niedziela, 20 sierpnia 1995

Beskid Niski wakacyjnie 95 cz.I

Beskid Niski



1995, sierpień






No, będzie trochę przydługo, bo rozpuściłem wodze pamięci i fantazji ;-)

Wyjazd w 1995 roku rozpoczął się wspólnym startem z Poznania we dwa auta.

Pomysłem na utrzymanie łączności w czasie jazdy był zakup pseudo walkie-talkie na ruskim rynku, momentalnie okazało się jednak, że owszem- łączność działa... ale tylko, kiedy stoimy tuż obok siebie :-))

Jechaliśmy na południowy wschód, po drodze zahaczając o Gołuchów, Sulejów, Wąchock, weszliśmy po drodze na Św. Krzyż:


Krzyżtopór w Ujeździe, Szydłów, Checiny, Busko-Zdrój.

Przez Wisłę przeprawiliśmy się w Nowym Korczynie, przeprawą promową funkcjonującą do dziś.

Z mapy wynika, ze musieliśmy przejeżdżać przez znaną obecnie z jakiegoś klubu piłkarskiego miejscowość Nieciecza, ale wtedy była raczej nieznana.

Szczęśliwie dojechaliśmy do Wysowej-Zdroju i rozbiliśmy się na polu namiotowym bazy SKPB w Rzeszowie. Niestety, jak wynikło z mojej zeszłorocznej (2016) wizji lokalnej, namiotu już tam nie rozbijemy :-(

Tuż poniżej pola był.. i jest nadal cmentarzyk:



Z Wysowej można robić różne sympatyczne wycieczki, na pewno byliśmy na Kozim Żebrze, które odwiedziłem również w zeszłym (2016) roku. Kozie Żebro to taka górka, która niby nie jest najwyższa, ale podejście potrafi jak wiadomo dać popalić (od strony Regietowa zresztą też). 
Byliśmy z Wysowej na wycieczce na Lackową i potem przez przełęcz Pułaskiego zeszliśmy do Bielicznej, oto tamtejsza kaplica. No i potem przez przełęcz Perehyba z powrotem do Wysowej.


Nie pamiętam, czy w stronę Obycza i Jaworzyny również tym razem się wybraliśmy? Był to mój ulubiony kierunek, więc możliwe, że także i wtedy.

Ale do dziś pamiętam, że mieliśmy pewną niemiłą przygodę. Otóż kiedy wróciliśmy z jakiejś wycieczki, okazało się, że dosłownie tuż obok nas rozbił się jakiś facet. Podjechał autem i rozstawił namiot i swój bajzel jakieś dwa metry od naszego miejsca ogniskowego, które mieliśmy przed namiotami. Wyobraźmy sobie - całe pole puste, mnóstwo miejsca, i jakiś buc wchodzi człowiekowi prawie w menażki :-(( 






No nic, krzątaliśmy się trochę burcząc na niego przy kolacji a potem rozpaliliśmy ognisko. Tego już facet nie wytrzymał nerwowo i wyskoczył z namiotu z gaśnicą (!) - potem mówiliśmy na niego "Strażak" :-))
Potem studenci bazowi mówili, że to jakiś szycha z Rzeszowa był (szycha w sensie "lokalny działacz turystyczny").

Z Wysowej byliśmy też w Bieczu, starym podgórskim miasteczku. Miasteczko posiadało niegdyś prawo miecza, więc zapewne niejeden beskidzki zbójnik czyli beskidnik zakończył tu w boleściach swój żywot. "Biecka księga sądowa z lat 1388–1398 wymienia z nazwiska i imienia 15 katów (carnifex), w większości w brzmieniu niemieckim."






Z Wysowej przerzuciliśmy się do PTSM w Grabiu. Miejsce to urzekło nas pustką i spokojem. Tutaj nikt nam nie wchodził w papcie, mieliśmy do dyspozycji tylko dla siebie całą klasę zastawioną drewnianymi składanymi łóżkami z parcianym wypełnieniem. 

