poniedziałek, 21 sierpnia 2023

Some like it hot!

 Pireneje


2023, sierpień


W ramach rocznicowej podróży do Hiszpanii zahaczyliśmy między innymi również o północno-wschodni kraniec Półwyspu Iberyjskiego. Znaleźliśmy się w cudownym Cadaqués położonym w sercu Parku Przyrodniczego Cap de Creus, gdzie bierze swój początek szlak GR 11 – Trans-Pireneje. 

Oczywiście, wyjazd nie miał charakteru trekkingowego, lecz przebywając w tak pięknym otoczeniu siłą rzeczy chciało się przeżyć choć jakiś czas na szlaku.

Pierwsze przetarcie się po okolicy to różne ścieżki i chodniki stanowiące częściowo fragmenty Cami de Ronda czyli takiego szlaku okrężnego obiegającego zarówno góry jak i wybrzeże. Szlak ma wiele wariantów i fragmentarycznie jest oznaczony napisami na skałach albo tabliczkami. Kilka widoczków oddających chociaż w części urodę tych ścieżek.





Tymczasem umożliwiono wyjście w dalsze miejsca chronionego obszaru, zamknięte uprzednio z uwagi na silny wiatr i zagrożenie pożarowe. Pozwoliło mi to na zrobienie chociaż jednej wycieczki z prawdziwego zdarzenia z solidnym przewyższeniem.

Trochę późno się wybrałem, było gdzieś między 11 a 12, cóż, przeszkodziło mi późne śniadanie i brak informacji czy można już iść czy nie. Upał bardzo już dokuczał, więc w ostatnim sklepie uzupełniłem zapas o jakiś napój. Na całe szczęście.

Wycieczka w zasadzie zaczyna się niemalże z poziomu morza. Wyjście z miasteczka od razu prowadzi ostro pod górę. Szlak jest wyraźnie oznakowany dwoma kolorowymi paskami. Ścieżka prowadzi pomiędzy całymi gąszczami opuncji.

Po ostrzejszym początku szlak wychodzi pomiędzy gaje oliwne i biegnie jakiś czas trawersem

Aż dochodzę do rozdroża na wysokości około 175 metrów. W prawo prowadzi ciąg dalszy szlaku GR 92 biegnącego zbieżnie do GR 11. Kilka kilometrów dalej, w El Port de la Selva, przecinają się te szlaki. Mi droga wypada na kreskę pod górę.
Leje się ze mnie pot wszystkimi porami, ledwo nadążam z uzupełnianiem płynów. Ścieżka jest wyraźna i nie sposób się zgubić, lecz miejscami jest zaskakująco stroma i skalista.
Po kolejnych minutach szczyt wydawał się już w zasięgu rzutu moherem. Jednak największa stromizna przede mną a temperatura na tym nasłonecznionym stoku zbliżała się do punktu topnienia ołowiu.

Po przejściu pod skałkami znalazłem się na trawersie, na prawo skalisty Puig de l'Infern /384/ a na lewo widziałem już zupełnie blisko mój szczyt. Do wierzchołka podszedłem dla odmiany od północy i po chwili jest, Puig dels Bufadors /432/. Stąd bezpośrednio przed chwilą podszedłem
A to oczywiście urokliwe Cadaqués
Naprzeciwko widoczny jak na dłoni wyższy szczyt, Pení /608/, niestety ten kąsek jest niedostępny  z uwagi na zamkniętą strefę wokół szczytu


Po krótkim postoju i obejściu wierzchołka z masztem zmierzałem już w dół ostrzejszą ścieżką


Dalsze partie tego skrajnie wschodniego skrawka Katalonii i Pirenejów, po prawej najwyższy szczyt przed pasmem granicznym: Sant Salvador Saverdera (682 m) z ruinami średniowiecznego zamku Verdera.
Powrotna ścieżka - już blisko miasteczko.
Jak zwykle, takie skromne wypady dają mi wiele radości.

niedziela, 16 lipca 2023

Lipcowe spacery

 Góry Izerskie


2023, lipiec



W ramach krótkiego rodzinnego urlopiku stanęliśmy obozem w Wojcieszycach. Udało się zrobić kilka spacerów w pięknych okolicznościach przyrody. 

