2018, luty
W ramach ferii zimowych odwiedziliśmy "tą razą" baardzo dawno nie widziany przeze mnie - a przez rodzinkę chyba nigdy - region naszej pięknej Polski.
Hotel w Starachowicach zapewnił nam świetne warunki wypoczynku, ja zająłem się układaniem krótkich wycieczek.
Po drodze odwiedziliśmy słynne opactwo cysterskie w Wąchocku, po którym oprowadził nas brat-opat :-)
Krótka wycieczka w pierwszy dzień zawiodła nas do Bodzentyna:
Na rozruszanie "wspinamy się" na Miejską Górę. To ten pagórek w oddali:
A jednak, plotki były prawdziwe, jest tu Park Narodowy i coś jakby lekko pod górę :-D
Widoków na Miejskiej Górze nie uświadczy się, tylko z prowadzącej nań drogi jest ładna panoramka Bodzentyna. Górskiego smaczku dodaje postawiona na stoku chata w stylu góralskim podhalańskim 😁
Ostatni taki Wielki Piec:
Oj tak, zbyt luźne ubranie może prowokować wpadki..tzn wypadki 😁.
Jedziemy zaznać w końcu czegoś bardziej w rodzaju gór, w tym celu udaliśmy się wreszcie w pasmo Łysogór.
Ścieżka na Łysicę wcale nie jest komfortowa:
Gołoborze po lewej stronie szlaku
Wychodzimy na szczyt, Łysica /612/
Gołoborze powstałe z wychodni skalnej pod szczytem
Jest nadspodziewanie zimowo, jednak te kilkaset metrów wyżej robi różnicę. Korzystając z pięknej zimy naokoło, przechodzimy jeszcze z pół kilometra grzbietem w okolice gdzie szlak obchodzi Skałę Agaty.
Wracając robię jeszcze rzut oka z najwyższego punktu gołoborza.
Schodzimy do Świętej Katarzyny, gdzie planowałem odwiedzić starą Jodełkę, w której niegdyś kimałem na wycieczce szkolnej. Niestety, okazało się, że dawne schronisko jest nieczynne, ponoć w remoncie.
Rzuciliśmy się również na przeciwległy kraniec pasma Łysogór.
Wszelkie przejazdy miały nie więcej niż dwadzieścia kilka kilometrów, ale trwały długo, ponieważ w tym regionie prawie ciągle jedzie się przez teren zabudowany, obowiązuje 50 albo czasem 40 km/h. Mieszka tu jak się zdaje jakiś wyjątkowo niesforny naród, odporny na przepisy ruchu drogowego, codziennie widziałem policję kontrolującą prędkość samochodów w małych wiochach. W każdym razie w końcu dotarliśmy do Nowej Słupi i ruszyliśmy z parkingu.
Było również fajnie zimowo, dopadało śniegu w nocy. Ten szlak jednak jest jeszcze mniej "dziki" niż na Łysicę, ponieważ wszędzie stoją stacje "drogi krzyżowej" w stylu ludowej pobożności.
Mijamy Buk Jagiełły
Łatwo i przyjemnie wychodzimy na polanę pod klasztorem.
Na klasztornym wzgórzu robi się jeszcze bardziej zimowo, wieje tu silny wiatr, trzeba założyć kaptury.
Po drodze na gołoborze mijamy szczyt, Łysa Góra /594/
Gołoborze największe:
Można tu poczuć zimę i o to chodziło
Wracając zastanawiam się, jakież to elementy mogą spadać z góry..? Może wieża się wali od czasu do czasu jak WTC.
Ostatnim akcentem było krótkie zwiedzanko klasztoru Świętego Krzyża. Aha, nie, bo przecież jeszcze jadłem zalewajkę świętokrzyską w restauracji na dole.
A po powrocie już czeka relaksik w wodzie 😄