niedziela, 4 października 2015

Orlica od... zada strony



Pogórze Orlickie/Góry Orlickie

2015, październik





Wycieczka z cyklu: Jak nieortodoksyjnie podejść do oklepanego tematu i zaskoczyć sudeckiego wyjadacza?


2.10.
Jadę do Wro, wrzucam menela z bagarianem na pakę i lecimy do Kudowy Zdroju.

"Furmankę zostawiamy w miejscu pewnym, bezpiecznym i darmowym" jak powiedział menel.

Szukamy po ciemaku znaków szlaku niebieskiego do Brzozowic. Ledwo znaleźliśmy- już zgubiliśmy😁.

Koło Źródełka Marii też się motamy. Wszystko przez słabe czołówki, konstatujemy.

Wtedy zakiełkowała i umocniła się myśl o zakupie porządnej nowoczesnej lampy, bo stare tikki już nie mają tego czaru co dawniej...

Osiągamy Brzozowie, za kościołem znajdujemy na szlak zielony.

Wieczór jest ciepły i pogodny i przyjemnym spacerkiem osiągamy granicę czeską, gdzie szlak zmieniamy na żółty.
Potem podchodzimy zielonym szlakiem na wielką polanę o nazwie Homolka, menel gdzieś mi znika. Potem okazuje się, że poszedł do przodu do bunkra "Brzezinka" i czeka na mnie, ale przecież wiata powinna być niżej na samym skraju polany! Hamuję jego zapędy i trochę się cofamy, no tak, wiata stoi, ale jest zasłonięta kępą drzew!

Robimy spanie a menel pstryka jeszcze klimatyczne foto:



(fot. menel)

Nachod by night - good! 😁


3.10.
Rano jak zwykle menel budzi się o nieludzkiej porze i budzi mnie również 😂.
Wstaję z ociąganiem i czuję jakieś dziwne ukłucia w zębie. Typowa moja głupota - zlekceważenie objawów w piątek - "ja nie pojadę?! ja nie pojadę?!" Nic to, pewnie jakieś złudzenie. Robię niespodziankę: przywiozłem produkty na prawdziwego tatara, miałem nawet jajko, menel nie posiadał się ze szczęścia 😃.
Nasza wiatka i ja mieszający składniki, na nogach puchacze made in jysk:


(fot. menel)


(fot. menel)


(fot. menel)

Ruszamy zielonym szlakiem w górę przez tereny Twierdzy Dobrošov. Stoi tu wiele schronów różnego typu. Menel snuje marzenia o zimowym powrocie w ten rejon.
Po obejrzeniu schronów porzucamy szlak i schodzimy prosto do Českiej Čermnej.
Stąd idziemy przez las żółtym szlakiem a następnie niebieskim do Borovej.

U mnie niestety nasilają się bóle zęba, więc menel ratuje mnie pigułą.
Widok na Góry Stołowe: Bor i Skalniak:


(fot. menel)

Z Borovej znów kalejdoskop szlaków: niebieski, czerwony i zielony doprowadzają nas na Skutinę /743/.

Zelinkuv Mlyn: ośrodek policji czeskiej:

(fot. menel)

Na Skutinie jest kolejny schron do zwiedzania, my dziękujemy za te atrakcje bo kiszki nam grają marsza a za 3 kilometry możemy być w Sedloniovie, tam na pewno będzie knajpa!
Po przejściu tego odcinka instalujemy się na dłuższe posiedzenie na tarasie w Penzion Hrad Sedloňov.

Przy posiłku mamy atrakcję - możemy obserwować przebieg wyścigu dla młodzieży:

(fot. menel)


(fot. menel)

Co tam było na obiad nie pomnę, ale przy piwku i kofoli czas nam płynął milo 😄. Niestety, po posiłku znowu chwyciły mnie narastające bóle w zębie.
Kolejna tableta i zbieramy siły na ostatni rzut - żółtym szlakiem odważnie w górę.
Teraz zaczynamy podejście bez mała pół kilometra w pionie.

Po drodze zgrabna chatka, rekonstrukcja chatki myśliwskiej z 1883 roku:

(fot. menel)

Po wyznaczonym czasie wyłazimy na wierzch, jeszcze trochę czerwonym szlakiem, sprawdzamy źródło Bele, ale nie może posłużyć nam jako rezerwuar wody - jest zbyt błotniście.
W końcu wiatka i ostatnie metry, idziemy również zajrzeć na polską stronę. Vrchmezi /1084/.

(fot. menel)

Instalujemy się w wiacie, na te warunki jest wystarczająca - mimo, iż to październik jest dość ciepło, tylko wiatr trochę się wzmaga.
Jednakże noc jest dla mnie koszmarem - stan zapalny zęba rozwinął się już na całego i co godzinę, półtorej budzę się z bólu, zjadam kolejną pigułkę z zapasu menela i usiłuję trwać.

Rano 4.10 zwlekam się i wpycham coś w siebie , robimy pamiątkowe foto, ale widać, że jestem zielonkawy z bólu i niewyspania:

(fot. menel)

Pogoda piękna, jednak chciałbym już być w aucie a co najmniej w aptece.
Schodzimy trasą przez Ostrużnik /982/ na Oleśnice.


(fot. menel)


(fot. menel)

Ja dawkuję sobie ostatnie tabletki a wątrobę to już mam o połowę większą.
Na moją prośbę idziemy jak najkrótszym wariantem w większości asfaltem przez Dlouhe, Borovą i w krótkich abcugach do granicy.

(fot. menel)

I dalej bez historii niebieskim do Kudowy. Lecę do apteki i uzupełniam zapas.
Jednak dalsza droga jest koszmarem a jeszcze muszę prowadzić. Na szczęście zabrany w ramach bla pasażer poratował mnie jakąś mocniejszą tabletą, a w Lesznie po drodze udałem się do przygodnej pani dentystki, która mi chociaż otworzyła ten ząb. Historia skończyła się ekstrakcją w poniedziałek...

Ale z biegiem czasu zapominam ten ból, a zostaje wspomnienie fajnej nietypowej jesiennej wycieczki.