Raxalpe
2001, czerwiec
Na wyjazd do Austrii zostałem zaproszony przez jedną z firm budowlanych. Główną atrakcją pobytu był oczywiście Wiedeń. Wiadomo - Wiedeń, wszyscy dostają orgazmu, nie neguję, cudne miasto. I jeszcze ta pyszna kawa po wiedeńsku, i sernik i sznycel a nawet jajko.
Tym niemniej był również epizod z wypadem w nieduże pasemko alpejskie - Alpy Rax.
Dojechaliśmy do miasteczka Hirschwang an der Rax. Kursuje tutaj górska kolejka (gondolowa), która wywiozła nas na wysokość 1546m npm. Tak to wygląda na reklamówce.
Spacerowo można się stąd dostać do schroniska Ottohaus położonego kapkę dalej na zachód - na wysokości 1644m npm. W oddali widać masyw Heukuppe /2007/.
Spod Ottohaus jeszcze kawałeczek dalej można się dostać na szczyt Jakobskogel /1737/.
Od południa płaskowyż ogranicza potężne urwisko skalne.
Wycieczka była krótka ale niespodziewana a takie wypadziki zawsze są mile widziane. Lepsze górki niż kolejne zabytki :-P
czwartek, 28 czerwca 2001
niedziela, 28 stycznia 2001
Duszna odwilż w Dusznikach
Góry Bystrzyckie
2001, styczeń
To zdaje się nasze pierwsze ferie z małym dzieckiem. Udało się wyjechać, by zaznać trochę zimy, niestety, pogoda była dość niżowo-odwilżowa.Za bazę posłużył nam "Chemik" w Dusznikach-Zdrój.
Krążyliśmy gdzieś po okolicach Dusznik-Zdroju.
Na pewno pamiętam, że ścieżki zaprowadziły nas grzęznących z wózkami w rozmiękłym śniegu w stronę Zielonego Ludowego stokiem Wroniawy:
Byliśmy również z pewnością czarnym szlakiem przez Gajową na Jamrozową Polanę, a z tamtejszego lokalu pamiętam pyszny rozgrzewający barszczyk, mniam.
Słońca nie uświadczyliśmy przez te kilka dni. Za to przywiozłem pamiątkę - maleńką sadzonkę sudeckiego świerka, którą przechowałem w plastikowym kubeczku. Przejechała te kilkaset kilometrów i obecnie jest u mnie na ogrodzie wielkim drzewem :-o
2001, styczeń
To zdaje się nasze pierwsze ferie z małym dzieckiem. Udało się wyjechać, by zaznać trochę zimy, niestety, pogoda była dość niżowo-odwilżowa.Za bazę posłużył nam "Chemik" w Dusznikach-Zdrój.
Na pewno pamiętam, że ścieżki zaprowadziły nas grzęznących z wózkami w rozmiękłym śniegu w stronę Zielonego Ludowego stokiem Wroniawy:
Byliśmy również z pewnością czarnym szlakiem przez Gajową na Jamrozową Polanę, a z tamtejszego lokalu pamiętam pyszny rozgrzewający barszczyk, mniam.
Słońca nie uświadczyliśmy przez te kilka dni. Za to przywiozłem pamiątkę - maleńką sadzonkę sudeckiego świerka, którą przechowałem w plastikowym kubeczku. Przejechała te kilkaset kilometrów i obecnie jest u mnie na ogrodzie wielkim drzewem :-o
Subskrybuj:
Posty (Atom)