niedziela, 16 października 2016

W Stołowych: lepszy hotel czy wiata?

Góry Stołowe


2016, październik



Najlepsze są wyjazdy, których się nie spodziewamy, tak można czasem skonstatować. Zamiast długo wyczekiwanego i zaplanowanego drobiazgowo wyjazdu pojawia się czasem taka dziwna wrzutka. Mi też to się ostatnio zdarzyło - dostałem zaproszenie na konferencję do hotelu w Kudowie-Zdrój. Dwie noce za free w hotelu, myślę sobie, okolica interesująca, myślę sobie, trzeba skorzystać, myślę sobie...Rezygnacja po zgłoszeniu nie wchodziła w grę, ponieważ była obłożona surowymi karami finansowymi. Rozpaczliwie zacząłem zatem próbować wymyślić jakąś zgrabną traskę (traski), która pozwoliłaby nacieszyć się w pełni wyjazdem -choćby w dzień przyjazdu i powrotu. Tymczasem rzeczywistość przerosła oczekiwania- o czym dalej w relacji.
Środa - z domu wyjechałem wcześnie, tak, by na miejscu być w granicach 11.30-12.00. Udało się, mimo odboczki do Dusznik-Zdroju, dokąd odwoziłem pasażerkę z blabla. Chmurzyło się coraz bardziej, nie wróżyło to dobrze wycieczce.
Hotel stoi na samym krańcu Kudowy, u stóp Błędnych Skał. Po krótkim wmeldowaniu się do pokoju przebrałem się w membrany Hydro od stóp do głów :-) i popędziłem na dwór.
Tyle co zdążyłem dojść do zielonego szlaku i zaczęło mocno padać. Jeszcze zdążyłem pstryknąć Błędne Skały i to było ostatnie "suche zdjęcie".

Za chwilę zaczyna się pierwsze podejście-ooo, po to tu przyjechałem!

Całe szczęście Dyrekcja PNGS dba o ludzi, których myślą przewodnią jest już "S-K-S" i dzięki temu nie muszę chodzić po cholernych wertepach! /ironic/

Po dotarciu do granicy wszakże robi się coraz to stromiej i sztuczne ułatwienia już nie są w stanie pomóc. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, abym kiedykolwiek tędy szedł.

Stare dobre Błędne Skały witają mnie zintensyfikowanym opadem i zapachem "oscypków" z grilla, które jakiś niestrudzony sprzedawca przygotowuje chroniony przed aurą pod daszkiem. Potencjalnymi klientami są nieliczni zmokli turyści, którzy najwyraźniej podjechali tu samochodami (bo po sezonie chyba można?).

Kontynuuję wędrówkę w stronę Skalniaka/915/ i Lisiego Grzbietu.



Na tej wysokości deszcz zaczyna się zamieniać w deszcz ze śniegiem. Zastanawiam się na Lisiej Przełęczy nad powrotem...Mimo wszystko decyduję się iść dalej i zobaczyć Białe Skały.

To miejsce jest super, nie widziałem go jeszcze. Okazuje się, że sporo miejsc w Stołowych pominąłem, a to przecież jedne z najpiękniejszych naszych gór. Przypominam sobie teraz, dlaczego: to zatrzęsienie skał i skałek, zaskakujących widoków, ścieżki wiją się w niespodziewanych miejscach.

Jest już solidnie zimno a mi brakuje jedzenia i chętnie przytuliłbym jakiś termosik z gorącym napojem. Dochodzę do Skał Puchacza i zawracam skrajem Urwiska. Klasyka Urwiska Batorowskiego:

Przez Kopę Śmierci /830/ i Narożnik /861/ wracam do szosy. Po drodze jeszcze skałki, widoczki



Tu już śnieg zamienia się rolami z deszczem

Schodzę Szosą Stu Zakrętów i dalej szlakiem do Drogi Masaryka. Tutaj trochę uspokojenia i nawet przebłysk widoku w stronę Broumovskich Sten.

Po prawie sześciu godzinach trochę wymięty, zmarznięty i zmoczony wracam do hotelu i idę na basen(ik) , wygrzać się w jaccuzzi. Kolacja trochę na ciepło, trochę bufet, ogólnie bez fajerwerków. 
Wieczorem spontanicznie rodzi się lekka imprezka, siedzę w grupce nowo poznanych osób, popijamy to i owo. Konsternację budzi około 22 wejście jednego z organizatorów z informacją, iż...rano mamy przenieść się do innego hotelu do odległej o 30km Polanicy-Zdrój. (Powodem był ponoć żenujący stan sali konferencyjnej. Tego hotelu nie można polecić).Gasi to trochę nastrój do zabawy, szczególnie u kierowców. Ja zaś czuję się podwójnie zmęczony, więc nie przedłużam i koło 23 idę spać. W pokoju poznaję nowego kolegę Roberta, który jest architektem z Tych. 
Czwartek - rano zbieram moje suszące się ciuchy, stuptuty i buty, wrzucam wszystko jak leci do bagażnika. Przejeżdżam do hotelu Polanica i instaluję się w pokoju znów z Robertem.
Konferencja trwała kilka godzin, kolejne wykłady raz lepsze raz słabsze. (Płaczę ze śmiechu oglądając starą reklamę z Krzyżakami, którzy chcą wymienić dwa nagie miecze na klej Atlas - puścił producent w ramach wspominków.)
Po obiedzie odwiedziłem basen z prawdziwego zdarzenia

Wieczorem impreza, zespół przygrywa a Robert okazuje się świetnym kompanem i do żartów i do wypitki, nalewa mi szybciej niż kelnerka nadąża donosić popitkę. Okazuje się, że również bywa w górkach szczególnie w Beskidach i Tatrach więc mamy trochę wspólnych tematów.
Kiedy brazylijskiego pochodzenia zespół postanawia nauczyć panów z sali jakiegoś tańca erotycznego rejteruję i idę spać ...

