2022, lipiec
Dolomity
Niniejszy tytuł jest jak wiele innych żartem, ale ten trzeba wytłumaczyć ;-) "Famiglia Cooperativa" to włoska sieć spółdzielczych sklepów, które odwiedzaliśmy, ale po polsku kojarzy mi się ta nazwa z czymś co można określić jako "Rodzinna Współpraca". I nasz wyjazd miał charakter, który można opisać właśnie tymi dwoma słowami.
Nasza długa droga zaczęła się dzień wcześniej od wyjazdu do Katowic i noclegu w hostelu. O 9:15 zjawiliśmy się na Placu Andrzeja i za moment podjechał autobus. Od teraz był naszym ruchomym mieszkankiem na kilkanaście godzin. Oczywiście taka podróż ma swoje męczące strony, ale też widać po drodze więcej. Pech dopadł nas we Wiedniu, gdzie spędziliśmy w korku przed remontowanym mostem dodatkowe z półtorej godziny. Wpłynęło to na godzinę dotarcia poprzez Belluno do Falcade - znaleźliśmy się w naszym hotelu grubo po północy i padliśmy do łóżeczek.
Poranek przywitał nas...zresztą, to trzeba zobaczyć. Widok z okna pokazał nam, że istotnie, jesteśmy w górach i to nie byle jakich:
Po śniadanku czekało nas pierwsze wyzwanie. Pierwszy wjazd serpentynami i pierwsze podejście.
Trzeba tu napisać słowo o charakterze wyjazdu. Wydarzenie było organizowane przez Horyzonty. Wycieczki to kilkugodzinne trekkingi z dowozem i odwozem autobusem. Trasy były dość rozsądne, chociaż grupy były mocno zróżnicowane jeśli chodzi o uczestników. Na razie pierwszą wycieczkę robiliśmy pełnym składem wraz z naszymi dwoma przewodnikami. Zobaczymy, jak to będzie.
Wyjechaliśmy do początku szlaku koło Malga Vallazza. To dawna bacówka a obecnie coś bardziej w rodzaju agro. Stąd zaczęliśmy podejście wzdłuż potoku.
Pierwsze wyjście na punkt widokowy oszałamia. Wszystko jest nowe, świeże, powietrze pachnie włoskimi ziołami ;-)Jestem w lekkiej euforii. Pierwszy raz Dolomiti!Małe jeziorka po drodze
do Lago Juribrutto:
Pogoda niestety zmieniła się na gorsze, słonko zaszło za chmury. Powiał też silniejszy wiatr.
I oto, proszę Państwa, pierwszy szczyt w Dolomitach zdobyty, Cima Bocche /2745/. Nice.
Teraz trzeba było zejść, z powrotem po kamlotach na przełęcz i dalej niżej bo trzeba stracić niemal kilometr (!) wysokości, aby dojść do Negritella, skąd odbierze nas autobus. No to znów pora na kilka fotek:
Wspinamy się coraz wyżej, ale cóż...one już tu są :-)
Przejście grzbietem jest przyjemne i nie nastręcza żadnych trudności, a widoczki są coraz lepsze.
Po dotarciu na Forcella Venegiotta /2299 m/ robimy postój a potem zejście w głąb doliny Venegia.
Sielskie widoczki
Pale di San Martino w całej okazałości
Trzytysięczniki Pale, najwyższy z nich widoczny w środku to Vezzana /3192 m/
Ten etap trasy zakończyliśmy przy schronisku Baita Segantini.
A stamtąd do szosy przecinającej Passo Rolle, skąd odbierał nas autobus.
My zmierzamy krętą ścieżką do schroniskaRifugio Sonino al Coldai, pięknie położone na krawędzi kotła
Ze schroniska po odpoczynku podeszliśmy nad jezioro - Lago di Coldai. Uczta dla oczu.
Tak, to Marmolada. Ale widziana od strony bez lodowca.
