piątek, 19 stycznia 2007

Curling karkonoski

Karkonosze+Rudawy Janowickie


2007, styczeń





Na umówione spotkanie z grupą odorową przybyłem punktualnie do Schroniska pod Łabskim Szczytem. 

Podejście żółtym szlakiem ze Szklarskiej Poręby nie było złe, ale zasygnalizowało mi główny problem - będzie ślisko! Śnieg w czasie odwilży stopniał a następnie woda zamarzła tworząc gładką skorupę. Kilkaset metrów stromego odcinka przez Ryzy było bardzo wymagające, zwłaszcza, że w tych czasach nie miałem raczków a dość twarde i śliskie buty chiruca nie ułatwiały sprawy. Czyli będę dziś robił za kamień do curlingu.

W schronisku robimy pożegnanie części grupy, wiadomo wygłupy itp
Przejście przez Łabski Kocioł to pierwsze wyzwanie. Chyba szlak nie był jeszcze zamknięty, bo były ślady.
Widać, z czym będziemy się borykać na trasie.

W końcu wychodzimy na główny grzbiet. Tu będzie trochę lepiej.
Idziemy sobie grzbietem nad Śnieżnymi Kotłami ale korzystając z okazji nie ominiemy Wielkiego Szyszaka.



W drodze na Wielki Szyszak.

Chwila wygłupów na szczycie:
Koniec śmichów. Na zejściu ze szczytu zaczyna się dopiero curling, część kamienie jest już rozstawionych:
Żywe kamienie próbują przemknąć się nie wpadając na te twardsze, kamienne kamienie



Koleżanka uzbrojona w raki zeszła sobie sprawnie, my powoli i ostrożnie, żeby nie skończyć z rozkwaszonym nosem.
Na Czarnej Przełęczy pod Śmielcem można chwilę odsapnąć.

Po pupozjeździe na koniec trzeba po tej szklance iść dalej.
Poszliśmy zatem przez Śląskie Kamienie i zaglądając po drodze do Petrovki przed pożarem.
Kończymy ten dzień na Przełęczy Karkonoskiej i na nocleg logujemy się w schronisku Odrodzenie


Obserwujemy zachód słońca, który przy tej pogodzie wygląda bajecznie:


Po odpoczynku spędzaliśmy czas przy tradycyjnym polskim pool-bilardzie


We wtorek rano aura okazuje się bardziej pochmurna. Natomiast tor curlingowy jest nadal w pełnej krasie.Trzeba iść powoli i w pełni skoncentrowanym na każdym kroku.
Idziemy w kierunku Królowej:
Trzeba wybierać miejsca wytopione przez słońce i cały czas uważać, tutaj już przy Domu Śląskim:
Wyjście na Śnieżkę to niezła ekwilibrystyka, ale zejście to wyższa szkoła jazdy.


Na zjeździe z Czarnego Grzbietu do Jelenki zaliczam  bolesne spotkania kości ogonowej z kamieniami (no tutaj na fotce to jest trochę udawania).


Chwila na napój piwny w Jelence.
Wyłazimy na Skalny Stół /1281/
Od tego miejsca idzie się już lepiej, bo śnieg jest wytopiony. Idziemy na Okraj do schroniska. Zapada powoli zmrok i robi się klimatycznie.

W schronisku zostaliśmy zakwaterowani w tym drugim domu, było nieco zzzimno ale dało radę kimać.
Z tej to przyczyny część rozrywkowa tego wieczoru została odwołana.

W środę kończymy wypad przejściem przez Rudawy na pociąg po trasie:
Przełącz Okraj – Przełęcz Kowarska – Mała Ostra - Skalnik – Wołek – Skalne Bramy – Starościńskie Skały – Szwajcarka – Trzcińsko.
Zrobiło się ciepło prawie wiosennie, inna sprawa, że byliśmy już znacznie niżej niż poprzednie dni.

Na Rozdrożu pod Sulicą:



Dostałem trochę w kość (przez ciężkie buty typowo na zimę i śnieg, dedykowane pod raki a tu musiałem w nich prawie biec przez te Rudawy!) i tak śmiesznie wyglądałem, buahaha


W Szwajcarce chwila moment
Rzut oka niemal z peronu na Sokolik:
Zdążamy przez te biegi do Trzcińska na dobre połączenie pkp, ja kosztem trochę obtartych nóg.
(Zdjęcia kiniasz, Piotr i ja)