niedziela, 14 grudnia 2008

Z Hejnic znów na rakiety

Góry Izerskie/Jizerske hory


2008, grudzień






Stary skład rakietomistrzów, wóz bojowy i chęć szukania śniegu - czego chcieć więcej?
Aby nie jechać za daleko, nasz wybór padł na Izery. W piątek wieczorem zlądowaliśmy w Hejnicach a właściwie Bily Potok. Zimno, pada - zatem śpimy w samochodzie a rano zdecydujemy co dalej. Koledzy spali na rozłożonych siedzeniach a ja...w bagażniku.
W środku nocy obudziłem się dzwoniąc zębami i pakowałem się do śpiwora.
Po nocy w aucie  poszliśmy szlakiem zielonym na Frydlantskie Cimbury:
Odwiedzamy Vodopád Černého potoka
Wychodzimy na Hajni Kostel, zaczyna się coś jakby zimowy warun a przynajmniej coraz zimniej:


Po wyjściu ponad wodospad Poledni skręcamy na szlak żółty i po żmudnym podejściu na ponad 900m npm znajdujemy się na Frýdlantské cimbuří:
  


Na Poledni Kameny /1007/ już zima pełną gębą 


Tutaj już nie drabinki ale łańcuchy nas ratują przed upadkiem



Mało konkretną okolicą przemieszczamy się w chmurach w stronę Smedavskiej Hory. 

Z powodu braku słońca i cienia krajobraz jest jakby odrealniony, na dodatek nie znamy tego szlaku, brniemy przez śnieg bez poczucia czasu i drogi.


Ostatecznie wynurzamy się z tej krainy Nigdy-Nigdy wprost na czerwono znakowanej głównej hrebenowce w miejscu zwanym Paulova Paseka
Stąd do Smedavy mamy już tylko półtora kilometra i to z górki.
Grzejemy się troszkę w knajpie, ale cały czas pada śnieżek i jest coraz później, więc szybko wychodzimy. 
Przed nami jeszcze trzy kaemy przez śnieg do wiaty na Przedelu. Musiałem iść już trochę na automatycznym pilocie, bo nie pamiętam tej drogi. W każdym razie instalujemy się we wiacie i gotujemy.

Spanko też trzeba wyszykować, bo jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz :-).
Puchacze zdają oczywiście kolejny egzamin, wstajemy rano na luzie.
Poranek na Przedelu - mgła stała się niestety jeszcze gęstsza niż poprzedniego dnia, śnieg również nam nie odpuszcza:

My z menelem tego dnia wracamy, Pan Malinowski zostaje i będzie kimał na Smreku. Ponieważ mamy dużo czasu, idziemy jeszcze trochę w bok na Palicznik /944/. Tradycyjna gwiazdka rakietowa:
Z Palicznika trawersem Klinovego vrchu wracamy do trasy biegówkowej i wspinamy się w powodzi sypiących płatków na Smrk /1124/.



W chatce pod wieżą zostawiamy Pana Malinowskiego na pastwę nudy ;-)
Nas czeka jeszcze tylko powrót na dół do Hejnic, gdzie śnieg powoli zamienia się w deszcz...




Temperatury były dość wysokie jak na grudzień, ale na Góry Izerskie można jak zawsze liczyć poszukując śniegu pod rakiety.

poniedziałek, 10 listopada 2008

Tatry Niżne - kolejne podejście

Niżne Tatry


2008, listopad








Kolejne podejście do grani Niżnych Tatr zrobiliśmy w składzie czteroosobowym - trzech przestępców oraz Mariano. Były to jeszcze czasy znajomości odorowych.
Trasę zaczęliśmy tak jak uprzednio w Donovalach.
Nie jest łatwo po długim dojeździe wyleźć znów na ten Kozi Chrbat /1330/.








W końcu na popołudnie dochodzimy na Hiadelske Sedlo /1099/ gdzie od kilku miesięcy stoi już zgrabna wiatka.
Takie wiatki i klimaty lubimy, więc zaraz powstaje ognicho i pichcimy.







Po wieczornych pogaduchach Polaków układamy się do snu na dechach wiaty.

Rano oczywiście pamiątkowa fota. Po śniadanku ruszamy z wysokości 1099 na grzbiet.
Pierwszym z serii szczytów jest Prašivá (1652 m). Bagariany zarzucone, można iść.



Na wierzchołku Prašivej



Jak widać na fotkach - z panoram niestety nici, a szkoda, bo to ponoć bardzo widokowy grzbiecik. 
Kontynuujemy marsz na wschód przez Malą Chochuľę /1719/ aż dwychodzimy na najwyższy szczyt w tym masywie (Praszywej) - czyli Veľką Chochuľę (1753 m npm).
Szlak nie jest męczący ale we mgle trochę nużąco się idzie. W ten sposób przechodzimy Kosarzisko, Skalkę i dochodzimy do wybitnej Latiborskiej hoľi /1648/.



Stąd jeszcze sześć kilometrów grzbietem przez Dziurkową i schodzimy poniżej grzbietu do 
Útulňi Ďurkovej pod Chabencom albo wg innej wersji nazwy Útulňi pod sedlom Ďurkovej.
W utulni warunki surowe, ale fajowo. Instalujemy się na podłodze na strychu za jakieś drobne euracze.

Wieczorne fiki-miki 😉 i śpimy po tym długim dniu.

Pogoda nie rozpieszcza nas również na następny dzień rano. 
Wracamy za główną grań i podchodzimy na Chabenec /1955/. Tu podejmuję decyzję o zakończeniu wycieczki - rzadko mi się to zdarza, ale jednak. Jeszcze przez Kotliska i Polanę schodzimy razem na Sedlo Polany, ale ja tutaj odbijam w bok do Doliny Demianowskiej. Chłopaki idą jeszcze trochę dalej, ale też potem kończą imprezę.


Ścieżka prowadzi wzdłuż potoku Zadna Voda.

Jak na złość na dole, koło Vrbickiego Plesa pojawiają się promienie słońca...

Kontynuuję jednak marsz powrotny, aby być o ludzkiej porze w domu, doliną schodzę do Demianowskiej Jaskini Svobody.  Po lewej towarzyszy mi boczny grzbiet Bora i Sinej.


Na parkingu koło jaskini łapię stopa do Rużomberka i dalej już koleją wracam do Zwardonia.
Wycieczka pozostawiła we mnie spory niedosyt...