poniedziałek, 13 lutego 2023

Rakiety na chwilę wyjęte

 Góry Izerskie


2023, luty



Dziwnie się stało, iż po tygodniu wysiadłem z pociągu znów na tej samej stacji Szklarska Poręba Górna.

W znanym składzie z Mhu i Konsim mieliśmy plan na klasyczne krążenie po Górach Izerskich. W końcu tego roku, po latach, ma być ponownie możliwość transportu koleją z i do Świeradowa-Zdrój. Przejście zamiast pętli przez polską część Gór Izerskich może będzie bardziej dostępne, bo autobusy jeżdżą dość rzadko. 

Na razie ruszamy niebieskim szlakiem...a nie, to czarny...trzeba się cofnąć do niebieskiego :-( Zapomniałem wspomnieć, że tuż po wyjściu z wagonu zaatakowała nas mżawka, nic nie widziałem przez mokre okulary. Według prognozy nieco wyżej mżawka miala zamienić się w śnieg, więc byłem raczej dobrej myśli. Zresztą nie padało równo bez przerw- wiatr i opad to się wzmagał, to przycichał. Na początek dojdziemy do Zwaliska /1046/. A potem zobaczymy.



Nie ma, że boli. Pogoda to tylko wrażenie ;-)
Spacerkiem wyszliśmy na Zwalisko
(fot. Mihu)
Na pustych przestrzeniach przed "Stanisławem" wpadamy w miks mleka i piździawy 
(fot. Mihu)
Tutaj się rozdzieliliśmy, ja z Mihem poszliśmy na wariant górą przez na Izerskie Garby.
Wiata w pobliżu rozległego wierzchołka Wysokiej Kopy, śniegiem zasypana
Tu kimaliśmy z Davem już kilka lat wstecz, więc wysłałem mu sms na przypomnienie
(fot. Mihu)
(fot. Mihu)
Właśnie na tym odcinku mogłem wskoczyć w rakiety na pewien czas. Pogoda była tu najgorsza, porywisty wiater i mżawka w oczy.
(fot. Mihu)
Zeszliśmy do Rozdroża pod Kopą. Dalej przynajmniej nie wiało już tak bardzo i do Chatki Górzystów dotarliśmy niemal równo ze zmierzchem.
Romantyczna kolacyjka przy świecach ;-)
Nie powiem, dość ciężko było wyjść na dwór. No ale przecież w schronisku Orle czekał na nas trzeci uczestnik wypadu. Nie wypadało go olać.
Już w ciemnościach przeszliśmy kilka kilometrów doliną Izery. W schronisku panował lekki chaos, pan Stasiu donosił z piwnicy skrzynki, ukraińska obsługa starała się wydawać zamówienia, przy stołach zamawiano kolejne piwa, dzieciary robiły jazgot więc przycupnęliśmy skromnie w kątku. Staraliśmy się przynajmniej częściowo być samodzielni, ale coś tam również się zakupiło. Po pewnym czasie część ludzi jakoś wybyła z głównego pomieszczenia więc przenieśliśmy się w pobliże kominka. Próbowałem rozpalić to urządzenie, niestety nie było suchego drewna tylko wielkie mokre i zmurszałe kloce. Wznosząc się na wyżyny talentu uzyskałem nikły płomyczek. Na chwilę odszedłem od kominka...gdy wróciłem okazało się, że ktoś stwierdził, że on to zrobi lepiej i już się nie pali XD
No nic, trzeba było się ewakuować na miejsce noclegowe około 22 wykulalismy się z Mihem, (Konsi zorganizował coś na miejscu) było może nieprzyjemnie ale za to padało. Po dwudziestu minutach rozłożyliśmy spanie we wiacie nad Izerą. Padłem i koniec.
Rano widać ilość śniegu na dachach, a to już jest po całodniowym deszczu! 
Niestety, mój materacyk w nocy puszcza powietrze, stary już czy trefny, nie wiem, musiałem pompować około trzeciej żeby nie kimać na dechach.
(fot. Mihu)
Rano przez chwilę jakby nie padało ale gdy Mihu poszedł a ja jeszcze się pakowałem lunęło na nowo.
Widok z mostu na Izerze
I w drugą mańkę
Granicznik w śniegu
Spotkaliśmy się we trójkę w schronisku na śniadaniu. Znów udało mi się pozostać w miarę samowystarczalnym, tylko Mihu wykosztował się na jakąś jajecznicę ;-)
Wyruszamy żwawo na Rozdroże pod Działem Izerskim i proszę, wyłoniło się słonko!
Z przeciwnej strony napływały fale mniej lub bardziej doświadczonych biegówkarzy. Na szczęście obyło się bez żadnych incydentów na trasie. 
Małe przebieranko na środku szlaku, a jak! Nic nikomu nie wadziło.
Nie przemęczając się doszliśmy do Polany Jakuszyckiej. Chciałem dokładnie sobie obejrzeć nowy ośrodek sportu, czekając na pociąg. Tymczasem musiałem biec i wskakiwać do wagonu, bo dotarłem tam równo z przyjazdem vlaka. Szczęśliwie w ten sposób dość wcześnie znaleźliśmy się w Szklarskiej Porębie. Został jeszcze czas na zakupy przed podróżą. Dzięki temu podróż powrotna była wesoła.
Cóż, kolejna klasyczna trasa zrobiona. Marzy mi się teraz coś beskidzkiego dla odmiany?