czwartek, 27 marca 2025

Szybko na Smreczka

 Jizerske hory


2025, marzec


Biała zimo, żegnaj! Czyżby? U nas w Pyrlandii dawno zielone trawy, ale cóż, my dzisiaj szukamy białej płaszczyzny!

Mihu kieruje, Mihu rządzi, jedziemy więc we trzech w Izerki. Na miejscu okazało się, że Norbert będzie tą razą robić wywiad w Świeradowie-Zdroju. Szczęśliwie pogranicznik przerzucił zainteresowanie na Bogu ducha winnego Czecha, który jechał tuż za nami. Zostaliśmy we dwójkę i idziemy śmiało pod górkę. He, he.

Sprawnie nam szło robienie wysokości i wkrótce stanęliśmy na dosyć zalesionej górce blisko granicy, Rapicka hora /708/

Na tym odcinku nie szło mi się dobrze, śnieg przypominał piasek na plaży, przez co każdy krok wyciskał ze mnie dodatkowy wysiłek
Mihu już daleko z przodu
Ja dostojnie dotarłem na szczyt, Smrk /1124/
Karkonoszki ładnie się prezentowały tego dnia, zresztą taki był właśnie powód, że dałem się łatwo namówić na tę jednodniową traskę - piękna pogoda.

Wdzialiśmy raczki na buty, aby strome zejście ze Smrka przebiegło bez problemów. Niebieskim szlakiem obeszliśmy dolinkę potoku Hajeny mijając kilkoro bieżkowiczów. Tak sobie szybkim tempem doszliśmy na kolejny punkt programu - punkt widokowy na skale Palicznik /944/.
Hejnice
Jizera wyłania się spoza Smedavskiej hory
Tutaj można było odsapnąć na słoneczku, przy łyku herby z termosu. 
Smědavská hora


Mihu był jakiś niewyraźny tego dnia, nic dziwnego, że po powrocie do Poznania się rozchorował


Oblodzone ubezpieczenia na skałce były trudniejsze do pokonania na zejściu
Dalej zeszliśmy dość oblodzoną ścieżką do dolinki potoku Hajeny.
Panowała tutaj zima, to zacienione miejsce opierało się ociepleniu i słońcu 
Po drodze wypadała nam teraz Bartlova bouda, spodziewałem się, że będzie tego dnia nieczynna. 
Liczyłem jednak na coś dobrego w Hubertce. Tymczasem zonk, ona również była nieczynna!
Z tego głodu przyspieszyliśmy kroku i ostatnie kilometry przebyliśmy bardzo szybko.
Nové Město pod Smrkem okazało się gościnne i odwiedziliśmy zarówno sklepy (pivo, serki) jak i knajpę - Restaurace Dělňák:
Po krótkim czasie odebrał nas Norbi i wracaliśmy wozikiem do Pyrlandii. 
Marszobieg na ostatnich kilometrach dał mi popalić następnego dnia a Mihu udał się...do lekarza.
No ale co tu gadać, warto było.