niedziela, 15 grudnia 2019

Raczę się Raczą na zimno

Beskid Żywiecki


2019, grudzień




Grudniowa pogoda ostatnimi czasy potrafi zaskakiwać. Bywało bardzo zimno i biało, bywało zupełnie odmiennie. 

Po ostatnich wyjazdach w Sudety postanowiłem szukać szczęścia w Beskidach. Padło na kolejną miejscówkę oferującą alternatywne noclegi i pod ten nocleg układałem trasę. Tak się szczęśliwie złożyło, że wypadem zainteresowało się kilka znajomych osób z forum. 
Po nieprzespanej nocy wylądowałem z przesiadką przez Katowice w Bielsku-Białej. 
Z tego miejsca odebrał mnie Miedzio swoim nowym pojazdem i wyruszyliśmy do nieodległego już Zwardonia. Tam zrobiliśmy przepak, przebranie i zjedliśmy śniadanie oczekując na Catty. Kiedy dotarła, pozostało naszej trójce ruszyć na szlak. Była już ku temu pora najwyższa, zaczął prószyć śnieżek a dni przecież są o tej porze roku najkrótsze. 
Poszliśmy bez większego filozofowania klasycznie czerwonym szlakiem wzdłuż granicy. Po drodze ten sam od lat smutny widok - tak zasłużony historyczny powstały jeszcze w 1932 roku Dworzec Beskidzki nadal stoi w żałosnym stanie.

Minęliśmy Chatkę Skalanka. Dawno chodzi mi po głowie myśl o noclegu tutaj, ale jakoś nigdy się nie składa. 
A teraz czekało nas podejście na Beskid Wreszczowski. 
Robi się jakby bardziej zimowo, ale wciąż są miejsca, gdzie nagle śnieg znika a pojawia się promyk słońca. 


Jest to dość nużący odcinek, szczególnie podejście na Kikulę /1087/, tam też było najzimniej, szadź na drzewach dawałą znać, że wchodzimy w objęcia zimy. 
Z trawersu możemy obserwować naprzeciwko Praszywkę i Bendoszkę. Gdzieś tam znajduje się nasza przystań na dzisiejszą noc.
Na razie jednak zmierzamy przez Upłaz i kilka kolejnych męczących podejść na Wielką Raczę /1236/. Tutaj zima rządzi. Śniegu jednak nie leży wiele, ledwo kilka centymetrów. 
 Odnowione schronisko:
W schronisku okazało się, ze czasowo wymierzyliśmy idealnie i spotykaliśmy naszą sztafetową dwójkę - Agę z Sosikiem. 
Schronisko jest ładnie odnowione, przybywa tutaj wiele osób, ponieważ dostęp jest dość łatwy - od polskiej strony można podjechać aż do Rycerki - Kolonii a ze słowackiej strony w granicach godzinnego spaceru od  szczytu mają swoje górne stacje lanovki z Oszczadnicy i Lalików.
Niestety, jedzenie nie jest jakieś wybitne, bigos dość dobry, nieco pikantny natomiast żurek dostałem w trakcie jedzenia bigosu i to letni. Marzena skusiła się na gulasz, którego otrzymała niedużą porcyjkę.
Po odpoczynku uderzyliśmy dalej, zostałem przekrzyczany i musiałem zgodzić się na wariant czerwonym szlakiem wzdłuż granicy. 
Przed trawersem Małej Raczy foteczka grupowa:
Chwilę wcześniej jeszcze w tle był widoczny krajobraz, ale się schował :-)
Polany w rejonie Śrubitej dają przedsmak zimowej zadymki, śnieg podrywany jest przez coraz mocniejszy wiatr.
Szlak nie jest zbyt atrakcyjny na tym odcinku, biegnie lasem a na dokładkę szybko się ściemnia, robimy więc na czwartym biegu trawers Bugaja i Jaworzyny, by już w zupełnych ciemnościach dotrzeć do granicy i potem na Przegibek. Tam łapiemy drugi oddech, wrzucamy coś do paleniska a Aga z Sosem zostają w schronisku. 
Dla pozostałej trójki wycieczka jeszcze się nie skończyła: podchodzimy na Bendoszkę Wielką /1144/
(fot. Miedzio)
Potem jeszcze trochę motania się na szlaku w poszukiwaniu dojścia do bazy i wreszcie jesteśmy. 
Szukałem wody ale niestety nic sensownego nie znalazłem; mimo, iż mróz nie był mocny, ledwo kilka stopni poniżej zera. Spędziliśmy miło czas  w takich okolicznościach:
 Tutaj usiłuję uwolnić znalezione dwa litry wody ze stanu stałego do ciekłego:
(fot. Marzena)
Znacznie bardziej niż sam mróz dawał mi się w nocy we znaki silny wiatr wiejący od mojej strony i wdmuchiwany z siłą przez dziury w konstrukcji. Musiałem zatkać wylot śpiwora kurtką.
Rano po śniadanku wychodzimy:
Będoszka a daleko po prawej widać Wielką Raczę.
I od razu na początek dnia pierwsze podejście, ponad dwieście metrów na Praszywkę Wielką /1043/.  