Po chwili nasze sprzęty walały się już na każdym z kilkunastu łóżek...

Taaa, Grab to było to. Coś jakby piknik hipisów

Z Grabia byliśmy na wycieczce ówczesnym szlakiem przez dolinę Ciechani i nad Tysowym, obecnie szlak biegnie zaś do granicy państwa.










 A to fotki, które Radeczek tak pracowicie pstrykał z pomocą statywu powyżej przez mnie uwiecznionego:




Docelowo mieliśmy dojść na Baranie, ale wtedy się nie udało. Było zbyt wiele ciekawych rzeczy, które zabrały czas i uwagę.  Wydaje mi się, że gdzieś po drodze mieliśmy spotkanie z wężem Eskulapa albo gniewoszem plamistym ale nie pamiętam, który to był z tych węży.

Jak Grab, to oczywiście ścieżka na Przełęcz Beskid. Teraz zdaje się, że można tamtędy przejechać.

A ta chata stała w pobliżu rozstaju w Ożennej:

Obecnie została z niej może właśnie ta resztka:
https://www.google.pl/maps/@49.4305409,21.4523583,3a,75y,192.16h,82.75t/data=!3m6!1e1!3m4!1s3XgtFoVAs1i6QFPREQ3YiA!2e0!7i13312!8i6656

Z Grabia można było przejechać starą drogą przez Żydowskie do Krempnej. Teraz (2017) ta droga jest zablokowana. Przed Krempną była kolejna, zlikwidowana już niestety, studencka baza namiotowa. Niestety nie zdążyłem na niej kimnąć,  ale pozostało nam odtąd do dziś powiedzenie: "O, jacyś fajni ludzie idą, pewnie na bazę"  :-))

Krempna - kościółek pocerkiewny i cmentarz nr 6. 

Krempna wydawała mi się wtedy dużą miejscowością.




Wracamy przez Wielką i Małą Świątkową do Grabia. Przy okazji mój ówczesny wehikuł. Był to Seat Marbella, taki klon Fiata Panda. Bardzo pojemne autko w stosunku do malucha, którym dysponowaliśmy poprzednio. Niestety, okazało się po jakimś czasie, że jako lekkoduch kupiłem w ciemno mocno powypadkowe auto. I w kolejnym roku wymieniłem na renię dziewiętnastkę.




Na tym zakończyliśmy nasz pobyt w Grabiu, do dzisiaj pamiętam atmosferę beztroski i przyjaźni jaka wtedy panowała.


Beskid Niski wakacyjnie 95 cz.II

Beskid Niski


1995, sierpień



Po tych słodkich chwilach w Grabiu i okolicach przejechaliśmy do Chyrowej i zamieszkaliśmy w PTSM, które obecnie (2017) jest prywatnym agroschroniskiem "Pod Chyrową".
Wtedy postrachem miejscówki była koza, która zjadła mi część atlasu i w ogóle była nieznośna (koza po prawej).

Pewnie zwierzak już od dawna jest w swoim kozim piekle (albo może niebie? może zeżarcie mapy to liczy się jako plus...dla kóz?).
Cerkiew w Chyrowej w obiektywie Radzia:

Z Chyrowej zrobiliśmy wycieczkę samochodową po okolicy, zobaczyliśmy pierwszy raz Polany!


Zobaczyliśmy też Zyndranową i tamtejsze muzeum. Ale może tylko chatę żydowską, bo na stronie muzeum piszą, że w latach 1994-96 było nieczynne..? Coś mi tu nie gra.


Z pewnością byliśmy też w Dukli, tutaj kawałek ryneczku na klimatycznej fotce Radka.
Przy tej samej okazji odwiedziliśmy kilka innych ciekawych miejsc Pogórza Dynowskiego
Zamek Kamieniec, Odrzykoń. Położony nieopodal Krosna na sporej górce. Bardzo fajne, takie rasowe ruiny do straszenia

tutaj ździebko informacji dla zainteresowanych historią:
https://zamki.res.pl/odrzykon.php
Zabudowania przy zamku, też zabytkowe:

Oprócz tego genialny Haczów. No, kto nie widział kościoła w Haczowie, to nie widział drewnianej architektury w Europie. Jakimże nieprawdopodobnym cudem uchował się ten olbrzymi drewniany kościół przez 500 lat - nie rozumiem. 


