niedziela, 16 lipca 1989

Bieszczady po raz wtóry

Bieszczady


1989, lipiec



W Biesy pojechaliśmy kolejnego roku już tylko w cztery osoby - dwie pary. 
Początek trasy był zdaje się taki sam - Komańcza, Duszatyn ze swoim kultowym polem namiotowym, wypad na Chryszczatą, Jeziorka Duszatyńskie...
(pocztówka lata sześćdziesiąte, fotopolska)
(fot. Paweł)
Potem, jeśli mnie pamięć nie myli, to przeszliśmy doliną przez Smolnik i dalej szlakiem w stronę granicy z ówczesną Czechosłowacją dążąc na Głęboki Wierch. Gdzieś po drodze chcieliśmy rozbić namioty i się przespać. Tutaj spotkała nas niemiła przygoda w postaci spotkania późnym popołudniem z jakimś nawalonym agresywnym facetem z flintą. Facio nas zbluzgał i pogonił stamtąd posługując się groźbami uznawanymi obecnie za karalne 😒.
Mimo, że byliśmy mocno zmęczeni zeszliśmy z powrotem na dół i rozbiliśmy się na tę noc w dolince potoku Smolniczek w taki sposób, aby nas w miarę możliwości nie było widać z drogi. No ale niestety humory mieliśmy już popsute.

Następnego dnia po szybkim zwinięciu poszliśmy dalej tą samą trasą granicznym grzbietem na Wysoki Groń, Wierch nad Łazem, Gmyszów Wierch, Rydoszową i zeszliśmy przed stacją Balnica, lecz rozbiliśmy się raczej w lesie naprzeciwko.

A co potem? Znów mam lukę w pamięci. Chyba wsiedliśmy w kolejkę i pojechaliśmy do Cisnej (?)
Kolejne dni -  było znów Stare Sioło i powtórzyliśmy trasę z poprzedniego roku do Ustrzyk Górnych przez dwie połoniny: Wetlińską i Caryńską z noclegiem również na polu namiotowym w Brzegach Górnych (to pamiętam na 100%, ponieważ kolega palił wtedy na polu przed namiotem skręty robione z Drumu 
 i mi się to zakodowało). Serpentyny nad Brzegami Górnymi:
(widokówka KAW fot.M.Raczkowski, zbiory własne)

(pocztówka, lata osiemdziesiąte, fotopolska)
To przejście miało miejsce z całą pewnością. I ta fotka jest z dużym prawdopodobieństwem właśnie z Ustrzyk Górnych.
(fot. Paweł)

Gdzieś niedaleko pola była budka, w której sprzedawano piwko Leżajsk niepasteryzowane w małych butelkach, coś takiego jak te:

(fot. sprzedajemy.pl)
Sporo było potem z tymi piwami zabawy 😄 ale to historia na opowieść przy ognisku.

Poza tym zdaje się, że właśnie wtedy w Ustrzykach Górnych zszywałem mój ówczesny plecak z aluminiowym zewnętrznym stelażem, w którym urwała się taka skórzana szlufka nośna (widoczna u góry stelaża). 
Zrobienie tego w polowych warunkach było możliwe za pomocą jakiejś zorganizowanej dratwy i szydła w moim Victorinoxie - mam go nota bene do tej pory, model Camper, 30 lat służby:

(swissarmy.com)
- bezcenne - skoro pamiętam ten fakt do teraz.  
Wyjeżdżam z gór żegnając się z Bieszczadami na dwa lata, czego wówczas oczywiście nie wiedziałem. 
Wyjazd szosą z Ustrzyk Górnych wiedzie przez Lutowiska:
(widokówka KAW fot.M.Raczkowski, zbiory własne)
Bieszczady. 

czwartek, 27 kwietnia 1989

Na wariata na Kopę

Tatry Zachodnie


1989, kwiecień



Zorganizowaliśmy sobie na studiach taki niby to plener rysunkowy w Ojcowie ...a niby to wyjazd integracyjny związany z odwiedzeniem bratniej Architektury w Krakowie a także zwiedzaniem Wawelu i innych zabytków. W trakcie tego wyjazdu kilka razy jeździliśmy z Ojcowa do Krakowa (oo, jeszcze na stary dworzec autobusowy). A z Krakowa autobusy jak i dzisiaj jeździły do Zakopanego...Pomysł sam się nasuwał. 
Jakimś cudem te bilety odnalazłem i odkryłem, że to był jednak koniec kwietnia a nie maj jak pierwotnie sądziłem:

Takie były inflacyjne czasy, że do "biletu podstawowego" za 180,- dorzucili mi "bilet wyrównawczy" za...700,- :-/
Dwoje znajomych przyłączyło się do tego wariackiego rajdu. Nie było to zbyt rozsądne, bo już w Kuźnicach byliśmy dość późno, nie mieliśmy zbytnio zapasów jak i dobrych ubrań. 
Na całe szczęście pogoda okazała się tego majowego dnia życzliwa i stabilna chociaż nieszczególnie ładna. Poszliśmy z Kuźnic, Kalatówki i Doliną Kondratową dochodzimy do schroniska. Potem Doliną Małego Szerokiego szybciutko wyszliśmy na Przełęcz Kondracką. Tutaj z tabliczką jeszcze z zimy a w ramach posiłku jem jabłko, pewnie było tanie :-), na studencką kieszeń.



Wyszliśmy na Kopę Kondracką. To był cel tej niepotrzebnej wycieczki.

Zeszliśmy wprost do Doliny Kondratowej skrótowym szlakiem. No i oczywiście dalej wspólnie do Kuźnic i na dworzec PKS do Zakopanego. W Krakowie rozstajemy się - moi znajomi wracali już do domu a ja musiałem jakoś dostać się do Ojcowa na kwaterę.
W sumie wycieczka może niezbyt ciekawa, ale za to ten powrót...
Oczywiście wieczorem w Krakowie okazało się, że nie ma już tego dnia autobusu do Ojcowa. Wpadłem zatem na pomysł, żeby pojechać autobusem na Olkusz i wysiąść w Czajowicach.
Wszystko było dobrze, dopóki szedłem przez wieś. Zaczął się ciemny las a ja przecież nie wziąłem latarki, bo po co?
Jakoś na czuja wymacując stopami ścieżkę poszedłem wokół Chełmowej Góry, wszędzie czarno, szlak też czarny.
Po przejściu półtora kilometra, które trwało niewspółmiernie długo, pojawiają się w dole światła Ojcowa. Poleciałem tam na skuśkę na złamanie karku i ...wpadłem do wody! Okazało się, że płynęła tam płytka rzeczka (Sąspówka), której nie zauważyłem. Zostało mi do naszych kwater jeszcze tylko pół kilometra ...w mokrych butach. 
No i po co robi się takie wypady? 😁 
Jeszcze żeby to jakaś poważna góra była a to zwykła kopa 😁 koniec i .