niedziela, 9 lutego 1986

Kościelnie w Olczy

Tatry Wysokie


1986, luty



Tutaj to już będzie słabo z pamięcią. Był to jedyny mój tego rodzaju wyjazd "pseudooazowy". Budowałem kościół? Raczej nie, bo to była przecież zima, ale na pewno kupowałem potem jakieś "cegiełki" na tę budowę. Mieszkaliśmy tuż obok, w Olczy na Piszczorach, w budynku należącym do tych misjonarzy. 

(fot. misjonarze-zakopane.pl)
Nową świątynię o kontrowersyjnym wyglądzie konsekrowano ponad dwa lata później, 30 lipca 1988 r. I ja na to dałem pieniądze i jeszcze rodziców namówiłem? No cóż...
Była to taka prawdziwa zima z dużą ilością śniegu i mrozem, więc dla takiej bandy lamerów jak my wtedy Tatry były trudnym orzechem do zgryzienia.
Koleżanka mi tu przypomniała, że dużym problemem była plaga pękających termosów, które tłukły się w ilościach hurtowych. 
Bo wtedy termosy miały szklane wkłady a nie jak obecne moje tatonki czy primusy mają wkłady stalowe. Wystarczyło lekkie uderzenie, rozlegało się charakterystyczne zgłuszone puknięcie...i po termosie. Krążyły legendy, że gdzieś, kiedyś, komuś udało się wymienić rozbity wkład na nowy :-)

Z tej całej magmy jedna wycieczka wryła mi się w pamięć. Niestety, z nieprzyjemnych względów.
Poszliśmy najpierw na Halę Gąsienicową a potem dalej na Kasprowy Wierch. Wynika tak z zachowanej mojej widokówki wysłanej do rodziców. Szliśmy wtedy z Kuźnic przez Dolinę Jaworzynkę. Podchodziliśmy Siodłową Percią w śniegu powyżej kolan, stawiając nogi w głębokie dziury. Ogólnie byłem dość zmęczony tym podejściem. A jeszcze tyle drogi przed nami...Od strony Przełęczy między Kopami zeszło dwóch WOPistów z kałachami. No i wzięli nas w obroty. Gdzie mieszkamy, czy mamy zameldowanie itd. Oczywiście wtedy trzeba było się meldować, czego myśmy nie zrobili, żeby nie wydało się, że są tam płatne noclegi. Byliśmy pouczeni, co mamy mówić, że dopiero przyjechaliśmy, czy coś w tym stylu. Po sprawdzeniu dokumentów dochrzanili się z jakiegoś powodu akurat do mnie.
Wtedy byłem lekko przerażony, zaczęli mówić, że mam z nimi iść na dół do Zakopanego, bo osoba o takim samym imieniu i nazwisku jest właśnie poszukiwana na podstawie listu gończego.  No coś niebywałego, taki przypadek! Oczywiście to był tylko taki świetny żart, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, prank, bo przestraszony byłem wtedy po całości. Na szczęście w końcu odczepili się i poszli dalej. A my mogliśmy kontynuować naszą wycieczkę. 
Ja z tych nerwów szedłem przez jakiś czas na miękkich nogach ;-)
Taki widok mogliśmy ujrzeć po wyjściu na Halę koło schroniska Murowaniec
(pocztówka PTTK, fot. E.Moskała, zbiory własne)
A po przejściu hali i wyjściu na Kasprowy Wierch /1987/ mogło być tam tak:
(pocztówka KAW z lat 70/80, fot. A.Chmielewski, zbiory własne)
Taki widok w stronę zachodnią mógł rozciągać się przed naszymi oczami, ale raczej było pochmurno, jak mi coś-gdzieś dzwoni:
(pocztówka KAW z lat 70/80, fot. M.Raczkowski, zbiory własne)
Innych wypadów w Tatry z tego wyjazdu niestety nie pamiętam, być może pogoda była nie taka...albo raczej człowiek młody był bardziej rozgadany niż rozchodzony.