niedziela, 17 kwietnia 2011

Michun leży na Babie(j)

Beskid Żywiecki + Beskid Makowski


2011, kwiecień





Wyrypka zapowiadała się trzyosobowa, wielopokoleniowa i międzymiastowa, niestety , na chęciach się skończyło i musiałem poganiać samemu.

PKP stawiają przed nami coraz większe wyzwania i ułożenie sensownej trasy robi się coraz bardziej ekwilibrystyczne. Musiałem zatem zacząć w Jordanowie dopiero po 10 rano w sobotę i stamtąd dojść do podnóża najbliższej góry, jaką jest Cupel (887) w paśmie Policy. Jordanów sprawia wrażenie wielkiego tartaku, oto na co idą nasze polskie majestetyczne świerki:

na prozaiczne europalety...

Przez lesiste i bezleśne pagórki wokół Grani (561) przedostałem się do Bystrej Podhalańskiej, sennej miejscowości o sympatycznym wyglądzie, zlokalizowałem sklep a w nim lodówkę z piwem...Tu mała anegdota: pytam Panią Sprzedawczynię, czy można pić na ławeczce przed sklepem, czy ktoś się czepia? Pani mówi, że nie wolno, bo może ktoś zobaczyć z szosy. No to pytam: A gdzie nie widać pijącego? Na to Pani konspiracyjnym szeptem, rozglądając się na boki : - ZA SKLEPEM...

A oto piesek, który dotrzymał mi towarzystwa "z tyłu sklepu". Ale to nie był piesek na patrolu 😉


Szybkim krokiem, bo szło już na południe, uderzyłem czerwonym na Cupel. Po drodze na polance stoi drwalówka, zagospodarowana lecz otwarta.
Myślę, że w zimie może awaryjnie posłużyć, chociaż może ktoś tam przebywać, nie wiem, czy w zimie prowadzi się wyrąb.

W podskokach wylazłem na Cupel, widoczki mocno ograniczone, nic to, idę dalej. 


Grzbiet wznosi się i opada kolejnymi przełęczami i kulminacjami jak to Naroże (939) , Soska (1063), Urwanica (1174)...
Za kolejnym garbem wyłania się Okrąglica:


Zaczyna się odcinek mocno błotnisty , co mimo napiętej uwagi kończy się obryzganiem :


Wiatka gdzieś przed Urwanicą - z rogami , może letniaczek Satana?


Na Okrąglicy (1239) zaczynają się pierwsze płaty śniegu. Do schronu na Krupowej dochodzę około piętnastej . Wrzątek płatny, piwo płatne, miejsce na ławeczce - bezpłatne. Mitrężę w schronie godzinkę podsłuchując różnych schroniskowych turystów rozważania o menu, czy lepszy żurek, czy pierogi itp :-)

Wyruszam około szesnastej na Policę (1369), zmrożonego śniegu robi się coraz więcej , trochę przeszkadzają też powalone śniegiem świerki. Odcinek do Śmietanowej (1298) cały w śniegu, ale idzie się w zasadzie po wierzchu.
Trochę już zmęczony dochodzę sobie do Krowiarek gdzie zakładam wieczorny obóz ,



przy krupniczku staram się rozwiązać dylemat: czy spać we wiacie, czy podejść jeszcze kapkę?
Z rozliczenia czasów na mapie wychodzi mi, że mogę nie zdążyć jutro na zaplanowany pociąg, jeśli nie zrobię jeszcze z godzinki. Poza tym przecież mam ze sobą namiot, który chciałem wypróbować. Po kolacji podchodzę jeszcze tyle ile potrzeba, uwalam się gdzieś pod krzaczorami tuż przed Sokolicą. Niestety, zmrożona ziemia nie pozwalała wbić szpilek a tunelik nie chciał stać nienapięty więc zwalił mi się na głowę :) No to cóż, spałem w takiej jakby płachcie biwakowej, czyli owinięty membranką :)

Spałem to zresztą dużo powiedziane , bo jeszcze okazało się, że po ciemku uwaliłem się na jakieś korzenie i wykroty. No a już krótko przed czwartą obudziły mnie rozmowy pierwszych amatorów wschodu słońca na Babiej, bo leżałem nieopodal ścieżki.



