niedziela, 19 lutego 2006

Ferie w Świeradowie

Góry Izerskie


2006, luty



Kolejne kilka dni w nasze ferie zdecydowaliśmy się spędzić w zaśnieżonym Świeradowie-Zdrój. Był to dobry strzał, mieliśmy zimę jak chcieliśmy.

Wylądowaliśmy w niedużej kwaterze prywatnej w centrum miasteczka.



Święty Mikołaj w lutym..? Popatrz, popatrz...długo mu się wisiało.

Na pierwszą wycieczkę przeszliśmy się do Czerniawy-Zdroju. Obejrzeliśmy stare sanatorium. Nic się tam za bardzo nie działo, panowało raczej wrażenie opuszczenia.








Niestety, w pewnym momencie, kiedy zjeżdżałem z dziećmi na sankach, wpadliśmy w zaspę zmrożonego śniegi i osłaniając dzieci przed uderzeniem sam przywaliłem twarzą w grudę szreni. Skończyło się na pokaźnym otarciu na papie.
Jak widać na fotkach miałem niezłą zaprawę służąc przez cały wypad za napęd do sanek.
Następny dzień przeznaczyliśmy na  spacerek na Zajęcznik i Świeradówkę.


Tego albo kolejnego dnia miało miejsce trochę straszne a trochę śmieszne zdarzenie - stałem sobie kulturalnie z piwem czekając na dziewczyny bawiące na zakupach, kiedy naprzeciwko mnie zaczął manewrować na miejscu parkingowym samochód policji ("suka"). Przyglądałem się temu kilka minut z politowaniem, dopóki nie udało im się w końcu zaparkować i wtedy...zostałem zaproszony do wnętrza. Okazało się, że ktoś z pobliskiego jubilera chyba się mnie przestraszył, stojącego przy bramie z piwem, na dodatek ubranego w urban camo, kominiarkę i... z wielką szramą na pysku :-O
Zostałem początkowo ukarany ale potem w rozmowie z komendantem zostałem ułaskawiony, może dlatego, że przyszliśmy całą rodziną (zlitował się).

Zrobiliśmy oczywiście również wyprawę saneczkową na Stóg Izerski. Ponieważ jeszcze nie istniała gondolka na szczyt, "turyści" - przeważnie starsi ludzie z NRD, upss, przepraszam, z Niemiec, byli wwożeni pod schronisko kursującymi gęsto terenówkami. My radziliśmy sobie klasycznie na piechtę:


  




Śniegu było w bród, im wyżej, tym więcej

 A nawet więcej niż w bród, powyżej głowy - oto tunel śniegowy w pobliżu schroniska:
W schronisku Na Stogu Izerskim "turyści samochodowi" zajadali się głównie kiełbasą z musztardą (narodowe danie polskie?). 
My zrobiliśmy w tył zwrot i schodziliśmy, czasem zjeżdżaliśmy.
I jeszcze zaczęło padać w drodze powrotnej. Fajnie.



Ta wycieczka trwała najdłużej i zaprowadziła nas najwyżej. Ale nie była ostatnia.

Ostatnią naszą wycieczkę zaplanowałem na Sępią Górę wznoszącą się po wschodniej stronie Świeradowa-Zdroju, za Kwisą. Jest to pierwszy od tej strony szczyt Grzbietu Kamienickiego.
Wychodzimy szlakiem ponad zabudowania i pojawia się widok na odwiedzony wcześniej Stóg Izerski:


Idziemy po stoku pod górę. Gdzieś tam przyszła ochota na baraszkowanie na śniegu:

Idziemy po stoku Sępiej Góry:
No i jakoś tam wróciliśmy, zaśnieżeni. 
W ferie musi być śnieg!