Góry Bialskie+Masyw Śnieżnika
2014, listopad
Nadarzył się kolejny
wyjazd sudecki, a na dodatek była okazja do spotkania z Menelem, no
to cóż, pojechałem w nocy 13/14 do Wro, stamtąd do Kło a
stamtąd do Stro 😁.
Ruszyłem znanym mi już
wcześniej żółtym szlaczkiem na Czernicę aby zobaczyć powstałą
nie tak dawno wieżę. Szlak przyjemny, szybko robiłem
wysokość...niestety, na rozdrożu z wiatą wpadłem w sam
środek...polowania. Wielkie ognisko z grubych bali w środku lasu
(wiadomo, myśliwi mają inne prawa), dobre kilkanaście samochodów
(wiadomo, myśliwi...) strzelców z 45-50 - uczestnicy w moro...ale z
pomarańczowymi opaskami, kamizelkami :-) Mijałem ich lekko
wystraszony, bo może mnie zatrzymają, że dziś las tylko dla nich?
A poza tym każda flinta raz w roku strzela sama...
Minąłem ich, potem oni
mnie minęli jadąc w autach (wiadomo...), potem znów ich
minąłem...Polowanie wyjątkowo perfidne - na drodze rozsypali na
długim odcinku kukurydzę dla zgłodniałych zwierzaków, posiadali
na krzesełkach po przejściu 100m, celowniki optyczne wielkości
butelki pet 😁, cuda wianki. Do tego jeszcze po chwili mijałem nagonkę,
jeszcze tylko helikoptera brakowało 😈. Oczywiście w las żaden się
nie zagłębiał, bo po co? To zwierzaki mają przyjść do nich, a
nie odwrotnie. Zresztą sądząc po brzuszyskach to nie doszliby
daleko i tak.
Ja szybko oddaliłem się i
zaparkowałem na wieży na Czernicy /1083/, po chwili usłyszałem kilka
strzałów.
Miałem tego dnia piękną
pogodę, przepraszam za fotki, bo jakoś mi się nie chciało targać
lustra bo tereny znane więc tylko dla ilustracji kilka kom-fot
Widoczki zarówno w stronę
Śnieżnika jak i Jeseników były fajowe, no ale jeszcze mnie czekał
spory odcinek, więc po małym co nieco ruszyłem dalej.
Po kilkuset metrach mialem
możliwość zobaczenia post scriptum do polowania - przez ścieżkę
przebiegło mi stadko uciekających jeleni - samca z trzema
łaniami-kompletnie w przeciwną stronę od pożal się boże
myśliwych 😁.
Zszedłem na Bielice
gdzie postawiono taką oto wiatkę, w której nie mogłem sobie
odmówić zupki :
Poszedłem zielonym do
granicy i dalej granicą na Klinovec, Smrek, Smrk i do Ramzowej.
Pogoda zaczęła się lekko zmieniać, wiał coraz silniejszy wiatr.
Fajne wrażenie robi ramię
Szeraka z Mraczną Horą i Czernavą.
Po zejściu jeszcze niżej
widać cały masyw Szeraka , to jednak kawałek góry jest...
W Ramzowej zasiadłem w
knajpie przy zastavce, serwują pyszną czosnkową, posiedziałem
trochę,żeby odpocząć w cieple i poczekać na całkowity zmrok, bo
planowałem się zainstalować na noc w chatce turystycznej.
Chatkę można znaleźć bez
trudu po drugiej stronie szosy. Niestety, wody cały czas brak w obu
kranach; na dodatek ktoś wpadł na genialny pomysł , żeby drzwi
wejściowe przymocować na stałe w pozycji otwartej za pomocą
kłódki.
Knajpę naprzeciwko
zamknęli zanim zdążyłem poprosić o wodę :-/
No nic, trzeba było iść
w kimę. Padłem i odpłynąłem po nieprzespanej nocy jak ścięta
kłoda. A było koło 19tej...😉
Potem obudziły mnie
jakieś hałasy - to przyszli późnym wieczorem Czesi z dwoma
pieskami. Trzeba im oddać , ze starali się być cicho, nie
hałasowali, walnęli się na ziemi koło wejścia i tyle. W nocy
wzmagający się wiatr wdmuchiwał do chatki bardzo szybkie zimne
powietrze 😒 .
Rano wstałem wcześnie ,
czekała mnie dość długa droga do punktu spotkania z Menelem.
Pogoda niestety klękła przez noc.
Po mini-śniadanku
poszedłem na Paprszek , gdzie uraczono mnie dobrą jajecznicą (3
jaja, szczypiorek). A'propos - w naszych schroniskach strasznie
oszczędzają na maśle i jajka wychodzą im suche, tutaj było
wszystko ok.
Dalej czerwonym szlakiem
zbliżyłem się do granicy. Menel już zgłaszał ,że zmierza na
Płoszczynę. Aby nie dać mu długo czekać i zaoszczędzić ciut
czasu, zrobiłem mały myk na miejscu Zhorela - poszedłem w prawo do
granicy , po ok. 600 m można dotrzeć leśną ścieżka do zielonego
naszego szlaku (obecnie - 2017 - czeski szlak ma już inny przebieg, nie trawersuje Chlupenkovca, tylko się wspina na niego do granicy).
Na Kladskim Sedlu czekał
Menio i przyjemna niespodzianka - Czesi otworzyli mini horską chatę
"Sedlo". Dają tam pyszny rosół , opędzlowaliśmy też po
serze smażonym.
Zamiast schodzonym
szlakiem granicznym poszliśmy dla odmiany czeskim czerwonym, koło
kapliczki oraz daszku nad Adelin Pramen. Pogoda zrobiła się coraz
bardziej "śnieżnicka" - mgła i wzmagający się wiatr.
Tuż przed zapadającym
zmrokiem dotarliśmy do kochanego domku. W domku ktoś zrobił
naprawdę świetną robotę - było czysto, porządnie , śmieci
zostały wyniesione, pojawiło się trochę prostych produktów
żywnościowych , ogólnie piątka z plusem dla tego nieznanego
dobroczyńcy. Rozpaliliśmy w piecu, pojedliśmy, pogwarzyliśmy -
to, co w chatce wychodzi najlepiej.
(fot. menel)
Ranek nie przyniósł
poprawy pogody , ale i tak zdecydowaliśmy się z Chatki pójść nie trawersem, lecz "dla
sportu" na szczyt.
(fot. menel)
Wiatr na górze był
naprawdę silny i trzeba było się mocno trzymać na nogach, żeby
się nie poturlać.
Na Śnieżniku byliśmy sami i krótko, tyle, co
Menio namówił mnie na kilka fot.
Potem chwilowy odpoczynek
w schronisku i ruszyliśmy niebieskim do doliny Kamienicy i do punktu
transferu w Bolesławowie.
Jeśli liczyć Bialskie i
Rychlebskie osobno, to byłem w czterech pasmach :-) Spałem przecież
po jesenickiej stronie Ramzowej 😁
Dziękuję Menelowi za
wyborowe towarzystwo i do następnego.