2006, luty
Kolejne kilka dni w nasze ferie zdecydowaliśmy się spędzić w zaśnieżonym Świeradowie-Zdrój. Był to dobry strzał, mieliśmy zimę jak chcieliśmy.
Wylądowaliśmy w niedużej kwaterze prywatnej w centrum miasteczka.
Na pierwszą wycieczkę przeszliśmy się do Czerniawy-Zdroju. Obejrzeliśmy stare sanatorium. Nic się tam za bardzo nie działo, panowało raczej wrażenie opuszczenia.
Niestety, w pewnym momencie, kiedy zjeżdżałem z dziećmi na sankach, wpadliśmy w zaspę zmrożonego śniegi i osłaniając dzieci przed uderzeniem sam przywaliłem twarzą w grudę szreni. Skończyło się na pokaźnym otarciu na papie.
Następny dzień przeznaczyliśmy na spacerek na Zajęcznik i Świeradówkę.
Tego albo kolejnego dnia miało miejsce trochę straszne a trochę śmieszne zdarzenie - stałem sobie kulturalnie z piwem czekając na dziewczyny bawiące na zakupach, kiedy naprzeciwko mnie zaczął manewrować na miejscu parkingowym samochód policji ("suka"). Przyglądałem się temu kilka minut z politowaniem, dopóki nie udało im się w końcu zaparkować i wtedy...zostałem zaproszony do wnętrza. Okazało się, że ktoś z pobliskiego jubilera chyba się mnie przestraszył, stojącego przy bramie z piwem, na dodatek ubranego w urban camo, kominiarkę i... z wielką szramą na pysku :-O
Zostałem początkowo ukarany ale potem w rozmowie z komendantem zostałem ułaskawiony, może dlatego, że przyszliśmy całą rodziną (zlitował się).
Zrobiliśmy oczywiście również wyprawę saneczkową na Stóg Izerski. Ponieważ jeszcze nie istniała gondolka na szczyt, "turyści" - przeważnie starsi ludzie z NRD, upss, przepraszam, z Niemiec, byli wwożeni pod schronisko kursującymi gęsto terenówkami. My radziliśmy sobie klasycznie na piechtę:
Śniegu było w bród, im wyżej, tym więcej
A nawet więcej niż w bród, powyżej głowy - oto tunel śniegowy w pobliżu schroniska:
W schronisku Na Stogu Izerskim "turyści samochodowi" zajadali się głównie kiełbasą z musztardą (narodowe danie polskie?).
My zrobiliśmy w tył zwrot i schodziliśmy, czasem zjeżdżaliśmy.
I jeszcze zaczęło padać w drodze powrotnej. Fajnie.
Ta wycieczka trwała najdłużej i zaprowadziła nas najwyżej. Ale nie była ostatnia.
Ostatnią naszą wycieczkę zaplanowałem na Sępią Górę wznoszącą się po wschodniej stronie Świeradowa-Zdroju, za Kwisą. Jest to pierwszy od tej strony szczyt Grzbietu Kamienickiego.
Wychodzimy szlakiem ponad zabudowania i pojawia się widok na odwiedzony wcześniej Stóg Izerski:
Idziemy po stoku pod górę. Gdzieś tam przyszła ochota na baraszkowanie na śniegu:
Idziemy po stoku Sępiej Góry:
No i jakoś tam wróciliśmy, zaśnieżeni.
W ferie musi być śnieg!