niedziela, 24 stycznia 2021

W śniegi niebywałe

Góry Bialskie + Masyw Śnieżnika



2021, styczeń



Pierwsza wycieczka roku była szczególna. Spadło mnóstwo śniegu, jak dawno nie było. A jeszcze ponadto udało się umówić znów w gronie postforumowym, z tak dawno nie widzianym Redem i Kasią. Wybraliśmy kierunek Śnieżnik i Bialskie, które zawsze oferują śnieg przy takich warunkach pogodowych.

Zlądowaliśmy w Stroniu Śląskim już późno, po ciemaczu. Wyciągamy giry w kierunku na Młynowiec. Tam zobaczyliśmy jakieś ognisko - ludzie się bawią w piąteczek. Z wiochy skręciliśmy w prawo na polną drogę do agro. 

Oczywiście po ciemku kawałek źle poszliśmy i trzeba było wracać, ale to pikuś. Teraz dopiero zaczęło się prawdziwe podejście, już na rakietach, 600, 650, 700, 750m..Leśnymi ścieżkami wyszliśmy stromo na zbocza Ostręgi i dalej przecinając Suchą Drogę już w kierunku szczytu Suszycy /1047/.

Czułem się naprawdę wyeksploatowany po całym dniu, dojeździe i tak dalej, to było ciężkie podejście w śniegu padającym cały czas. Na mapie jakoś tak nie wyglądało...

Doszliśmy jakieś 50 metrów przed szczytem wg GPS. Sądziłem, że na spanie będziemy gdzieś około dwudziestej i jeszcze coś pobalujemy, tymczasem zanim doszliśmy i zanim przygotowaliśmy platformy pod namioty, zanim się rozłożyliśmy i jako tako ogrzaliśmy w namiotach i śpiworach - zrobiła się 23.  Naprawdę byłem zmęczony. Padłem w śpiwór, niestety w nocy materacyk jak to zwykle puszczał powietrze, muszę jednak pomyśleć o wymianie na lepszy (i droższy niestety).

Tymczasem w nocy dowaliło śniegiem z 25cm co najmniej. 

Z Suszycy poszliśmy jakimiś zasypanymi po pas ścieżkami leśnymi, tak aby w końcu wyjść na Suchą Drogę. Tutaj nadal przecieraliśmy, chociaż było już łatwiej niż poprzednio w lesie.
(fot.Artur)

 Na Wielkim Rozdrożu wyszliśmy na szlak znakowany i jak się okazało przeratrakowany. Tutaj również pojawili się pierwsi turyści. Jak byłem w listopadzie, poszliśmy do wiaty na Przełęczy Suchej, można było spokojnie usiąść i pogotować.
Po wyjściu z wiaty opuściliśmy szlak narciarski ratrakowany i odcinek znów był do przetarcia. 



(fot.Artur)
Szlaki łączą się poniżej i razem sprowadzają do parkingu i wiaty na końcu Nowej Morawy.
Dalej droga prowadziła lekko w górę i stokówką trawersem północnych zboczy Rykowiska /950/. Stokówka była "przejechana" przez sprzęt drwali tutaj właśnie działających.
Spojrzenie wstecz w stronę Suszycy i Suchej Kopy:
Nie dochodząc do Stromej skręcamy w lewo pod górę i znów małe przetarcie. Chwila ładniejszej pogody.
Z Kamienicy wyszliśmy po lekkim posiłku na drodze, no nie było gdzie spokojnie usiąść.
Teraz czekał nas dość żmudny odcinek jednostajnie wznoszący się...Zakończyliśmy ten fragment drogi we wiacie, która przeżywała oblężenie przez schodzących/zjeżdżających turystów.
Nieubłaganie zbliżał się koniec jasności i musieliśmy podjąć jakieś decyzje co do noclegu. Pierwotnie myślałem o szczycie Śnieżnika, jednak robiło się już coraz później, zaczynałem odczuwać zmęczenie i odwodnienie. Stwierdziliśmy, że zahaczymy o Domek i może tam coś wymyślimy, łącznie z ewentualnym noclegiem.

Tymczasem po dotarciu do Domku stwierdziliśmy, że było tam z 25 osób, rejwach, jazgot, do wnętrza ledwie dało się wejść, bo w poprzek leżały jakieś trzy ochlapusy, oczywiście zero możliwości żeby usiąść przy stole i coś zgotować, bo stół cały zastawiony alkoholem. Zero jakiegokolwiek gestu czy zainteresowania ze strony obecnych. Domek zawsze był przystanią dla zdrożonych turystów, obecnie stał się miejscem na ordynarne chlańsko. Bardzo przykre wrażenie po tylu klimatycznych pobytach w tym miejscu - strząsnęliśmy śnieg z sandałów i z niesmakiem poszliśmy "świną dal". 
Odcinek do granicy znów wymagał przecierania, więc zajął nam więcej niż zwykle to bywało, poza tym w tę stronę jest oczywiście pod górkę. Przypomniałem sobie o istniejącej nieopodal czeskiej chatce ze źródełkiem i tam właśnie się udaliśmy.
Po ubiciu śniegu i rozstawieniu namiotów zostały nam jeszcze siły i czas, żeby zrobić sobie "standing party" pod mikroskopijnym daszkiem nad źródełkiem a dzięki obecności szczeniaczków z nami, zrobiło się całkiem wesoło.
Dobrze mi się spało tej nocy, było wygodnie i ciepło a śnieg walił jak oszalały - przybyło lekko licząc co najmniej 30 cm świeżutkiego puchu. Tak wyglądał świat rano:
Namiot już po strząśnięciu warstwy śniegu



