niedziela, 24 kwietnia 2016

Na Śnieżnik - "nieoczekiwana zmiana kierunku ruchu"

Masyw Śnieżnika


2016, kwiecień



23.04.2016
Hmm, jak spojrzeć na stare, znane miejsce w nietypowy sposób, żeby się nim na nowo zachwycić?
Czy to w ogóle możliwe? A może wystarczy...obrócić mapę do góry nogami.

Umawiam się z menelem na Śnieżnik, ale obiecałem, ze go zaskoczę. I udało się - tym razem będzie to bardziej Králický Sněžník niż Śnieżnik Kłodzki.
Spotykamy się we Wro na dworcu i razem jedziemy do Międzylesia, z przesiadką do busa w Kłodzku Gł. W Międzylesiu czeka na nas czeski pociąg do Lichkova, a tam z kolei, szynobus do małej miejscowości Prostřední Lipka. Tu zaczyna się nasza trasa.

Wchodzimy na czerwony szlak wiodący na grzbiet Roudny /677/.
Mamy widoczki na rejon działania: od doliny Morawy przez Trójmorski Wierch aż po sam Śnieżnik daleko na ostatnim planie.



Za plecami zostawiamy Jeřáb.

A za to zbliżamy się coraz bardziej do Trójmorskiego Wierchu, czyli Klepów.

Pod Klepaczem porzucamy szlak czerwony i schodzimy do Horni Moravy.
To już pora na jakiś obiad - na szczęście wychodzimy wprost na Penzion Na Rozcestí.

Dajemy sobie po porcji kaczki (menel tym razem pamiętał o koronach, cud jakiś!) i oczywiście czosnkowej.
Dobre żarcie się przyda, bo przed nami krótka droga do stoku narciarskiego i strome podejście około 380 metrów w pionie.



Na najbardziej stromym odcinku wpadamy na idącą z przeciwka gromadę matołków - idą hurmą po stromym stoku strącając kamienie (od wielkości monety do wielkości buta), które przelatywały obok nas, a jednym oberwałem w dłoń zarabiając krwiaka. Jakiej narodowości byli? - no niestety, rodacy. Pyskówa podnosi nam adrenalinę i sprawnie wchodzimy na górę.

Spacer po Ścieżce Nad Chmurami odpuszczamy. Takie atrakcje szczególnie nas nie biorą, a mamy jeszcze sporo drogi przed sobą.
Idziemy na chwilę do chaty Slamenki, ale na kubek gorącego napoju z termosu idziemy dalej do ciekawej wiaty na stoku Slamnika /1233/.

Teraz czeka nas dłuugi odcinek cyklotrasą. Jej zaletą jest przebieg po trawersie, niemalże po poziomicy, minusem - że wije się niekończącymi pętlami po stokach Podbelki i Susziny.
Spotykamy nawet dwie rowerzystki:



W końcu stajemy przed dylematem: schodzić jakieś sto i pięćdziesiąt metrów do żółtego szlaku i potem nadrabiać wysokość, czy wykombinować coś bez szlaku?
Wybieramy to drugie rozwiązanie - idziemy słabo widoczną ścieżką wzdłuż dolinki wbijającej się pod Czarny Grzbiet. W pewnym momencie podążanie wzdłuż potoku staje się niemożliwe, przechodzimy na drugą stronę i wypatrujemy leśnych znaków i słabiutkiej ścieżki trawersującej zbocze. Dochodzimy do szerszej dróżki i skręcamy w prawo prosto pod górę, wprost do Śnieżnej Chaty
Tu dołączamy do żółto znakowanej ścieżki. Nią jeszcze trochę pod górę aż jesteśmy przy źródle Morawy, rzut moherem od szczytu.

Wchodzimy na szczyt w ostatniej chwili przed nadchodzącym - zgodnie z prognozą około dziewiętnastej - opadem.

Obok nas jest grupa młodzieży w namiocie. Po wymianie powitań zapadamy w śpiwory i w kimono, po tak długim dniu.

24.04
W nocy do śnieżku doszedł silny wiatr, potrząsający namiotami.
Po wyjściu stwierdzamy ze zdziwieniem, że sąsiedzi wynieśli się już w nocy.
Może nie byli przygotowani na takie warunki:


Szybko się pakujemy w przejmującym chłodem wichrze i zmierzamy na śniadanie do schroniska. Przy tej ewakuacji gubię w śniegu ze dwie szpilki, zły los...
Czekamy na otwarcie bufetu "Na Śnieżniku". Mnóstwo ludzi od rana, wszyscy wygłodzeni.
W tym schronisku tradycyjny bigosik zawsze smakuje, rano czy wieczór, nieważne.
Ponieważ jest bardzo wcześnie, ledwo po ósmej, no to wypada zahaczyć o jakiś jeszcze cel po drodze.



Menel podziela to zdanie i idziemy na Młyńsko /990/.

(fot. menel)
Ten leżący na uboczu szczyt ma atrakcję w postaci skałek, po których z upodobaniem łazimy.
Pozostaje nam jeszcze pozaszlakowe zejście do Kletna, a stamtąd już spokojnie żółtym szlakiem do Stronia Śląskiego.
Od podnóża masyw Młyńska prezentuje się bardzo honornie:


Wycieczka bardzo się udała a trochę bieli ucieszyło nasze ...zimowe gruczoły.