Na początek dostaliśmy się do Piechowic. Stąd lekko wznoszącym się terenem podeszliśmy stokami Małego Ciemniaka

A to przez pola z resztkami zabudowy sprzed lat, a to lasem wyszliśmy na łagodnie obniżający się ku wschodowi Grzbiet Kamienicki, zakończony wszakże skalną ostrogą. To Bobrowe Skały - świetny punkt widokowy. Znane przed wielu laty jako Bibersteine, u ich stóp stała szachulcowa gospoda, a na skałach jeszcze dodatkowo wieża widokowa! Obecnie jedyne widoczne ślady tych atrakcji to powyginana zardzewiała resztka balustrady.





Zeszliśmy przez las do szosy. Kilkaset metrów i zaczynamy wędrówkę łagodnymi wzgórzami Wysoczyzny Rybnicy. Wtedy nie wiedziałem, gdzie jesteśmy w sensie geograficznym (i nie miało to znaczenia) ale w domu lubię sobie sprawdzać takie niuanse. W każdym razie Wysoczyzna Rybnicy jest elementem Pogórza Izerskiego a to z kolei jest częścią nadrzędnej jednostki, jaką jest Pogórze Zachodniosudeckie.

Ale na razie cieszyłem się przyjemną wędrówką. To jest coś, na co mało miałem czasu dotąd. Spacerowanko po polach... od czasu do czasu zagajnik. 






Ten kilkukilometrowy szlak daje wiele przyjemności, wiatr we włosach, słońce, poczucie wolności i luzu, no i oczywiście piękne widoki na mur Karkonoszy. Na  razie kończymy w Wojcieszycach. 
Lecz innego dnia wybraliśmy się na dalszy ciąg grzbietu położonego na północ od Wojcieszyc. 
Pierwotnie celem miał być tylko Rozłóg /533/  ale było tak ładnie, że spacer przedłużył się na inne pagóry. 
Widok w stronę Wysokiego Kamienia.
"Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych (...)
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała..."
Rozłóg z drugiej strony. Niestety nie było dobrze widać zarośniętej skały o nazwie Puszczyk.

Dla przedłużenia tej przyjemności poszliśmy jeszcze dalej, na Sroczkę /542/, najwyższy punkt  Wysoczyzny Rybnicy.

Koniecznie tu kiedyś wrócę, ponieważ pozostały mi do zobaczenia - co najmniej - skały na Komorzycy i Skalicy - Kazalnica, Leśny Zbór i Popielowe Skały.
Przy drodze przyciąga wzrok wbudowany jeden z zabytkowych krzyży pokutnych: 
Wiem, że dla niektórych turystów jest to swego rodzaju hobby - odwiedzanie tych miejsc z krzyżami.

Jeden dzień poświęciliśmy zaś na wyjazd na czeską stronę. Wizyty w libereckim zoo nie będę opisywał, ale w drodze powrotnej przespacerowaliśmy się na dotąd przeze mnie nie odwiedzony szczyt. Zaczęliśmy w miejscowości Albrechtice v Jizerských horách. Stąd należało podejść 300 metrów w pionie. Bez ociągania poszliśmy w górę, bo pogoda mogła zmienić się na gorszą.
Tuż przed szczytem mamy skałkę z punktem widokowym, Fanterova skála

Ale dopiero z wieży rozciąga się prawdziwa 360 stopniowa panorama.


Jizera, Smrek i Stóg Izerski
W stronę Karkonoszy
Grzbiet Muchov - Černá studnice
No i tak to wygląda, Tanvaldský Špičák /810/.


Na zakończenie jeszcze fotki z krótkiej traski na Chojnik. Udaliśmy się tam mało uczęszczaną ścieżką od strony Doliny Choińca a nie obleganą przez tłumy promenadą od Sobieszowa.




Znów udało się zobaczyć kilka nowych miejsc, albo "starych" lecz z nowej perspektywy.
PS: Cieplice Ślaskie-Zdrój to zaiste ładne miasteczko!