środa, 7 sierpnia 2019

Sa Talaia

Ibiza



2019, sierpień



Dziwnym trafem znalazłem się na Ibizie. Jakoś tak się zdarzyło, przechodziłem przez pasaż oszą i nagle okazało się, że lecimy na tę wyspę na Morzu Śródziemnomorskim. Czy jakoś tak..?
Ogólnie pobyt sprawiał same problemy, upał, atakujące obywateli owoce morza itp. Również zagrożenie ze strony dzikich gołych pośladów było ustawiczne...


W tej sytuacji trzeba było coś przedsięwziąć.
Na początek w ramach aklimatyzacji zdobyłem górujący 99 metrów nad portem stolicy Eivissa "szczyt" a właściwie twierdzę o nazwie Dalt Vila. Umocnienia powstawały w XVI wieku. 
Są stąd piękne widoki na port i kursujące wciąż jednostki morskie wszelkich rozmiarów i typów, śmigają sobie na wycieczki jak i regularne połączenia. 



Pojąłem zatem heroiczną próbę zdobycia najwyższego szczytu na wyspie. Byłoby wstyd nie podjąć, bo punkt wyjścia był od nas o 20 minut jazdy autobusem.
Kupiłem bilecik i wysiadłem w Sant Josep; swoją drogą myślałem, że mnie kierowca zabije wzrokiem za błędną wymowę tej nazwy :-)
Początek i przebieg ścieżki na szczyt jest dobrze oznaczony drogowskazami. Chociaż nie wiem, czemu na tej tabliczce akurat postać stoi a nie idzie. Jak będzie tak stać, to nie dojdzie przecież.
Już jest fajnie:
 Po krótkim przejściu drogą zaczynają się schody:
I zaczyna się robienie wysokości. Najpierw ścieżką przez las, jest gorąco ale do wytrzymania.
Po jakimś kilometrze można już dostrzec zarówno wieże na szczyciku niższym prawym jak i wyższym lewym. Pomiędzy nimi grzbiet z pośrednią kulminacją.

Znów bardziej stromo przez las. Zbliża się wyjście na otwartą przestrzeń. Tam to będzie piec!
Otwierają się coraz rozleglejsze widoki, to jest właśnie cudne na wyspach, że widać morze; a tu nawet sąsiednią wyspę, Formenterę.
Wytrwale w upale, 
po skałkach w sandałkach 
:-D
(Właściwie, to miałem siatkowe salomony, ale nie byłoby rymu)
Ostatnie podejście, pełny "wygar", uf!! 
Wychodzę na najniższy skrajny szczycik Cap de sa Talaia, ten z dwiema niższymi wieżami.
Widoki cudo!
Przeszedłem na pośredni szczyt , Talaia de Sant Josep:


Kawałek wędrówki piękna dróżką, jak w parku:
Przeszedłem ten niespełna kilometrowy odcinek grzbietu z dużą przyjemnością. Na koniec dotarłem do głównego szczytu tego minimasywu Sa Talaia, czyli Roca Grossa
Na szczycie stają zdewastowane obeliski i dwie duże wieże przekaźnikowe. Mało atrakcyjnie...ale widywałem już szczyty w gorszej kondycji. 
Dumne 476 m npm.
 Powrót odbywa się tą samą drogą. Oglądam widoczki w odwrotnej sekwencji :-)

Oto zabytkowy kościółek podcieniowy w Sant Josep.
Ale wycieczkę zakończyłem mało bogobojnie, w sklepie spar dokonując zakupu oszronionej butelki piwa Mahou, było pyyyyszne!
Zawsze warto wyskoczyć na jakąś górkę. Nawet niewysoka daje satysfakcję.

Oczywiście wyjazd miał też swoją inną, główną stronę - wakacyjną. Jednak to nie jest blog podróżniczy lecz górski, więc zdyscyplinuję się do tylko dwóch foteczek.