No i jeszcze oczywiście wizyta w Bóbrce. 

http://bobrka.pl/pl/o-muzeum
Ach, ten zapach węglowodorów i bitumów szczególnie w upale, polecam
(Teraz jak widzę na stronie - muzeum silnie się rozbudowało, może warto wrócić.)

Któryś z dni w Chyrowej poszliśmy szlakiem w stronę Dukli. 
Krótka parokilometrowa w teorii wycieczka w naszym wykonaniu zamieniła się w kolejną "zgubkę", to już stało się naszą tradycją. 
Jakoś strasznie późno po kluczeniu w lesie i w Dolinie Iwielki dotarliśmy w końcu do Pustelni św. Jana. Zdjęć nie ma, może poszło coś nie tak z aparatem albo się też zgubił. 

Inną wycieczkę wymyśliłem na szeroki szczyt Polana /651/. Ta wycieczka kojarzy mi się nieodparcie z poszukiwaniem na zboczach Danii miejsca na postawienie klocka i liścia łopianu  takie przeżycia pamięta się po 22 latach! Obecnie gdzieś tam w tym rejonie jest wyciąg i śmigają narciarze...  Muszą uważać...
A tu już na Polanie, widoczek pewnie w stronę Kątów.
Grzbiet Łysej Góry /641/ 

Pierwowzór kijka trekingowego:

No i potem przez Kąty i Myscową wrócilim do Chyrowej. 

W Chyrowej na polu palilim "ukraińskie ogniska" a może tylko tak potocznie je nazwalim ;-)))
w samej rzeczy chodziło o to, że nie rąbie się drew, tylko rozpala się ognisko z całych drzewek, i w miarę, jak się spalają, wsuwa się coraz dalej te końce. 
Jakiś ciężko i szczęśliwie nawalony pogranicznik opowiadał mi wtedy przy jednym z takich ognisk, jak to sobie strzelają przez granicę z kałachów ze stroną pratiwpołożną czyli z Ukraińcami ? (sowieckimi Ukraińcami zapewne) na zmianę, oczywiście miało to miejsce bardziej na wschód bo tutaj granica oddziela nas od Słowacji.

Teraz mam pewną zagwozdkę: nie pamiętam mianowicie dokładnie, czy spaliśmy na campingu w Iwoniczu-Zdrój, czy skleiło mi się to z poprzedniorocznym pobytem? 
Ale gdzieś tam mi świta, że na jakieś dwie noce zlądowaliśmy w tym zrujnowanym przybytku. 

Z pewnością świadczyłoby o tym poranne zdjęcie z wycieczki na Cergową /716/, dokąd dotarliśmy szlakiem przez Lubatową
Ten szczyt to jedno z tych miejsc, do których muszę z pewnością powrócić. 

No i oczywiście pamiątkowe foto ze szczytu, niezwykłe wrażenie robi w szczególności to północne urwisko. 

Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Tyle a tyle miał wtedy człowiek urlopu i już, migiem wszystko wykorzystane.

Pewnego dnia musieliśmy zakończyć ten pobyt. Był dla mnie ważny, skoro tyle do dziś pamiętam. 
A pojechaliśmy dalej na północ. 
Po drodze jeszcze na Podkarpaciu, dorzucę jeden z ważniejszych w Polsce, porównywalny z naszym wielkopolskim parkiem etnograficznym - skansen w Kolbuszowej (niedawno 2016 kręcono tam "Wołyń").
Ale jednak jakoś mało jestem podekscytowany tutaj :-):
No ale dziewczynom najwyraźniej podoba się rustykalny klimat:



No i "to by było na tyle" z 1995 roku.

(Oczywiście piękne czarno-białe fotki są autorstwa Radeczka, a te zwykłe kolorowe - moje).