Piątek - od rana obfite śniadanie , basen na orzeźwienie a następnie zmieniam sprzęt na trekingowy. Zostawiam auto dzięki uprzejmości obsługi za darmo na hotelowym parkingu.
Dzisiejsza trasa jest inspirowana opowieściami menela z cyklu "Urobiony...". Na początek trochę mącę z trasą (pewnie jeszcze wpływ C2H5OH we krwi...) i dochodzę do rejonu Piekiełka. Stoi tutaj jedna z podobnych w okolicy wiat z miejscem na ognisko.

Koło Bukówki zaczyna się szlak mrówkowy. Na zielonym szlaku rosną sobie gromadki świeżych maślaczków
Idzie mi się coraz lepiej, po kilku kilometrach przekraczam szosę. Słonko operuje, ja paruję, ziemia paruje:



Moja mapa kompletnie się już zdezaktualizowała i zdezelowała. Pojawia się jakiś czarny poprzeczny łącznik. Szlak zielony inaczej przebiega niż na tej mapie - schodzi wcześniej do doliny Czerwonej Wody. Jest to przepiękny zakątek, przełom rzeczki przez urwisko. Po prawej stronie leżą olbrzymie głazy.
Niestety, lokalna hołota zrzuca z góry (od zabudowań Batorowa albo z szosy) śmieci, w głowie się nie mieści, że można tak zeszpecić takie cudne miejsce.

(Ze zdenerwowania siadła mi ostrość)
Dochodzę dolinką do miejsca, gdzie, jak podejrzewam, za dawnych czasów funkcjonował młyn wodny





Batorów

Trzeba stąd trochę podejść do kościółka a następnie ścieżką przez las. Leży tu stary drogowskaz do Skały Józefa.
Na drugiej jego stronie- zabytkowy zakaz palenia w lesie:

Piękny widok w stronę m.in. Orlicy

Nie wiem, czy Skała Józefa to jest to małe coś na górze, czy cały blok poniżej

Październikowa słoneczna polana w okolicy Grodczego Dołu

Idąc dalej Urwiskiem Batorowskim dochodzę do ułamanego krzyża.

Tutaj trochę ogarniam okolicę w poszukiwaniu krzyża Marty, łażę w ciężkim terenie po okolicy skałek na Zbóju/751/, nawet dzwonię do menela, ale krzyża nie znajduję - albo nie umiem czytać mapy, albo jestem ślepy. Albo po prostu miałem trochę pecha.
Za to niespodzianie pojawia się On:
Schodzę na szagę do drogi z niebieskim łącznikiem

I dalej, widok na Zbója z rozdroża

Ponownie żółtą ściechą dochodzę do Czerwonej Wody, której z niepokojem nabieram na zapas na kolację do gotowania. Dalej szlak biegnie wspólnie ze ścieżką przyrodniczą Niknąca Łąka 

I powoli dochodzę do pierwszych Skalnych Grzybów


Odbijam w bok i załapuję się jeszcze na wieczorne widoczki z Pielgrzyma



Jeszce trochę zejść i podejść, krętą ścieżką wijącą się pomiędzy skałkami i melduję się w recepcji wiaty pod Rogaczem na nocleg. Niestety podłoga jest częściowo zarwana i wiata w tej chwili oferuje wygodne miejsce tylko dla jednej osoby.



Gotuję "czerwoną wodę", pichcę coś...Robi się ciemno choć oko wykol, wręcz czarno. Próbuję czytać przy czołówce ale robi się również mocno zimno. Już koło 20-tej zapakowany do śpiwora marznę nieco przy zasypianiu. Najcieńsza moja puchówka ledwo daje radę. W nocy jest pewnie w okolicy zera i bardzo wilgotno.


Sobota

Odsypiam imprezę i trasę z poprzedniego dnia i budzę się około 7.15.

Mina jakaś dziwna, nie wiem co tu miałem na myśli



Zmierzając do Batorówka kolejny raz przekraczam Czerwoną Wodę



Wiaty przy parkingu w Batorówku troche słabo nadają sie na nocleg



Na powrót do Polanicy-Zdroju wybieram szlak niebieski. Jest bardziej urozmaicony i wzbogacony w odboczki oznaczone trójkątami. Jedna to skałka Sokółka, druga - chyba Niżkowa /603/. W tej okolicy skała, którą ktoś chciał chyba obciąć:



Po drodze mijam znów czarno znakowany łącznik, którego nie widzę na mapie.

Strome zejścia i podejścia nie pozwalają się nudzić. Po jednym z zejść odkrywam w skalnej ścianie wrota do Morii. (Raczej nie do Ereboru, bo tamte były na Górze).



Próby wypowiedzenia słowa "mellon" nie przynoszą rezultatu w postaci otwarcia się bramy. Zabrakło jakiegoś elementu, albo światła księżyca, albo trzeba wypowiedzieć inne słowo w innym języku (może mordorsko-germańskim?).

Po drodze spotykam jeszcze kilku grzybiarzy , przechodzę szosę i po kolejnych 2 kilometrach znajduję kolejną polanicką wiatę. Niestety, wiaty sa niezabezpieczone przed wpływem wilgoci i grzybów, mchów itd i pewnei niedługo już się nimi będziemy cieszyli .



Jeszcze trochę schodzenia, kolejne z 2-3 km i mogę się cieszyc powrotem do autka.

Wycieczka dla mnie była bardzo miła , mogłem solo nadrobić zaległości w tych rejonach Gór Stołowych i żałuję tylko, że nie dało rady zrobić tego w zgranej ekipie.