Złapaliśmy widok na Tatry, więc radocha była.
Poza tym rewelacyjnej widoczności nie było, ale co nieco naokoło było widać:
Skrzyczne
 A tu nagle na zejściu do Rycerki Dolnej... koniec zimy:
Gdzieś po drodze doszliśmy do wniosku, że zliczając czas na przejście do Zwardonia machnąłem się o godzinkę. Mam zdążyć na pociąg o 14.18 a wychodzi na to, że dojdziemy już po tej godzinie :-/  Zaczęliśmy przyśpieszać i w pędzie weszliśmy błyskawicznie na grzbiet Łysicy /704/. Widać stąd naszą trasę przez Będoszkę i Praszywkę.
Po zejściu do Soli Marzena zaproponowała mi, żebym został i czekał na pociąg. Odebrałem to jako policzek - co, ja nie zdążę?! :-) W efekcie niemal biegliśmy przez Sól a na dodatek okazało się, ze szlak czerwony zmieniono na niekorzyść i trzeba obecnie przejść więcej asfaltem przez tę wieś. 
W końcu odbijamy z ulicy, pod górę i walimy na Rachowiec. Niestety samego szczytu stąd nie widać wcale, jest schowany za grzbietem i przedszczytem.
Kręcimy zakosy po zboczu, potem trochę więcej wysiłku na kreskę: zdycham gdzieś po drodze, na końcu stawki, obiecuję sobie, że już nie będę więcej chodził z trzydziestolatkami!!
(fot. Miedzio)
Tym niemniej z dużym zapasem czasu wyszliśmy na Rachowiec /954/.
Wieża widokowa to jakiś żart.
Widoczność jak poprzednio, nie powala, ale widać ładnie np Muńcuł
 A w tę mańkę np Małą Fatrę na Słowacji
Stary mój dobry 55l Vaude...
(fot. Miedzio)
Ze szczytu Rachowca poszło nam już błyskawicznie, zeszliśmy do bitej drogi a potem do stacji kolejowej. No i co się okazało? Niestety, nie zdążyłem na mój pociąg.  Zamiast zdążyć na pociąg o 14:18 zdążyłem na poprzedni o 13:30 buahahaha :-D
Za to miałem więcej czasu na dworcu w Katowicach (trudnej urody). 
Rozstaliśmy się z dobrym słowem, dziękuję Wam kochani za towarzystwo: Adze, Marzenie, Marcinowi, Przemkowi! Byle częściej.
Poszukiwanie zimy udało się częściowo, było kilka godzin na śnieżku i mrozie, lecz jak na połowę grudnia - to nie to na co liczyłem.
Cała wycieczka dwudniowa wyszła nam 45km i ponad 2300m pod górę, co jest fajnym wynikiem jak na grudzień.

8 komentarzy:

  1. > obiecuję sobie, że już nie będę więcej chodził z trzydziestolatkami!!

    Michun, bądź poważny. :)

    A tak serio to trasa wypasiona i ekipa też. Coś ta zima nie może się rozkręcić, pamiętasz ile rok temu mieliśmy śniegu o tej samej porze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Placówka na Przysłopie Potóckim to jedna z ciekawszych "melin", bardzo cenię to miejsce. Żal mnie Dworca Beskidzkiego, ze dwa razy tam kimałem przed wizytą w Słowacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będziesz chodzić z trzydziestolstkami?!... to co Ci pozostanie??? Chyba leżenie przed kompem...��������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę leżał i nie wstanę ;-)

      Usuń
    2. I to usłyszeli i wprowadzili zakaz wychodzenia z domu. Wszystko przez Ciebie! ;)

      co do noclegu, to pierwsza klasa.

      Dworzec w Katowiach trudnej urody, ale obok jest galeria handlowa, o lepszej urodzie ;)

      Usuń
    3. Wszystko to prawda ;-)

      Usuń