W tym roku Wigilię i Święta spędziliśmy tym razem nie w sposób tradycyjny, lecz wyjazdowo.
Naszym lokum był Pałac Paulinum położony tuż obok Wzgórza Zamkowego /408/.
Widok z naszego okna: Pogoda do spacerów nie zachęcała, ale nie poddawaliśmy się...
Grodna /504/
i widoczki w stronę Karkonoszy Ja przeszedłem się jeszcze na pobliskie Wzgórze Partyzantów/402/ (Fischerberg).
Odwiedziliśmy też w tzw międzyczasie Pałac Staniszów i Na Wodzie. Boże Narodzenie było u nas mocno deszczowe, więc pozostał nam objazd po pałacach i trochę pokazałem publice Rudawy. Wypadło też zahaczyć o pałac i basen w Wojanowie:
Byliśmy też na obiedzie w Łomnicy w karczmie "Stara Stajnia" 😁. Podawano owies...😋 Jeszcze tak Świąt nie spędzałem, pływając w basenie przy dźwiękach kolęd 😁
Wiedziony chęcią zasmakowania odrobiny śnieżnej zimy, której u mnie wciąż brak, pilnie śledziłem prognozy pogody. Wyżowe i mroźne okno pogodowe miało się otworzyć na piąteczek i sobotę. Był to wybitnie szczęśliwy zbieg okoliczności, ponieważ na dniach "Pan Menel" świętuje urodziny . Wybrałem nocne połączenia autobusowe z przesiadką we Wrocku- zapaść dla organizmu, jeśli idzie o sen - i wcześnie rano dotarłem do Kowar. Było jeszcze ciemno, ale w miarę wędrowania wstawał piękny świt nad Karkonoszami. Pierwszy postój zrobiłem w Budnikach w świetnie utrzymanej wiacie, którą mocno lubię. Naprzeciw mnie lis szukał śniadania:
W tym miejscu rozsądek podpowiedział, aby się przebrać w wyższy level ciuchów zimowych- i słusznie, jak się okazało. Dodatkowo wskakuję w raczki, aby ułatwić sobie podchodzenie.
Żółty szlak na Skalny Stół daje mocno popalić, jest to z Kowar ok. 800 m przewyższenia. Jakiś dowcipny znakarz chciał jak się zdaje podkreślić stromiznę i sporo znaków przybiera kształt strzałek, kierujących nas pod górę: Po wyjściu na główny grzbiet widoki mnie oszałamiają, widzę dzisiejszy etap trasy: Inwersja w swej cudowności: Jelenka gości mnie piwkiem i zeleninową polievką, jest super! Mróz i wiatr szczypią w twarz, idzie się świetnie. Na Czarnym Grzbiecie: Pojawia się jakby tęcza w odcinkach czyli słońce poboczne: Morze chmur widziane ze Śnieżki I oczywiście klasyczny widok na Jamy Na Śnieżce jak to na Śnieżce: wiatr daje już solidnie w dekiel, rękawiczki, części odzieży i co mniejsze dzieci i psy latają swobodnie wypuszczone 😁 Próbka filmu z tego latania ze szczytu:
Schodzę do Domu Śląskiego, obserwując ekwilibrystyczne popisy ludzi w kozakach i tym podobnym obuwiu. W schronisku kupuję sobie gulaszową z grzańcem. Smakowało. Mam dużo czasu więc postanawiam odwiedzić Luczni Boudę czyli po naszemu Chatę Łąkową (?) Dają tu pivo Parohac z zabawnymi krążkami pod szklanice, które w parafialnej Polsce pewnie by nie przeszły: oraz ohydną fazulovą (chyba po prostu podgrzana fasolka z puszki razem z tą wodą ze środka...) .
Śniegu jest jeszcze zbyt mało, aby iść zimowym wariantem (w stronę Małego Szyszaka) na rakietach, górą kosówki, ale już za dużo, aby przecierać samemu całą trasę i co gorsza lawirować przez kosodrzewinę. Niestety, potem i tak się w nią wpakowałem na fragmencie ścinajacym letni szlak do Słonecznika. Jeszcze kilka widoczków z tego odcinka w czasie zachodu słońca
W Odrodzeniu zapuszczam korzenie, zmęczenie walczy z obowiązkami wobec ciała. Odprawiam różne schroniskowe czynności i zasiadam przy rumie, czekam na szanownego jubilata. Niestety, mój plan zachowania pionu i pewnego poziomu upadł z chwilą, kiedy kilkoro Czechów zaprosiło mnie do stolika... Na ciąg dalszy wieczoru spuszczę zasłonę milczenia, powiem tylko, że wszystkich przepiłem, doczekałem się menela, wręczyłem mu prezent i w chwilę potem upadłem na łóżko...
Sobota wita nas jeszcze piękniejszą pogodą , wstajemy jednak strasznie późno. Na śniadanie nie odmawiamy sobie po jajecznicy, woda z samowara do oporu, jest extra. Gdybyśmy wyszli z dziesięc minut wcześniej, nie doszłoby do spotkania na szlaku - oto z przeciwka idzie Rambi z kolegą Kamilem. Robimy pamiątkowe fotki i idziemy dalej. Gromadka wesołych czeskich bałwanów: Śniegowi rowerzyści spotkani na szlaku Tak się z nimi mijaliśmy w drodze do Szyszaka: Obchodzimy go czeskim zimowym wariantem aby pozostać w słońcu, chociaż szlak jest tu mocno zaśnieżony i słabo przetarty. (fot. menel) Od Śnieżnych Kotłów jest coraz więcej polskich turystów z pobliskich schronisk. My wbijamy jeszcze na Szrenicę na bardzo dobry obiad. Ostatnie widoczki w stronę Jeszteda i Hvezdy Co się działo dalej - nie pamiętam bo tak szybko biegliśmy na dół na pociąg w Szklarskiej Porębie, a jednak tylko raz się wywaliłem.
Aha, menel z prezentu zadowolony, czyli się wszystko udało.