Sąsiedzi też się powoli wygrzebują spod kołderek
Miejsce naszego standing party obecnie pełni rolę śniadalni
Artur szykuje sprzęt ;-)
Żegnamy się z tą przyjazną miejscówką i czas na największe wyzwanie - podejście na szczyt.
Przez moment wydawało się, że będziemy mieli nieco słońca:


Tymczasem po minięciu źródła Morawy zrobił się całkowity whiteout
Na szczęście szlak jest tutaj wytyczkowany, więc nie trzeba było zdawać się na zasypywane ślady i instynkt, bo okulary miałem całkiem zamarznięte.
Na szczycie praktycznie się nie zatrzymywaliśmy, bo wiało a widoków i tak nie było. Niestety można było ujrzeć ogrodzenie budowy nowej wieży, obrzydliwej  sądząc z wyglądu wizualizacji.
Poniżej szczytu był moment na pamiątkową fotkę, mam nadzieję ze Artur obdaruje mnie kilkoma zdjęciami z tego wyjazdu i wtedy je włączę do niniejszej relacji. 
Nagle pojawiły się dwa profesjonalne skutery śnieżne GOPR jadące na niebieskich sygnałach. Zdziwiło mnie to, bo nie wiedziałem co się stało. Jak się potem okazało, skutery jechały z policją właśnie do Domku Myśliwskiego ponieważ dla jednego z uczestników tej "imprezy", którą widzieliśmy poprzedniego wieczora, udział skończył się tragicznie zejściem śmiertelnym. Oszczędzę sobie dosadniejszego komentarza.
Na drodze do schroniska było już dość dużo ludzi jak na pogodę tego dnia. Ponieważ schronisko zostało zamknięte do lutego, przerwę na łyka z termosu i gryza czegoś słodkiego zrobiliśmy w widocznej tu wiacie.
Teraz czekało nas  długotrwałe zejście przez Kletno do Stronia Śląskiego mocno znaną i przez to już nudną trasą.
Po drodze mijaliśmy się z wieloma podchodzącymi ludźmi. Widać, spędzanie wolnego czasu w górach zrobiło się na przestrzeni ostatniego roku, dwóch zjawiskiem masowym.
Po wyjściu z doliny na wzgórza za Kletnem zrobiło się wreszcie ładniej. Naprzeciwko widać pięknie "naszą" Suszycę: 
Zimowy krajobraz urzekał, tu chyba Łysiec: 
Ostatni odcinek dojścia ulicą Sportową zawsze mnie dołował i dołuje nadal, już wydaje się tak blisko a jeszcze trzeba się namachać giczołami.
Wreszcie autko - przez te dwie doby śnieg zasypał je całkowicie a ja nie miałem miotełki ani nic, musiałem całe odśnieżyć łapskami.
Wracając podrzuciłem jeszcze Artura za Lądek-Zdrój na drogę na Przełęcz Lądecką, bo chciał kontynuować wycieczkę poczynając od Borówkowej. Odwiozłem Kasię do Wrocka i wieczorem byłem u siebie. 
Był to jeden z tych wypadów, które zostają w pamięci i wspomina się je potem latami. Dwa udane biwaczki śniegowe i trzy dni na rakietach to jest to, co lubimy.

12 komentarzy:

  1. Ale wam dosypało. Na Suszycę trzeba by zajrzeć przy dobrej widoczności. Szkoda tej chatki pod Śnieżnikiem, ale przy obecnym umasowieniu... wszystkiego, ten stan rzeczy chyba i tak był nie do utrzymania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pozaszlakowe Bialskie (i pewnie coraz więcej gór...) to przyszłość :-)

      Usuń
  2. Dzięki za wspólny wypad :) Foty postaram się podesłać jutro wieczorem.

    Warun śniegowy dopisał, pogodowo nie rozpieszczało jednak. Jednak bardzo fajna wycieczka była :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, weszła do kanonu w stylu "A pamiętasz jak byliśmy na Śnieżniku?" :-D

      Usuń
    2. Myślę, że pod pewnymi względami, ta wycieczka na pewno będzie wspominana :)

      Usuń
  3. Klimatyczne te zimowe fotersy wyszły, nie powiem co i tak nie zmienia faktu, że nienawidzę tego białego g...
    Skorzystaliście z tego ogniska leśnych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ogniska nie korzystaliśmy, zły moment to był na popas, akurat rozpędzaliśmy się pod górę...Muszę Cię natrzeć śniegiem na kolejnym wypadzie ;-)

      Usuń
    2. Pakuj mandżur jutro jadę XD

      Usuń
  4. Przypadek tego nieszczęśnika z Chatki jasno ilustruje, iż ostatnimi czasy w góry ciągną coraz większe zastępy specyficznego "gatunku" ludzi. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za kołnierz nie wylewam, ale są pewne reguły - zawsze tak uważałem.

      Usuń
  5. nie można napoić się w knajpie, to szuka się innych miejsc...

    OdpowiedzUsuń