poniedziałek, 24 grudnia 2012

Góry Leluchowskie rakietowo i grypowo


Góry Leluchowskie 



2012, grudzień



 27-28.12.2012 

Między Świętami a Nowym Rokiem wybraliśmy się na rakietowanie z zamiarem przejścia z Gór Leluchowskich w ich słowacki dalszy ciąg, czyli Góry Czerchowskie i dotarcia jak najdalej.
Są to tereny (po)łemkowskie, odradzające się po wysiedleniach z 1947 roku.

Do Krynicy-Zdrój dotarliśmy około dziewiątej rano autobusem dalekobieżnym. Ja już w autobusie czułem się jakoś niewyraźnie, ale składałem to na karb niewyspania. Po nieprzespanej w autobusie nocy rano w Krynicy było mi strasznie zimno, ale przekonywałem siebie, że gdy zaczniemy iść, wszystko się odwróci.
Czekamy na busa do Muszynki ma być za ok. 1,5 godziny. W Krynicy niestety knajpy 
jeszcze zamknięte.Zatem raczymy się zatem gorącą herbatą z termosów.

Poszliśmy się zagrzać do marketu :-)
 W Krynicy było ślisko, poprzedniego dnia padał deszcz a tego ranka - około 5 stopni mrozu. 

Ostatecznie bus zabiera nas za Tylicz do ostatniego przystanku w Muszynce. Podchodzimy na odbicie szlaku żółtego do rezerwatu Okopy Konfederatów Barskich


Na granicy jest już około 25 cm śniegu, jego wierzchnia warstwa jest zmrożona i tworzy skorupę, którą każdy nasz krok z wielkim hałasem przebija.
We wiacie robimy pierwszy krótki postój na łyk herbaciny.
Przez mgłę przebija się słońce, byłoby całkiem fajnie, żeby nie biorące mnie coraz bardziej uczucie rozwijającej się grypy...


Idziemy szlakiem granicznym, nawet małe podejścia wyciskają ze mnie siły.  Największe podejście jest na Pustą /867/ i kilka kulminacji za nią.
 
Menel ciągle musi na mnie czekać, bo po prostu nie daję rady. Łagodne kolejne podejścia przyprawiały mnie o zawroty głowy i palpitację pikawy. Coraz bardziej bolała mnie głowa i gardło. Szedłem już wtedy prawdopodobnie z gorączką. Menel ciągle na mnie czekał i nie robił uwag , chyba tylko taką , że gdybym chciał , możemy stanąć. Liczyłem trochę na to, że rano poczuję się lepiej i pójdziemy dalej. 
W pewnym momencie wychodzimy z lasu za Kamiennym Horbem /826/.
Serce mi wali i biją na mnie zimne poty. 
Szliśmy przez to i ogólnie przez warunki powoli ale i tak udało mi się tego dnia przejść ponad 16 kilometrów, co w tym stanie jest wyczynem.
Tu zaraz za odbiciem szlaku żółtego do Wojkowej jest przyjemny teren na rozbicie namiotu.
Wskakuję do śpiwora z wieczorną silną gorączką ale niestety noc nie przynosi poprawy, przeciwnie, jest coraz gorzej - w malignie i dreszczach przewalam się z boku na bok i w jakimś momencie gotuję wodę i rozpuszczam i łykam fervex, który chociaż daje mi zasnąć.
Przesypiamy w ten sposób ok. 14 godzin. Nad ranem spadł deszcz a noc była dosyć ciepła. 

Rano czuję się strasznie słaby, z ledwością i na autopilocie robię wszystkie czynności.  
Oczywiście z kontynuowania wyprawy nici, muszę jak najszybciej znaleźć się w łóżku w domu.
Tymczasem przed nami przecież jeszcze dojście do Obrucznego lub Dubnego i dojście do Leluchowa czyli co najmniej 10 kilometrów...
Przechodzimy koło chatki Kralova Studna, jest to fajna miejscówka na przyszłość:
   Dalej we mgłę
Jeszcze rzut oka na Czergov, uda się tam pochodzić, ale jeszcze nie dziś... 

Na "zagięciu" granicy schodzimy na ukos do Dubnego i dalej szosą, a z Leluchowa ktoś dobry zabrał nas stopem do Muszyny (czego już nie pamiętam bo programu nie odbierałem).Chwile grozy przeżyłem jeszcze na cholernym "dworcu" w Muszynie, gdzie nie ma się gdzie schronić przed wiatrem i zimnem, po kwadransie byłem tak skostniały, że poszliśmy do tego tesko  żeby udawać zakupowiczów między regałami...  
Górki osiemsetmetrowe były dla mnie jednym z najbardziej hardkorowych wyzwań w życiu. Wszystko przez grypę, którą wyjeżdżając pomyliłem z lekkim zaziębieniem i nie chciałem odpuścić. 
Dzięki dla menela za wsparcie i cierpliwość.