niedziela, 22 maja 2011

Zlot nr VII- Chatka Górzystów

Góry Izerskie

2011, maj




Moja stronnicza i kłamliwa relacja 😁.
Zlot był zaiste "gwiaździsty", bo docieraliśmy z różnych stron no i oczywiście uczestnicy też jako te gwiazdy :)
Ja opowiem moją wersję tej epopei :) Podróż zaczęła się o 16.46 pociągiem z Poznania , po dwóch obezwładniających upałem godzinach dotarłem do Rawicza, skąd o 19tej miałem być przechwycony przez Hanię i Kubę z Gdańska. Niestety, przez stan naszej drogowej infrastruktury oraz burze z piorunami i oberwaniami chmur (coś tłumaczyli, że jeszcze trzęsienia ziemi były..?) nasze spotkanie nastąpiło dopiero około 21.30.

Oczekiwanie stało się dla mnie zderzeniem czołowym z wyobrażeniem na temat pizzy - w wersji po rawiczowsku (rawicku?)
Nasza podróż do Świeradowa (czyli Świerardowa, jak mówi aknah) potrwała aż do godziny pierwszej. Zaparkowaliśmy gdzieś na uboczu, ale wzdłuż ulicy stały ławki (na szcęście).

Po nocy spędzonej na pobliskiej ławeczce wstałem wcześnie koło szóstej, żeby uniknąć ponownego nagabywania na alkohol...😉 Otrzepałem po cichu śpiwór ze ślimaków. Niestety, "gospodarze" usłyszeli mnie i nie mogłem odmówić zabrania ze sobą piwa na drogę, które planowałem wyćpnąć gdzieś w krzaki ...niestety, nie mogłem po drodze znaleźć odpowiedniego krzaka 😉.

Widok z drogi na Polanę Izerską:

Śniadanie zrobiłem sobie na Polanie Izerskiej , gdzie pojawiło się coś jakby nowa wiatka: 

Następnie ruszyłem w stronę Stogu Izerskiego:
Typowa droga w Izerach między Świeradowcem a Stogiem: 
Schronisko na Stogu tzn bufet jeszcze o godzinie dziewiątej było nieczynne. Ruszyłem dalej w stronę Smreka: 
Po planowym czasie dotarłem na Smreka i kultową wieżę.
Akurat niestety widoczność w tym czasie była słaba, trochę było widać Jizerę 


Po zasłużonym drugim śniadaniu zaległem na ławce , żeby odespać choć kapkę z nocy...niestety , nie wziąłem pod uwagę , że forumowicze grasowali już także w tych rejonach...i rychło obudził mnie dźwięczny mezzosopran : "Michuuuuun?!" 
Była to Zielona oraz Marco (ale głównie Zielona):
W dalszą drogę podążyliśmy już razem. Forumowicze niestety namówili mnie na szwendanie się po tych rowerowych górach, mimo, iż planowałem relax w najbliższej wypożyczalni leżaków bądź rowerów wodnych. Skończyło się to rozstrojem żołądka, załamaniem nerwowym oraz poparzeniem słonecznym III-go stopnia. 
Widoczek gdzieś z drogi do wiaty na Przedelu w stronę obu kulminacji Smreka :

Forumowicze zaciągnęli mnie następnie na Pytlacke Kameny (975) 
Jizera:


Dalej to już było pasmo nieszczęść, przeszliśmy Jeleni Strań (1018), może przytoczę informację za Wiki: "Jelení stráň (též Věžní skály) (německy Törmelfelsen) je vrchol (1018 m n. m.) v Jizerských horách. Je nejvyšším bodem Středního jizerského hřebene. Na vrcholové plošině se nacházejí žulové skály. Poblíž vrcholu u skal zvaných Vlčí doupě se nalézá jeden z nejznámějších jizerskohorských viklanů." Zwłaszcza podobają mi się te żulowe skały oraz że coś jest na doupie. Zaiste, piękna jest czeszczyzna (czeszczina). 
Zeszliśmy do Izerki, gdzie kolejny raz zostałem zniewolony do picia alkoholu co na moim nienawykłym organizmie wywarło wyniszczający wpływ. Wpływ tym bardziej przemożny, że było to zakazane w niektórych stanach i województwach tzw czerne pivo (powstaje przez dodanie do zwykłego pilsnera roztworu smoły ze sproszkowanym antracytem).
Gnębiony wyrzutami treści żołądkowej dotarłem w końcu do Chatki Górzystów... gdzie podbudowałem się trochę daniem dnia czyli goloneczką. 


Zaczęła się część trawnikowa zlotu


Zakończona zdjęciem grupowym na schodach Chatki Górzystów:
Potem było jeszcze ognisko i inne atrakcje. Wszystkiego nie będę opisywał, niech pozostanie trochę tylko w pamięci Uczestników 😄


W niedzielę pospiesznie pożegnaliśmy się z tą częścią forumowiczów, która była na nogach i w składzie: Mhu1979, erro oraz ja podążyliśmy w stronę Szklarskiej przez Wysoką Kopę (1126).
Już od samego rana słoneczko prażyło znacznie mocniej, niż w sobotę, co Mhu wykorzystał jako pretekst do popisywania się muskulaturą oraz metroseksualną urodą 😁


Po dotarciu na Wysoki Kamień (1058) poświęciliśmy się relaksującemu obserwowaniu krajobrazu
ale ja udałem się również do bufetu z nadzieją zjedzenia czegoś, gdzie zwaliła mnie z nóg lapidarność jadłospisu składającego się z dwóch pozycji, z czego jedna to był chleb z MAZIDŁEM IZERSKIM, sama nazwa wzbudza odruch wymiotny, szczególnie u osób z chorobą refluksową. (Oczywiście może komuś tam smakowało, nie wiem).

Zakończyliśmy w Szklarskiej przed budynkiem Policji, gdzie znajduje się cudny zakątek na posiady ze źródełkiem i trzema ławeczkami. Miejsce to stało się naszą przystanią aż do przyjazdu pociągu. Każdy jadł to , co mu grało w duszy : erro - jogurt, Mhu - zgrabne słone paluszki , a ja...no cóż, jak zwykle prozaicznie - śledzia w pomidorach z puszki.

I po zlocie nr VII.