piątek, 1 stycznia 2021

Ślężańska zaskoczka

 Masyw Ślęży



2020, grudzień



Ostatnia wycieczka w roku urodziła się zupełnym przypadkiem poprzedniego dnia, kiedy wszedłem na fb. "Doczepiłem się" do koleżki, który akurat chciał jechać pod Ślężę. 

Do tego zjawiły się  jeszcze dwie kolejne osoby i w ten sposób zebrała się paczka. Rano byliśmy już w drodze do podnóży góry. Moi nowi znajomi mieli w garści małe książeczki, więc dla nich miał to być pierwszy szczyt do KGP a dla mnie, cóż, kolejna okazja na fajny kawałek podejścia i złapanie tchnienia zimy, którego u nas tak mało ostatnimi czasy.

Wybrałem wariant pokazujący najciekawszy fragment Masywu Ślęży i zarazem zaczynający się odcinkiem szlaku, którego nie miałem dotąd okazji przejść. Dlatego zaparkowaliśmy pod lasem  nieopodal Białej. Przebiegający tędy zielony szlak podprowadza niepostrzeżenie pod Skalną, meandrując dolinką Sadowej i zboczami Kwarcowej Góry.

Wyłazimy na nasz pierwszy wspólny szczycik:

Niestety, jak widać nieubłaganie przybliża się moment, kiedy suma wieku dwóch dowolnych uczestników wycieczki zrówna się z moim. Dlatego też przez całą drogę musiałem wytężać płuca, żeby nadążyć za tą młodą ekipą.

Na skalnej perci przez Olbrzymki nawet nie miałem okazji wyciągnąć aparatu. Dopiero zdjęcia z charakterystycznego punktu widokowego ukoiły moją chętkę na fotkę:Pojawiło się nieco ludzi, ale my sprawnie lawirujemy po oblodzonych kamieniach i wychodzimy na proste podejście do skałki przed szczytem.

Wiatr wzmagał się z każdym metrem wysokości. Jak na te 718 m npm zrobiło się całkiem, całkiem zimowo a kiedy weszliśmy na wieżę to już w ogóle wietrzysko jakby chciało urwać łeb.
Góry Sowie:
Radunia:
Ja zrobiłem sobie kubek makaronu a towarzysze w tym czasie zdobyli pieczątki dokumentujące pierwszy szczyt do kolekcji.
Pamiątkowa fotka ze szczytu:
Szlak żółty drogą był śliski i zatłoczony. Sporo ludzi nie mogło utrzymać równowagi, co kończyło się bolesnymi upadkami.  Potem zeszliśmy inną drogą przez Skalną.
Kiedy byliśmy przy aucie, słońce było już nisko.
Znów małe podchodzenie (700m), było fajowo.

4 komentarze:

  1. Ostatnia wycieczka roku poprzedniego opisana w pierwszym dniu kolejnego :)
    Dobra wróżba :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekko zimowa Ślęża. Ładnie. Ja do niej mam pewien sentyment, bo przy swoich początkach chłodzenia po górach, to właśnie lekko zimowa Ślęża była rejonem, od którego zaczynałem. Obecnie rzadziej się tam pojawiam, chociaż w ostatnim roku kilka razy w Masywie Ślęży się pojawiłem - chatka na Radunii jest bardzo fajnym odkryciem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Ślęża to takie koło ratunkowe. Jak już nie mam sił a nie ma szans na żaden "pełnowymiarowy" wypad, to Ślęża będąca obecnie dwie godziny ode mnie jest cudem, górskim klejnotem :-)

      Usuń