". Dzielimy ją z ekipą hanyską. Dużo rąbiemy i tniemy drew, ale jak się potem okazało i tak starczyło to ledwie co na noc. Dla mnie zresztą i tak było za ciepło.
Po jakiejś półgodzinie dotarła czwarta uczestniczka czyli Catty.
Od tego momentu impreza nabrała rumieńców, wiadomo - obecność kobiet działa na mężczyzn elektryzująco, ale pojawiły się również małe zwierzątka: małpki i szczeniaczki. 
Forumowe niedobitki:
Nasza "impreza" była skromna, dość powiedzieć, że się nagadaliśmy, Konsi trochę żebraczył u sąsiadów :-) lecz czekał nas długi dzień i musieliśmy zebrać siły na jutro. A jednak gdzieś po drodze wystrzelił jak pocisk armatni i przykleił się do nas jak granat fosforowy hit wyjazdu czyli: "Tylko jedno w głowie mam...koksu 5 gram" XD
Chata w nocy:
W nocy było dość ciepło, tylko od czasu do czasu czułem jakiś podmuch zimnego powietrza.
Ranek powitał nas gorszą pogodą, wiał silny wiatr i przewalały się chmury.
Po śniadaniu zebraliśmy nasze manele i śmieci i trzeba było iść 

Na początek zmierzamy do schroniska, w sumie chciałem wejść po jakiś napój ale za wcześnie założyłem raczki i nie chciało mi się ich na powrót ściągać.Podejście na Górę Pięciu Kopców daje popalić jak wiadomo. Tam na dole Konsi walczy z butami ;-), jak obiecał po wycieczce biegnie do sklepu i kupuje full profeska obuwie górskie.

"Tylko jedno w głowie mam..."Tatry widać słabo ale coś tam prześwituje. 

Ostatni odcinek od granicy na słowacki wierzchołek:

Pilsko /1557/. Mimo wietrzyska zrobiliśmy dobre miny.Nie przedłużaliśmy pobytu, bo gdzieś tam na trasie czekał na nas kolejny towarzysz. Wróciliśmy zatem do granicy i tam spotkaliśmy się z Marco. Dawno się nie widzieliśmy, chociaż niektórzy z nas jeszcze  dawniej niż ja :-) więc pogaduchom nie było końca. Mieliśmy przed sobą jeszcze kilka godzin trasy wykorzystane następnie na ploty. Wiadomo, po drodze Munczolik, Palenica i Trzy Kopce więc nieco w dół i nieco pod górę.

 "Tylko jedno w głowie mam..."

Marzyliśmy o rozgrzaniu się na Rysiance choćby michą gorącego żuru czy innej zupy.

Niestety, po dotarciu do schroniska okazało się, że bufet jest okupowany przez całą rzeszę turystów wylewających się przez schody aż pod drzwi. Na pocieszenie został nam zimowy widok z pojawiającą się między chmurami Małą Fatrą. 
Pierwotnie myślałem o przejściu przez Romankę ale ze względu na osłabienie zespołu doszliśmy do wniosku, że schodzimy szlakiem niebieskim.
Postforumowa fotka pamiątkowa:
Szlak okazał się bardzo urozmaicony, nie była to nudna stokówka czy coś w tym rodzaju. Ścieżka wije się po zboczu mijając potoki i wodospadziki.
W różnym tempie zeszliśmy i spotkaliśmy się w Dolinie Sopotni. Jeszcze podwózka przez Marco do city, gdzie zostały wozy drabiniaste mój i Catty i pożegnania i...koniec.
Może w tym roku uda się znów spotkać w większym gronie jak za dawnych czasów?


9 komentarzy:

  1. Fajny klimat wczesnozimowej imprezy :) Chatka wygląda przyjemnie.

    Z całonocnym paleniem w piecu w chatach dla mnie jest ten problem, że jak jadę jesienią/zimą, to mam ze sobą odpowiedni śpiwór. I gdy się nagrzeje w piecu, to jest mi za ciepło. Dlatego gdy jestem sam, to w piecu mało kiedy rozpalamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owsem, ja również stawiam raczej na śpiwór niż palenie, chatka daje klimat i ochronę przed wiatrem, suche miejsce do posiedzenia itp. BTW wnętrza tej chatki w ogóle nie sposób ogrzać, zbyt duża kubatura i nieszczelna oczywiście. Ale było wesoło.

      Usuń
    2. Też uważam, że chatki mają swój klimat i zalety, których namiot nie da. Ta przestrzeń, gdzie można w spokoju posiedzieć niezależnie od warunków na zewnątrz już dużo daje.

      Usuń
  2. Fajny klimat i widać, że w góry w końcu idzie zima. Może zaczną w końcu wyglądać tak jak powinny:)
    Zapraszam w wolnej chwili do siebie: www.summitate.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny wyjazd, klimatyczne są te chatki. Przypomniało mi się, jak wtedy ten szałas na Mędralowej odkopywaliśmy spod śniegu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ożesz i w mordę jeża, jak ja wam zazdroszczę, i wędrówki, i spotkania!!! Oby Twoje ostatnie zdanie było prorocze , Michunie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już nas wszystkich zaszczepią to się spotkamy :-) Oby w tym roku.

      Usuń