niedziela, 24 listopada 2024

Dwa w cenie jednego

Góry Wałbrzyskie


 2024, listopad



Jak do tego doszło,

Nie wiem,

ale znów się znalazłem w limuzynie pędzącej na południe,

wysiadłem na MOPie Jaczków i co dalej? Aaaa.. przecież MOPy są ogrodzone XD

Tam widać już moje dzisiejsze górki:

Lecz jak stąd się wydostać? Poszedłem do ogrodzenia, na szczęście jedna z furtek okazała się otwarta. Stąd jeszcze tylko "skok" przez barierkę wiaduktu i już byłem na wolności. No, nie był to skok. Raczej przepełznięcie i mam nadzieję, ze żaden monitoring tego nie uwiecznił.

Szybkie kroki w nowych butach skierowałem do Jaczkowa. Po minięciu wioski mogłem ułatwić sobie trasę i pójść szosą na Witków, albo poszukać pierwszego wzniesienia - i tak wybrałem, wylazłem na Młynarkę /539/.

Młynarka okazała się świetnym punktem widokowym, tutaj na zachód, Jaczków i daleko Karkonosze 
Trójgarb w całej okazałości
A tu "zaraz za nim" Chełmiec, kolejne godziny tam spędzę
ledwo przed tym składem zdążyłem
no a to właśnie Młynarka z przeciwstoku widoczna, mało wybitna ale ambitna
Wreszcie wyszedłem do podnóży Trójgarbu, oczywiście od tej strony jeszcze go nie atakowałem, czyli będzie fajnie:
Niebieski szlak to długa rampa wznosząca się po stoku aż do miejsca, z którego szczyt jest już widoczny

Jeszcze podejście na Przełęcz pod Trójgarbem i wyszedłem na szczyt, smagany podmuchami zimnego wiatru 
Wieża była cała oblodzona więc wejście a szczególnie schodzenie po schodach było karkołomne. Za to czekało na mnie kilka ciekawych widoczków
Stamtąd przyszedłem
A tam zmierzam, na dół do Lubomina i z powrotem na górę...
    Zielony szlak na Chełmiec już kiedyś przemierzałem wspólnie z Mihem, było to świeżo po covidzie mam nadzieję, że teraz nie będę miał mroczków przed oczyma.
Jakieś dwa i pół kilometra za szosą zaczyna się właściwe podejście i jest straszne tak jak pamiętałem
Zmogłem je i tym razem obyło się bez mroczków
Cóż, pozostało pamiątkowe foto i musiałem schodzić bo wiatr nadal nie pozwalał się rozgościć, tyle co na łyk herbaty z termosu.
Stromym niebieskim szlakiem zszedłem na skuśkę po stoku i wreszcie dostałem się do ulicy Piasta, a tu mrok narasta. Mapy pokierowały mnie przez jakieś chęchy i Lisie Wzgórze.
Jeszcze przejście ulicami i kupowałem bilet w kasie na dworcu Wałbrzych Miasto.
Była to pouczająca traska w koneserskim warunie, buty się sprawdziły bardzo dobrze i zostaną zabrane na najbliższy trekking.




 

piątek, 1 listopada 2024

Listopadowy dinozaur

 Karkonosze


2024, listopad


Jak do tego doszło,

Nie wiem

ale znów znalazłem się w blablawozie zmierzającym w stronę Karpaczewa.

To była spontaniczna decyzja i na dodatek spotkałem wyjątkowo uczynnego "kolegę kolegi", który był kierowcą. Podrzucił mnie na sam początek szlaku przy ulicy Turystycznej. Było mi właściwie obojętne, gdzie zacznę, czy na żółtym, niebieskim czy czerwonym a skoro znalazłem się na czarnym to świetnie - dawno tędy nie szedłem.

Na tym szlaku szybko robi się wysokość, więc po ostrej rozgrzewce byłem już w Białym Jarze a po przejściu łącznika - przy Strzesze Akademickiej. Szybkie śniadanie na ławeczkach przy schronisku i już wychodziłem na grzbiet.



Stąd widać już Wielkiego Szyszaka
Kilometry i godziny mijały szybko, krótki postój zrobiłem  tradycyjnie przed schroniskiem Księcia Henryka: 


W porze okołoobiadowej byłem już w Odrodzeniu.
Jako skąpy i dumny mieszkaniec Pyrlandii jak zwykle skorzystałem z czajnika na korytarzu a nie z menu bufetu, na co mi tam jakieś kotlety i tym podobne fiu-bździu skoro mam kubek z daniem tajskim.
No ale skusiłem się (wyjątkowo!) na piwo Zlaty Bażant.
Na podejściu do Petrovki słoneczko jak we wrześniu, ale wiatr całkiem przenikliwy




Mam nadzieję, że w końcu się nauczę, że Śląskie Kamienie to są Dziewczęce czyli te wschodnie a Czeskie Kamienie to są te bardziej Męskie i zachodnie ;-)


Jakoś po siedmiu godzinach wyszedłem na szczyt Szrenicy,
pięknie było widać Jeszted i chmury zalegające w dolinach

chwilę posiedziałem zarówno przed schroniskiem na Szrenicy jak i w sali schroniska na Hali Szrenickiej. Jednak prezes schroniska nie był ze mnie zadowolony.
Przy ostatnich promieniach słońca schodziłem tą nieprzyjemną drogą, już wolę kiedy nierówne kamienie schowane są pod śniegiem. 
Zaskoczył mnie widok budowanej promenady z kostki do schroniska Kamieńczyk, cywilizacja wdziera się coraz wyżej niosąc ze sobą ułatwienia i prostując ścieżki. 
Było warto skorzystać z okna pogodowego i przelecieć się stylem grzbietowym, jak dawniej, tylko że solo.