niedziela, 17 lutego 2019

Spontanicznie z Bogdanem na Sowę

Góry Sowie


2019, luty



Króciutki wypadzik niedzielny, może i nawet nie wart wzmianki. 
Jeszcze wieczorem poprzedniego dnia nie wiedziałem, że gdzieś wyskoczę. Tymczasem sprawy potoczyły się szybko i raniutko siedziałem w samochodzie mknącym na południe.
Chciałem tym razem odbić sobie na trasę bardziej na południe od Przełęczy Woliborskiej. Tymczasem przez "drobną" nawigacyjną pomyłkę znalazłem się 25 kilometrów dalej.
Przez gapiostwo nie zauważyłem, że są dwie miejscowości o nazwie Grodziszcze u stóp Gór Sowich :-) Szybka decyzja: nade mną czysty błękit nieba, to skąd będzie najlepszy widok? Z wieży widokowej, pytanie tylko, czy uderzać na Kalenicę czy na Wielką Sowę? Poprzednio wlazłem na Kalenicę a wieża na Sowie była jeszcze zamknięta, cóż, zatem decyzja prosta.
Znalazłem szybko miejsce, skąd jeszcze nie podchodziłem. Tak jak u podnóży Gorców są Koninki, popularne miejsce na rozpoczęcie wycieczki na Turbacz, tak poniżej Przełęczy Jugowskiej leżą sobie małe Kamionki.
Początkowo chciałem podejść zielonym szlakiem na przełęcz i stamtąd ortodoksyjnym czerwonym szlakiem iść dalej. Tymczasem jednak pojawiła się tablica oznajmiająca początek Ścieżki Bogdana Grabowskiego:
Po spojrzeniu na mapę okazało się, że ścieżka ta omija szosę i stromo wspina się na zbocza Wielkiej Sowy. Spodobał mi się ten pomysł i ruszyłem ścieżką znakowaną rombami ze strzałkami. 
Tuż powyżej wsi zaczynają się płaty śniegu.
Perspektywę doliny Kamionki zamyka masyw Ślęży:
Powyżej jest już całkowicie śnieżnie, widać, że w tym sezonie śniegu spadło nadspodziewanie dużo.
Ścieżka szybko pokonuje metry w górę, na samo Kozie Siodło trzeba podejść ponad pół kilometra. 
W stronie słońca widoczny szczyt... Słonecznej i za nim Kalenica z wieżą.
Piękna zima pokazuje mi swoje oblicze, tym razem łaskawe.

Na Kozią Przełęcz jeszcze mały spacerek i oto dochodzę do rozdeptanej "ceprostrady" jakim jest odcinek GSS.

Jeszcze  200 metrów w pionie i widać cel. Żeby zrobić to zdjęcie, zszedłem na bok i wpadłem po uda w śnieg. 
Na szczycie kręci się kilka osób. Wieża na szczęście była otwarta i za parę groszy zostałem wpuszczony na górę. Podest i schody były oblodzone, więc trzeba było zachować zdwojoną ostrożność.
Za to widoki na okoliczne sudeckie pasma powalały: na ostatnim planie Karkonosze z Czerną Horą po lewej i Śnieżką po prawej, poniżej Góry Kamienne z Ruprechtickym Szpiczakiem i Waligórą, na prawo Dzikowiec chyba i Rudawy.
Z innej strony wyłaniał się Śnieżnik, który mi trochę obcięło i Góry Bystrzyckie 



Daleko Góry Orlickie i bliżej charakterystycznie podcięte Góry Stołowe.
Pozdrówki z czubeczka! Wielka Sowa /1015/.
Jeszcze się pokazałem rodzince w web-kamerze i posiliłem i...można schodzić. 
Żeby nie powielać schematów wybrałem szlak żółty, mało popularny sądząc po nikłej ilości śladów.
Ścieżka szybko zbiega do Rozdroża nad Gołębiem.
Potem biegnie już spokojniej zboczem.
Osiągam miejsce, gdzie trzeba przekroczyć płynący żlebem potok a ścieżka trawersuje zbocza Młyniska.
Od tego miejsca trzeba bardziej uważać, bo ścieżka stara się usilnie wyjechać mi spod butów. Podłoże tworzy zamarznięte błoto na zmianę z lodem i wodą. Uważnie krocząc schodzę na rozdroże Stara Jodła. To po jednej stronie jeszcze lód, po drugiej - już wiosna.

Poniżej 600 m npm śnieg pojawia się już tylko incydentalnie aż wreszcie zanika zupełnie. Zboczami Kokotnej Łąki wychodzę na otwarte przestrzenie ponad wsią. Naprzeciwko widoczny boczny grzbiet odbiegający z głównego od Słonecznej, przez Niedźwiadki po Błyszcz.

 No i na pożegnanie tablica szlaku żółtego.
Jeszcze kilka kroków do autka i koniec tej niespodziewanej wycieczki. Kilkanaście keamow i 700 m pod górę, czy było warto tyle jechać? Pogoda i góry mówią, że tak.