Góry Izerskie
2023, luty
Dziwnie się stało, iż po tygodniu wysiadłem z pociągu znów na tej samej stacji Szklarska Poręba Górna.
W znanym składzie z Mhu i Konsim mieliśmy plan na klasyczne krążenie po Górach Izerskich. W końcu tego roku, po latach, ma być ponownie możliwość transportu koleją z i do Świeradowa-Zdrój. Przejście zamiast pętli przez polską część Gór Izerskich może będzie bardziej dostępne, bo autobusy jeżdżą dość rzadko.
Na razie ruszamy niebieskim szlakiem...a nie, to czarny...trzeba się cofnąć do niebieskiego :-( Zapomniałem wspomnieć, że tuż po wyjściu z wagonu zaatakowała nas mżawka, nic nie widziałem przez mokre okulary. Według prognozy nieco wyżej mżawka miala zamienić się w śnieg, więc byłem raczej dobrej myśli. Zresztą nie padało równo bez przerw- wiatr i opad to się wzmagał, to przycichał. Na początek dojdziemy do Zwaliska /1046/. A potem zobaczymy.
Nie ma, że boli. Pogoda to tylko wrażenie ;-)
Spacerkiem wyszliśmy na Zwalisko
(fot. Mihu)
Na pustych przestrzeniach przed "Stanisławem" wpadamy w miks mleka i piździawy
(fot. Mihu)
Tutaj się rozdzieliliśmy, ja z Mihem poszliśmy na wariant górą przez na Izerskie Garby.
Wiata w pobliżu rozległego wierzchołka Wysokiej Kopy, śniegiem zasypana
Tu kimaliśmy z Davem już kilka lat wstecz, więc wysłałem mu sms na przypomnienie
(fot. Mihu)
(fot. Mihu)
Właśnie na tym odcinku mogłem wskoczyć w rakiety na pewien czas. Pogoda była tu najgorsza, porywisty wiater i mżawka w oczy.
(fot. Mihu)
Zeszliśmy do Rozdroża pod Kopą. Dalej przynajmniej nie wiało już tak bardzo i do Chatki Górzystów dotarliśmy niemal równo ze zmierzchem.
Romantyczna kolacyjka przy świecach ;-)
Nie powiem, dość ciężko było wyjść na dwór. No ale przecież w schronisku
Orle czekał na nas trzeci uczestnik wypadu. Nie wypadało go olać.
Już w ciemnościach przeszliśmy kilka kilometrów doliną Izery. W schronisku panował lekki chaos, pan Stasiu donosił z piwnicy skrzynki, ukraińska obsługa starała się wydawać zamówienia, przy stołach zamawiano kolejne piwa, dzieciary robiły jazgot więc przycupnęliśmy skromnie w kątku. Staraliśmy się przynajmniej częściowo być samodzielni, ale coś tam również się zakupiło. Po pewnym czasie część ludzi jakoś wybyła z głównego pomieszczenia więc przenieśliśmy się w pobliże kominka. Próbowałem rozpalić to urządzenie, niestety nie było suchego drewna tylko wielkie mokre i zmurszałe kloce. Wznosząc się na wyżyny talentu uzyskałem nikły płomyczek. Na chwilę odszedłem od kominka...gdy wróciłem okazało się, że ktoś stwierdził, że on to zrobi lepiej i już się nie pali XD
No nic, trzeba było się ewakuować na miejsce noclegowe około 22 wykulalismy się z Mihem, (Konsi zorganizował coś na miejscu) było może nieprzyjemnie ale za to padało. Po dwudziestu minutach rozłożyliśmy spanie we wiacie nad Izerą. Padłem i koniec.
Rano widać ilość śniegu na dachach, a to już jest po całodniowym deszczu!

Niestety, mój materacyk w nocy puszcza powietrze, stary już czy trefny, nie wiem, musiałem pompować około trzeciej żeby nie kimać na dechach.
(fot. Mihu)
Rano przez chwilę jakby nie padało ale gdy Mihu poszedł a ja jeszcze się pakowałem lunęło na nowo. Widok z mostu na Izerze
I w drugą mańkę
Granicznik w śniegu
Spotkaliśmy się we trójkę w schronisku na śniadaniu. Znów udało mi się pozostać w miarę samowystarczalnym, tylko Mihu wykosztował się na jakąś jajecznicę ;-)
Wyruszamy żwawo na Rozdroże pod Działem Izerskim i proszę, wyłoniło się słonko!
Z przeciwnej strony napływały fale mniej lub bardziej doświadczonych biegówkarzy. Na szczęście obyło się bez żadnych incydentów na trasie. Małe przebieranko na środku szlaku, a jak! Nic nikomu nie wadziło.
Nie przemęczając się doszliśmy do Polany Jakuszyckiej. Chciałem dokładnie sobie obejrzeć nowy ośrodek sportu, czekając na pociąg. Tymczasem musiałem biec i wskakiwać do wagonu, bo dotarłem tam równo z przyjazdem
vlaka. Szczęśliwie w ten sposób dość wcześnie znaleźliśmy się w Szklarskiej Porębie. Został jeszcze czas na zakupy przed podróżą. Dzięki temu podróż powrotna była wesoła.
Cóż, kolejna klasyczna trasa zrobiona. Marzy mi się teraz coś beskidzkiego dla odmiany?
Że też chce Ci się tak w deszczu chodzić. Nie dość, że zimno, to jeszcze mokro. Jednak wypad na pewno na plus, bo śniegu było.
OdpowiedzUsuńJa nie do końca jestem przekonany, że w tym roku do Świeradowa się koleją dojedzie. Ale w bliższej przyszłości powinno się udać :)
Nie chciało mi się ale nie miałem wyboru ;-)
Usuń