No to cóż było robić, w końcu leniwie się zwlokłem, zarzuciłem garba i ruszyłem dalej pod górę. Po drodze parę oślizgłych miejsc, ale ogólnie raczki by się nie przydały. Najbardziej śliskie i tak były zmrożone kamienie, na których bym prawie wywinął orła.
Na szczycie sępię wodę na herbacinę, bo moja mi się kończy, a przede mną jeszcze wiele km.




No i w końcu nadchodzi ten moment astronomicznego orgazmu, na który czeka gromadka widzów:


Robi się jasno i pięknie. Niestety, do pełni szczęścia brakuje widoku na Tatry.
Było miło, ale trzeba ruszać dalej tym grzbietem. 





Na przełęczy Brona rozdziewam się z zimowego ubranka. Dalej szlak wiedzie po zgrudziałym śniegu na Małą Babią. Klimaty lekko inwersyjne, póki trwa poranek.


Do przełęczy 
Jałowieckiej cały czas leży jeszcze śnieg, inkrustowany gałązkami, igłami, szyszkami, więc mało poślizgowy.



Nowa zacna wiata, zaiste warta naszej uwagi, z miejscem na ognisko, "pięknarzecz".


Tuż przed Mędralową odbijam zielonym w prawo - kierunek: Pasmo Jałowieckie.



Ze stoków Magurki widok na stronę północną - kolejne wierzchołki do podejścia:


Sucha Góra (1060) i po prawej najwyższy tutaj Jałowiec (1111).
Na przełęczy Klekociny coraz więcej zabudowy, nic dziwnego, bo widoki stamtąd i z okolicznych stoków piękne.


Wyłażę na Suchą Górę Czerniawę a następnie na Jałowiec, który wcale nie wygląda jałowo, a raczej zanosi się na obfite połowy jagód.




Na szczycie wiata , miejsce na ognisko ,krzyż - dla każdego coś miłego :)


Po zejściu z Jałowca w okolice Opacznego zaczyna się cudny , spacerowy wręcz odcinek , wymarzony na rodzinne wycieczki, być może coś pomyślę w takim kierunku.


Robię sobie krótką przerwę na barszczyk, bo widzę już, że zdążę na pkp w cuglach i podziwiam widoki na cały masyw i pasma, które przeszedłem. Miastowi budują sobie tutaj domki, które podchodzą już do samego grzbietu.


Robię kilka kolejnych krótkich podejść i zejść na kolejne kulminacje grzbietu: Kolędówkę, Solniska i Kiczorę (905) aż dochodzę do regularnej zabudowy przysiółka Zawoi-Przysłop wzdłuż grzbietowej drogi asfaltowej.
Jest około czternastej i robi się jakby upalnie jak na kwietniowe standardy. Na szczęście po drodze jest sklepik a pani przynosi z zaplecza chłodnawe piwko.
Ostatnie półtorej godziny do Suchej Beskidzkiej wiedzie mało ciekawym odcinkiem szlaku przez las , a może już byłem niewrażliwy na bodźce estetyczne, bo nogi dawały już trochę w kość - w przenośni i dosłownie. Zaczęło mnie boleć jak nigdy wcześniej biodro.

Kiedy zobaczyłem pod sobą Suchą, odetchnąłem z ulgą.



Ostatni akord to wspaniała pizza z miejscowej pizzerii (nieopodal dworca), z mnóstwem kaparów i sera, dobrze przyprawiona, a wszystko to za 12 zyla (!). Byłem szczerze zadziwiony jak i uradowany:



To tyle miłego.