I powrót nad jeziorko.
W jeziorku żyją rybki, tylko trzeba mieć sposób aby je zwabić
i dzieją się cuda
Po tych ichtiozabawach wróciliśmy do schroniska na spaghetti, które we Włoszech po prostu musi być pyszne, nie ma innego wyjścia.
Wreszcie staje się widoczne nieduże schronisko Rifugio Venezia /1947m/
Tutaj zrobiliśmy dłuższy popas. Ogólnie rzecz biorąc dla mnie te popasy były zwykle zbyt długie, nie jem zbyt wiele w czasie trasy a regeneruję się już po kilkunastu minutach i godzina siedzenia to dla mnie strasznie długo.
Po przeciwnej stronie doliny widoczne Antelao /3264/
Wychodzimy na pierwsze siodło i dalej trawers u podnóża ściany
Na tym fragmencie najbardziej trzeba uważać
dlatego są tu gdzieniegdzie rozwieszone stalowe liny
Po pokonaniu trawersu na samą przełęcz jeszcze ze sto metrów żmudnego podejścia
i wreszcie widać co jest po drugiej stronie, Forcella Val d'Arcia /2474 m/
Po satysfakcji z wejścia na najwyższy punkt trasy teraz czekały nas trudności zupełnie innego rodzaju. co ciekawe, osoby, które miały obawy na podejściu obecnie zostały zastąpione przez zupełnie innych uczestników, którzy mieli z kolei miękkie nogi na ruchomych piargach.
Trzeba stracić trochę tej wysokości
Wieszczki
Na tych kamienistych przestrzeniach marzyłem o schłodzonym białym winie i to marzenie spełniło się na przełęczy Staulanza. Bardzo fajna wycieczka.
Na lewo Cima Corona /2768/
Na wprost schronisko, do którego podążamy na początek, Rifugio Giovanni Pedrotti:
Na początku byłem zadziwiony krajobrazem
Jakaż to obca planeta
Cima di Fradusta /2939/ z resztką lodowca
Jedyne widziane po drodze małe jeziorko
Po zatoczeniu sporej pętli znowu widoczna Cima della Rosetta
Zamknęliśmy pętlę wracając do schroniska Giovanni Pedrotti. Mimo kilku załamań na trasie w schronisku budzi się we mnie potrzeba zdobycia szczytu po tym telepaniu po wysypisku gruzu :P
Z tarasu rozpościera się również imponujący widok Zjazd zakończył tę nietypową trasę w niecodziennej scenerii.
A za Valt skręcamy w las aby zrobić nieco wysokości. Ścieżka biegnie skrajem wąwozu coraz to zwężającego się i coraz to stromiej.Wreszcie dochodzimy do miejsca, z którego widać już dolną kaskadę wodospadu Cascata di Barezze.
Po pokonaniu jeszcze kilkudziesięciu metrów w pionie otwiera się widok na wyższą kaskadę
A potem można jeszcze wejść na mostek przerzucony ponad najwyższą częścią, wrażenie robi wielkie.
Niespiesznie wróciliśmy do Falcade po drodze zahaczając jeszcze o kolejną wioseczkę i las tak, aby trafić wprost do centrum i wpaść na pizzę.
Pożegnanie z Cortiną to jeszcze nie ostateczne pożegnanie z Dolomitami. Jedziemy drogą przez góry w stronę granicy z Austrią ale po drodze jeszcze jeden postój w widokowym miejscu:
Widzę, że odkrywasz nowe alpejskie rejony. Parę ciekawych miejsc w Dolomitach jeszcze na Ciebie czeka, więc będziesz miał co robić w wolnym czasie ;)
OdpowiedzUsuńCortina to takie trochę nasze Zakopane, więc tłumy nie mogą dziwić.
Liczę na to a może kiedyś zabierzesz mnie ze sobą na ferratkę ;-)
Usuń